Bereza Kartuska – geneza, rzeczywistość, kontrowersje
15 czerwca 1934 r. na ul. Foksal w Warszawie został postrzelony Bronisław Pieracki. Trzy strzały oddane przez zamachowca z bliskiej odległości nie dawały żadnych szans na przeżycie sanacyjnemu politykowi. Sprawcy nie ujęto; pomimo pościgu udało mu się zbiec z miejsca zbrodni. To wydarzenie stanowiło przyczynek do powstania obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej.
Bereza Kartuska – geneza
Kim był Bronisław Pieracki? Ten 39-letni polityk miał za sobą legionową i peowiacką przeszłość. W wieku 23 lat został majorem. W marcu 1919 r. został skierowany do Ministerstwa Spraw Wojskowych; podczas wojny polsko-bolszewickiej był oficerem łącznikowym Głównej Kwatery Naczelnego Wodza, następnie wrócił do ministerstwa. Zafascynowany włoskim faszyzmem był zwolennikiem rządów „twardej ręki”, czemu dał wyraz, gdy kierował akcją pacyfikacyjną Małopolski Wschodniej. Poważną karierę polityczną rozpoczął w 1928 r., kiedy został posłem BBWR. W chwili zamachu sprawował funkcję ministra spraw wewnętrznych.
O dokonanie zamachu podejrzewano działaczy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), jednak aresztowania rozlały się szeroką falą na całą ówczesną opozycję. Wedle niektórych szacunków w ciągu kilku kolejnych tygodni po zamachu aresztowano ok. 1000 osób. We wspomnieniach z tamtego okresu znajdujemy informacje, że śmierć Pierackiego stanowiła bardzo duży wstrząs dla Piłsudskiego. Kiedy ze szpitala przyjechał Felicjan Sławoj-Składkowski, aby zameldować mu o zgonie ministra, ten nie przyjął go. Jeszcze tego samego dnia do Piłsudskiego przybył natomiast premier Leon Kozłowski, który przedstawił pewien projekt i uzyskał zgodę na jego realizację. Wezwano również Aleksandra Prystora, którego zdanie Piłsudski bardzo sobie cenił i często korzystał z jego rad.
Już w dwa dni po tych wydarzeniach ukazało się „Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dn. 17 czerwca 1934 r. w sprawie osób zagrażających bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu”. Składało się ono z sześciu artykułów. Artykuł 1. określał, kto może być skierowany do miejsc odosobnienia, a więc „osoby, których działalność lub postępowanie daje podstawę do przypuszczenia, że grozi z ich strony naruszenie bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego […]”. A zatem wystarczyło jedynie przypuszczenie (!) co do ewentualnego naruszenia bezpieczeństwa czy też zakłócenia porządku państwowego. Artykuł 2., najważniejszy spośród całości, składał się z czterech części:
Zarządzenie co do przytrzymania i skierowania osoby przytrzymanej do miejsca odosobnienia wydają władze administracji ogólnej. 2. Postanowienie o przymusowym odosobnieniu wydaje sędzia śledczy na wniosek władzy, która zarządziła przytrzymanie, uzasadniony wniosek tej władzy jest wystarczającą podstawą do wydania postanowienia. 3. Odpis postanowienia będzie doręczony osobie przytrzymanej w ciągu 48 godzin od chwili jej przytrzymania. 4. Na postanowienie sędziego środki odwoławcze nie służą.
Pozostałe artykuły określały m.in. czas przetrzymania w miejscu odosobnienia na trzy miesiące (czego zresztą nie przestrzegano) i miały stricte techniczny charakter.
Bereza Kartuska. Obóz i jego obsada
W założeniu miało powstać kilka miejsc odosobnienia, ostatecznie powstało tylko jedno – w miejscowości Bereza Kartuska w województwie poleskim. Lokalizacja nie była przypadkowa. Polesie stanowiło obszar słabo zaludniony i trudno dostępny. Dużą część województwa poleskiego pokrywały bagna i lasy, a sieć dróg w tym regionie była słabo rozbudowana – wszystkie te czynniki zdecydowanie utrudniały ewentualną ucieczkę z Berezy. O zorganizowanie obozu zadbał wojewoda poleski Wacław Kostek-Biernacki. Lubował się on w przeprowadzaniu w obozie częstych, niezapowiedzianych inspekcji. Pisze o nich w swoich wspomnieniach działacz Obozu Narodowo-Radykalnego Włodzimierz Sznarbachowski:
Mówił, że […] nauczy się nas tutaj szacunku dla państwa polskiego. […] Przed każdym policjantem musimy frontować, tak jak przed prezydentem, Marszałkiem i Naczelnym Wodzem, to znaczy stanąć na baczność trzy kroki przed nim, śledzić go wzrokiem i czekać, aż oddali się o trzy kroki. Nie wolno nam w Berezie chodzić, lecz zawsze mamy biec.
Obóz ulokowano w budynkach dawnych koszarów wojskowych. Kompleks zabudowań dzielił się na dwie części: kancelaryjną i obozową, rozdzielone ulicą Kościuszki. Tworzyły go: budynek więzienny, trzy wieżyczki strażnicze wokół budynku, koszary policyjne, łaźnia, karcer, sadzawka wykopana przez więźniów, budynki mieszkalne (tzw. podoficerskie) oraz kancelaria obozowa. To właśnie do tej ostatniej kierowali swoje pierwsze kroki nowoprzybyli aresztowani. Całość terenu obozowego była ponadto otoczona drewnianym parkanem z zasiekami z drutu kolczastego. Dodatkowo, drut kolczasty otaczał również budynek więzienny.
Pierwszym komendantem obozu został zastępca Komendanta Policji Państwowej w województwie poznańskim podinsp. Bolesław Greffner. Do jego zadań należał m.in. nadzór nad porządkiem w obozie, czuwanie nad bezpieczeństwem, przestrzeganiem regulaminu, itp. Ze swojej działalności musiał składać szczegółowe sprawozdania – część z nich trafiała do wojewody poleskiego, część zaś do odpowiedniego departamentu MSW. Jednak już 1 grudnia 1934 r. Greffnera zastąpił podinsp. Józef Kamala-Kurhański, a przyczyną były najpewniej powtarzające się zarzuty brutalnego traktowania przez Greffnera zarówno osadzonych, jak i swoich podwładnych. Liczba policjantów służących w Berezie Kartuskiej na przestrzeni lat oscylowała wokół setki. Rotacja wśród nich była duża, ze względu na demoralizujący wpływ służby w Berezie, a sami policjanci niechętnie podejmowali służbę w obozie.
Polecamy e-book Michała Przeperskiego „Gorące lata trzydzieste. Wydarzenia, które wstrząsnęły Rzeczpospolitą”:
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Więźniowie Berezy Kartuskiej
Piłsudski zgodził się na powstanie obozu odosobnienia, który miał funkcjonować przez 12 miesięcy. Jednakże rok później już nie żył, a ekipa sprawująca rządy w państwie po nim nie zrezygnowała z wygodnego instrumentu walki z opozycją. Ostatecznie, obóz w Berezie Kartuskiej przetrwał aż do 18 września 1939 r. Administracja opuściła obóz po otrzymaniu informacji o nadciągających ze wschodu wojskach Armii Czerwonej w nocy z 17 na 18 września 1939 r. 18 września nad ranem odosobnieni, przez nikogo nie zatrzymywani, mogli opuścić Berezę Kartuską.
Obóz odosobnienia zaczął funkcjonować niecały miesiąc po wydaniu dekretu prezydenckiego. Już 7 lipca do Berezy przywieziono pierwszych więźniów, a wśród nich działaczy Obozu Narodowo-Radykalnego, m.in. Jana Jodzewicza, Henryka Rossmana, Bolesława Piaseckiego i Włodzimierza Sznarbachowskiego. Obok oenerowców, wśród pierwszych więźniów, dominowali działacze OUN. Na przestrzeni wszystkich lat działalności miejsca odosobnienia, do września 1939 roku, przyjęto łącznie ponad 3 tys. więźniów. Liczba ta jednak nie jest w pełni wiarygodna między innymi dlatego, że – z jednej strony – osoby przybywające do obozu po raz kolejny otrzymywały nowy numer (takich przypadków było co najmniej kilkadziesiąt). Z drugiej strony, po wybuchu wojny do Berezy przyjęto wielu nowych więźniów, którzy nie zostali już zarejestrowani.
Przez pierwsze trzy lata funkcjonowania obozu w Berezie Kartuskiej kierowano do niego przede wszystkim więźniów politycznych. Zmieniło się to w drugiej połowie 1937 r. Wówczas do miejsca odosobnienia masowo zaczęto kierować również pospolitych kryminalistów, a także oskarżonych o przestępstwa gospodarcze. Warto zwrócić uwagę, że kryminaliści posiadali w obozie pozycję uprzywilejowaną w stosunku do pozostałych więźniów. Policjanci znęcali się nad nimi rzadziej, a oni sami spełniali rolę „instruktorów” codziennej „gimnastyki” czy też dyżurnych sali, co dawało im okazję do bicia pozostałych osadzonych. Niejednokrotnie to właśnie oni stanowili większe zagrożenia dla współwięźniów niż policjanci. Na kilkanaście miesięcy przed wybuchem II wojny światowej do obozu zaczęto kierować Niemców, przede wszystkim hitlerowców. W pierwszych dniach września w Berezie Kartuskiej przebywali również niemieccy lotnicy wzięci do niewoli. Przetrzymywano ich w oddzielnej sali, izolując od reszty osadzonych.
Liczba osadzonych, podobnie jak policjantów, ulegała dużej rotacji. W szczytowym okresie liczba ta wynosiła 800 osób (stan na 13 kwietnia 1938 r.). Wzrost liczby osadzonych związany był z radykalizacją środków sprawowania władzy stosowanych przez obóz rządzący, która nastąpiła w ostatnich latach istnienia niepodległego państwa polskiego. Również liczba policjantów zwiększała się, przez pierwsze kilka lat oscylując wokół setki, aby pod koniec istnienia obozu osiągnąć ok. 300 osób.
Obozowa rzeczywistość
Po wstępnych formalnościach przybywający byli kierowani do izby przejściowej, w której przetrzymywano ich przez trzy dni. Była to swego rodzaju kwarantanna. Następnie osadzony kierowany był do właściwego obozu. Całe obozowe życie osadzonych było pełne przemocy, tortur i szykan, a pierwsze trzy dni stanowiły jedynie przedsmak tego, co czekało ich później w obozowej codzienności. Sale aresztanckie mieściły się na obydwu piętrach budynku więziennego. Ich wymiary wynosiły ok. 10x12 metrów i mogły pomieścić ok. 30 osób.
Obóz funkcjonował według ściśle określonych zasad zapisanych w regulaminie obozowym. Zredagowany na wzór wojskowy, miał on na celu przede wszystkim maksymalne wycieńczenie więźnia i spacyfikowanie jakiejkolwiek chęci oporu. Środkami do osiągnięcia celu były szykany, niesamowita brutalność policjantów, „gimnastyka” oraz niepewność co do swojego losu.
Porządek dnia według zasad regulaminowych był następujący: godz. 4.00 – pobudka; 4.00– 5.00 – ubieranie się, mycie się, sprzątanie; 5.00–5.30 – śniadanie; 5.30–6.30 – apel, raport, kontrola sal; 6.30–11.30 – praca lub ćwiczenia; 11.30–13.00 – obiad, mycie naczyń, odpoczynek; 13.00–17.00 – praca lub ćwiczenia; 17.00–18.00 – powrót na teren obozu, apel; 18.00–19.00 – kolacja, mycie naczyń; 19.00–19.15 – przygotowanie się do snu; 19.15 – cisza nocna. Do tego regulamin zabraniał jakichkolwiek rozmów, palenia tytoniu, otrzymywania paczek z żywnością, widzeń z bliskimi oraz samodzielnego wykonywania jakichkolwiek innych czynności. Monotonię obozowego życia przerywały częste rewizje w salach aresztanckich, szczególnie w nocy.
Warunki higieniczne panujące w obozie były skrajnie trudne. Poranne mycie odbywało się w umywalniach, które łącznie miały osiemdziesiąt miejsc. W rezultacie, część z więźniów w ogóle nie miało okazji zamoczyć rąk. Ponadto raz w tygodniu – w sobotę – więźniów izolowanych kierowano do łaźni na kąpiel. Sama procedura była niezmiernie groteskowa, bo niejednokrotnie zaraz po wyjściu z łaźni aresztowanych poddawano gimnastyce, najczęściej kończącej się lekcją czołgania. Ponadto co jakiś czas w obozie przeprowadzano dezynfekcję.
Z kolei na załatwienie potrzeb fizjologicznych aresztowani mieli jedynie trzy ustępy posiadające łącznie dziewięć miejsc. Przy czym policjanci traktowali ten moment jako świetną okazję do torturowania więźniów. Jak wspominał Cat-Mackiewicz: „[…] tylko raz jeden w dzień o godz. 4.15 rano ustawiano więźniów […] i komenderowano: »raz, dwa, trzy, trzy i pół, cztery«. W ciągu półtorej sekundy wszystko miało być skończone”.
Śniadanie składało się z niesłodzonej kawy zbożowej lub żuru i 400 gramów czarnego chleba. Podobnej jakości były obiad i kolacja: na obiad izolowani otrzymywali gorący płyn, praktycznie bez tłuszczu, który nazywano „zupą” oraz porcję kartofli, kolacja składała się zaś z niesłodzonej kawy lub żuru. Jeden z odosobnionych tak wspominał bereskie śniadania:
[…] z rana otrzymuje się całodzienną rację czarnego, gliniastego chleba i niekiedy kostkę białego sera, menażkę żuru z pływającymi w nim kilkoma skwarkami przysmażonej słoniny, czasami kawę zbożową. Na obiad i kolacje zupy i kasza lub kartofle, niekiedy symboliczny kawałek mięsa.
Po apelu następował przydział do poszczególnych grup roboczych. W końcowym okresie istnienia obozu istniało kilka takich grup: szewców, krawców, kowali, grupa pracująca w pralni, grupa wykonująca prace porządkowe na terenie koszar policyjnych itp. Więźniowie, którzy nie zostali przydzieleni do żadnej z grup, odbywali „gimnastykę”. Tak opisał ją jeden z policjantów:
[…] obliczona była nie na potrzeby zdrowotne organizmu, ale dla udręczenia uwięzionych. Była to gimnastyka bardzo ciężka, przerastała możliwości fizyczne człowieka. […] Wskutek przemęczania tą gimnastyką w Berezie nierzadko się zdarzało, że ludzie dostawali mdłości od wyczerpania, zwłaszcza, że w następstwie podłego odżywiania nie mieli sił i takiego wysiłku znieść nie mogli.
Przerwa w pracy bądź ćwiczeniach następowała jedynie na czas obiadu, po czym ponownie przystępowano do przerwanych zajęć.
Polecamy e-book Pawła Rzewuskiego „Warszawa — miasto grzechu: Prostytucja w II RP”:
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Tortury, ucieczki, wypuszczeni
Jakiekolwiek uchybienie w regulaminie niosło za sobą kary dyscyplinarne, które w zależności od charakteru przewinienia mogły przybrać postać od nagany (najłagodniejsza forma), poprzez powszechnie stosowane pospolite bicie, aż do osadzenia w karcerze włącznie. Karcer znajdował się w niewielkim budynku położonym na środku placu, służącym jeszcze przed I wojną światową jako prochownia. Składał się on z czterech niewielkich pomieszczeń, pozbawionych okien i jakiegokolwiek wyposażenia. W celi znajdował się jedynie kubeł na odchody. Więzień sypiał bezpośrednio na betonowej podłodze, polewanej wodą, przy czym co dwie godziny, niezależnie od pory dnia, miał odpowiadać na wezwanie policjanta. Osoba przebywająca w karcerze otrzymywała na przemian co drugi dzień 350 gramów chleba i kubek wody lub zmniejszoną o połowę normalną obozową porcję. Do „klasyki” obozowych tortur należała także tzw. ścieżka Stalina. W 1938 r. w Berezie wąską drogę liczącą kilkadziesiąt metrów wysypano tłuczoną, czerwoną cegłą; aresztowanych zmuszano do przebywania jej na kolanach, a opornych poganiano pałkami. Innym wymyślny sposób torturowania polegał na wydawaniu więźniom komendy „padnij” i przechadzaniu się przez policjantów po plecach leżących ludzi.
Pobyt w obozie wycieńczał fizycznie i psychicznie. Praca, wymyślna „gimnastyka” i zdecydowany niedobór witamin powodowały, że osadzeni bardzo często zapadali na różnego rodzaju choroby. Wszyscy chorzy zgłaszali się na porannym apelu, po czym część z nich była kierowana do izby chorych. Osoby przebywające w tym pomieszczeniu były zwolnione z normalnego trybu regulaminowego i mogły skorzystać z obozowej biblioteki (znajdowały się tam dzieła Józefa Piłsudskiego). Natomiast bardzo ciężko chorzy byli odwożeni do szpitala w Kobryniu, gdzie przebywali pod ścisłym nadzorem oddelegowanych wraz z nimi policjantów. Były to jednak przypadki odosobnione, bywało iż ludzie ci znajdowali się już w stanie krytycznym.
Mimo bardzo trudnych warunków w obozie, zaledwie jedna osoba zdecydowała się na ucieczkę. Latem 1938 r. kryminalista Władysław Nowak wykonał otwór w ścianie kominowej, dzięki czemu przedostał się do kuchni aresztanckiej. Następnie wyłamał kratę, wyszedł na dziedziniec i, po sforsowaniu ogrodzenia, zbiegł. Po porannym apelu natychmiast urządzono pościg, który jednak nie odniósł skutku.
Poza ucieczką istniały jedynie dwie możliwości opuszczenia obozu. Po pierwsze, gdy przeciw osadzonemu toczyła się rozprawa sądowa lub zapadł już wyrok sądowy. Osoba taka była kierowana z Berezy Kartuskiej do normalnego więzienia w celu odbycia kary. Drugą możliwością była standardowa procedura zwolnienia, którą można było przyśpieszyć, podejmując współpracę z władzami lub zobowiązując się do natychmiastowego opuszczenia kraju. Decyzję o zwolnieniu danej osoby podejmował na wniosek komendanta obozu minister spraw wewnętrznych, który przekazywał ją wojewodzie poleskiemu do wykonania. Osoba przeznaczona do zwolnienia zabierana była w porze obiadowej do oddzielnej sali, po czym odbierała z depozytu swoje rzeczy. Następnie policjanci eskortowali ją do najbliższej stacji kolejowej, gdzie kupowano jej bilet. Po zwolnieniu z Berezy Kartuskiej osoby te były nierzadko inwigilowane.
Kontrowersje wokół Berezy Kartuskiej
Od samego początku obóz w Berezie Kartuskiej wzbudzał spore emocje. Po pierwsze, kontrowersyjny był już sam dekret prezydencki, w którym wyraźnie napisano, że aresztantów wysyła się do obozu z pominięciem formalnej drogi sądowej; mało tego – wystarczy jedynie przypuszczenie, ”że grozi z ich strony naruszenie bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego”. Dawało to możliwość dowolnej interpretacji dekretu, a w praktyce pozwalało na zaaresztowanie każdego obywatela niewygodnego dla władz, odbierając mu możliwość obrony.
Kolejna kwestia, to fatalne warunki panujące w obozie. Karygodne traktowanie więźniów doprowadziło w okresie pięcioletniego istnienia obozu do śmierci łącznie 13 osób. Należy jednak pamiętać, że statystyki obozowe nie uwzględniały osób, które zmarły z wycieńczenia lub chorób tuż po wyjściu na wolność.
Inny zarzut wobec obozu dotyczy jego demoralizującego wpływu na samych policjantów. Wiadomo, że niechętnie podejmowali oni służbę w Berezie, a jej wpływ na ich życie był na tyle duży, że trzech policjantów służących niegdyś w obozie popełniło samobójstwo. Przeciw funkcjonowaniu obozu odosobnienia protestował nawet sam Komendant Główny Policji Państwowej gen. Józef Kordian-Zamorski. Jego prośby nie zostały jednak uwzględnione.
Kolejny problem dotyczył samej celowości istnienia obozu. Już wkrótce po zamachu zaczęła ona budzić wątpliwości nawet w gronie ekipy rządzącej. Istnienie obozu w Berezie Kartuskiej miało jeszcze jeden negatywny aspekt. Mianowicie, fakt ten spowodował powstanie swoistego dualizmu w polskim wymiarze sprawiedliwości. Posłużę się tutaj słowami Stanisława Cata-Mackiewicza: „Złodziej, bandyta, morderca, dlatego tylko że był złapany na gorącym uczynku, że miano pewność jego winy, stawiany był przed sądem okręgowym, apelacyjnym, najwyższym, miał adwokata, korzystał ze wszystkich przepisów humanitarnej procedury karnej, szedł do więzienia, z którego miał prawo wnosić skargę, miał nadzór prokuratorski nad sobą”. Tymczasem w Berezie „[…] wszystko to byli ludzie, którym wina nie była udowodniona, którzy dostali się tutaj, a nie do normalnego, humanitarnego więzienia, tylko dlatego, że policja nie mogła im winy udowodnić”.
Dyskusja na temat Berezy Kartuskiej rozpoczęła się jeszcze na emigracji. Już 8 czerwca 1940 r. utworzono specjalną komisję, która miała rozpatrzyć sprawę działania obozu. Na podstawie zebranych zeznań i relacji opracowano obszerny zarys jego funkcjonowania, zaś 26 września 1941 r. wydano Rozporządzenie Rady Ministrów uchylające dekret prezydencki z 17 czerwca 1934 r.
Także dzisiaj, kilkadziesiąt lat po powstaniu Berezy Kartuskiej, w ocenie polityki władz sanacyjnych pojawiają się rozbieżności. Z jednej strony, Władysław Pobóg-Malinowski łagodnie ocenia funkcjonowanie obozu: „[…] był to w istocie swej bardzo przykry, ale w ówczesnych warunkach niemal nieunikniony sposób ochrony państwa […]. Regulamin był surowy, ale bez odchyleń od podstawowych zasad humanitaryzmu”. Z drugiej strony, wspomnienia komunistów zebrane w zbiorze pt. „Bereziacy” są zdecydowanie przejaskrawione.
Prawda leży zapewne gdzieś pośrodku. Z pewnością miejsce to spełniało dużą rolę „prewencyjną”, umożliwiało również szybkie unieszkodliwienie opozycji – przynajmniej na jakiś czas. Jednocześnie jednak istnienie miejsca odosobnienia zantagonizowało dużą część opinii publicznej wobec ekipy rządzącej. Był to instrument wygodny i z przyjemnością stosowany przez spadkobierców Piłsudskiego. W tym miejscu pojawia się jeszcze pytanie: jak potoczyłyby się losy miejsca odosobnienia, gdyby Piłsudski umarł 2 czy 3 lata później? Czy pozwoliłby na dalsze funkcjonowanie obozu? Czy raczej dopilnowałby, aby zgodnie z pierwotną koncepcją zamknięto go po 12 miesiącach funkcjonowania? Tego niestety nigdy się już nie dowiemy – możemy jedynie przypuszczać, że tak by się stało. Obóz na pewno nie był pozytywnym zjawiskiem w Rzeczypospolitej lat trzydziestych, należy jednak mieć na uwadze, że podobne do polskich tendencje autorytarne przejawiało wiele krajów ówczesnej Europy, która nieuchronnie zmierzała ku wojnie.
Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką”:
Bibliografia:
- Bereziacy, pod red. L. Pasternaka, Książka i Wiedza, Warszawa 1965.
- Cat-Mackiewicz Stanisław, Historja Polski od 11 listopada 1918 r. do 17 września 1939 r., Głos, Warszawa 1990.
- Garlicki Andrzej, Pod rządami Marszałka, KAW, Warszawa 1994.
- Garlicki Andrzej, Piękne lata trzydzieste, Prószyński i ska, Warszawa 2008.
- Knyt Agnieszka, Bereza Kartuska, „Karta”, 2009, nr 59.
- Lepecki Mieczysław, Pamiętnik adiutanta Marszałka Piłsudskiego, PWN, Warszawa 1987.
- Pobóg-Malinowski Władysław, Historia Polski 1914–1939, Graf, Gdańsk 1990.
- Polit Ireneusz, Miejsce odosobnienia w Berezie Kartuskiej w latach 1934–1939, Wyd. Adam Marszałek, Toruń 2003.
- Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 17 czerwca 1934 r. w sprawie osób zagrażających bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu, [w:] http: isap.sejm.gov.pl.
- Skuteli Bruno, Bereza Kartuska. Rok 1938, „Dziś. Przegląd Społeczny”, 1993, nr 8 (35).
- Sznarbachowski Włodzimierz, 300 lat wspomnień, Aneks, Londyn 1997.
Redakcja: Michał Przeperski
Korekta: Justyna Piątek