Baader–Meinhof (reż. Uli Edel) – recenzja i ocena filmu
Produkcja Baader-Meinhof jest czymś w rodzaju biografii RAF-u. Biografii dość kontrowersyjnej, ale zważywszy na kontrowersyjność samych bohaterów trudno się takiej ocenie specjalnie dziwić. Pierwszą bohaterką filmu, jaką poznajemy jest Ulrike Mainhoff (Martina Gedeck) – dziennikarka lewicowego pisma Konkret, żona redaktora naczelnego, matka dwóch dziewczynek. Życie zaangażowanej społecznie i politycznie intelektualistki zmienia się po poznaniu Andreasa Baadera (Moritz Bleibtreu) i Gudrun Enslin (Johanna Wokalek). Znana ze swych felietonów i z telewizji Ulrike od słów zaczyna bardziej cenić czyny. Często czyny zbrojne.
Frakcja Czerwonej Armii, radykalnej lewicowej organizacji terrorystycznej, do której należy cała trójka, występuje przeciw państwu policyjnemu, przeciw faszyzmowi, konsumpcjonizmowi, wojnie w Wietnamie, sytuacji w Afryce. Walka przeciw temu, co członkowie grupy uważają za niesprawiedliwe, jest walką w dosłownym tego słowa znaczeniu. Są wybuchy, strzelaniny, ofiary. Także przypadkowe ofiary śmiertelne.
Na pytanie o to, czy ten oskarżany o gloryfikowanie RAF-u film faktycznie tej gloryfikacji dokonuje, trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć. Z jednej strony zbrodnie dokonywane przez członków organizacji nie zostają w filmie jasno potępione czy napiętnowane (ale może być to wynikiem próby zrozumienia bohaterów). Z drugiej strony ocena RAF-u jest wciąż kwestią otwartą. Są tacy, którzy organizację jednogłośnie potępiają i tacy, którzy w jej członkach widzą jedynych sprawiedliwych, którzy woleli zginąć, niż sprzeniewierzyć się swym ideałom. Reżyser pokazuje więc pewien punkt widzenia, ale jednocześnie stawia ważne pytanie o to, jak dalece w obronie ideałów można się posunąć. Zdaje się też sugerować, iż wyrażający poczucie desperacji terroryzm z góry skazany jest na niepowodzenie.
Dużym atutem filmu jest dość wierne oddanie historii. Właściwie, to powinnam napisać, że to co zostaje w filmie pokazane, zgadza się z obrazem wyłaniającym się ze źródeł. Problem leży w tym, co pokazane nie zostaje. Zastanawiam się nad tym, czy dla kogoś kto nie zna opisywanej historii film będzie zrozumiały. Czy zrozumiały będzie kontekst rozgrywających się wydarzeń? Szczerze mówiąc, mam co do tego pewne wątpliwości. Nie oznacza to jednak, iż byłabym za wydłużeniem produkcji. Jest ona wystarczająco długa.
Generalnie film nie wywołuje zachwytu, ale ogląda się go bardzo dobrze. Dużą zaletą produkcji jest wykorzystanie oryginalnego materiału dokumentalnego z epoki oraz dobre aktorstwo.
Zredagował: Kamil Janicki