Atak Sowietów: Bić się czy nie bić?
Frontem Białoruskim dowodził komandarm II rangi Michaił Kowalow, a jego wojska działały na Białorusi, Wileńszczyźnie i części Polesia. Ich celem było jak najszybsze zajęcie głównych centrów polityczno-gospodarczych regionu, a więc Wilna i Grodna, i uniemożliwienie oddziałom przeciwnika wycofania się na Litwę i Łotwę. Znacznie ważniejsze zadanie przypadło Frontowi Ukraińskiemu pod komendą komandarma I rangi Siemiona Timoszenki. Jego zadaniem było nie tylko błyskawiczne zajęcie Lwowa, ale także uniemożliwienie ewakuacji do Rumunii skupionym na tzw. przedmościu rumuńskim oddziałom wojska polskiego oraz najwyższym dostojnikom władz Rzeczypospolitej.
Łącznie w pierwszym rzucie Stalin wysłał przeciwko Polsce ponad 460 tys. żołnierzy i ok. 5500 pancernych wozów bojowych, których wspierało ok. 1800 samolotów. W następnych dniach Sowieci włączyli do walki jeszcze liczniejsze wojska drugiego rzutu, co spowodowało, że w kampanii wyzwoleńczej na zachodniej Białorusi i Ukrainie w sumie wzięło udział ok. 1 mln żołnierzy wspomaganych przez wojska ochrony pogranicza i NKWD. Wobec takiej siły wojsko polskie i oddziały Korpusu Ochrony Pogranicza niewiele mogły zdziałać. Sytuację pogarszał fakt, że większość rezerw z garnizonów WP i KOP na wschodzie została rzucona do walki z Niemcami. Szacuje się, że 17 września we wschodnich województwach stacjonowało ok. 300 tys. żołnierzy WP i KOP (20 batalionów rozrzuconych wzdłuż 1400-kilometrowej granicy z ZSRR oraz cztery strzegące granicy z Litwą). Skuteczną walkę z Sowietami mogło podjąć jedynie 100 tys. żołnierzy.
Niestety, na wysokości zadania nie stanęło również naczelne dowództwo. Naczelny wódz marsz. Edward Rydz-Śmigły, który znajdował się wtedy w Kutach, otrzymał pierwsze informacje o sowieckiej agresji 17 września o godz. 6 rano. Podobno jego pierwszą reakcją było podjęcie walki. Jednak w miarę napływania kolejnych meldunków polski głównodowodzący zdał sobie sprawę, że wobec rozmiaru sowieckiej inwazji polski opór jest bezcelowy. Niewykluczone też, że w tej prawie beznadziejnej sytuacji strategicznej Rydz-Śmigły uznał, iż głównym zadaniem jest ocalenie jak największej ilości zdolnych do walki jednostek. O tym mógłby świadczyć jego rozkaz zakazujący podejmowania walki z Sowietami.
Dezorientacja
Wobec trudności z komunikacją rozkaz Rydza-Śmigłego nie dotarł do wielu jednostek. Polscy dowódcy byli zdezorientowani i nie wiedzieli, jak traktować wkraczających do Polski Sowietów. Czerwonoarmiści często powiewali białymi flagami, mówiąc, że przybywają pomóc w walce z Niem¬cami. Później zaczynały się aresztowania – na pierwszy ogień szli żołnierze i oficerowie, następnie polscy urzędnicy i ludność cywilna. A to był dopiero początek tragedii.
19 września padło Wilno, dwa dni później Grodno, a 22 września Lwów. Polacy próbowali stawiać opór – jak pod Kodziowcami i Szackiem – nieprzyjaciel był za silny. W ciągu 12 dni Armia Czerwona zajęła terytorium o łącznej powierzchni 190 tys. km kw. zamieszkane przez 12 mln ludności. Szacuje się, że w walkach z Sowietami zginęło 3–3,5 tys. polskich wojskowych i cywilów, a ok. 20 tys. zostało rannych lub uznanych za zaginionych. Z niemiecko-sowieckich kleszczy udało się wydostać na Litwę i Łotwę ok. 18 tys. polskich wojskowych, zaś do Rumunii i na Węgry ponad 70 tys. Do niewoli sowieckiej dostało się ok. 250 tys. żołnierzy WP, KOP oraz funkcjonariuszy Policji Państwowej, w tym ok. 10 tys. oficerów – niemal wszyscy zostali wymordowani w Katyniu, Charkowie, Starobielsku, Ostaszkowie i Twerze. Sowieci stracili prawdopodobnie 2,5–3 tys. zabitych i 6–7 tys. rannych.
Wbrew sowieckiej propagandzie celem agresora było zadanie Wojsku Polskiemu druzgocącej klęski i zlikwidowanie państwa polskiego. Sposobem na to miała być fizyczna eliminacja korpusu oficerskiego oraz elit polityczno-kulturalnych ludności polskiej na Kresach. Choć egzekucje polskich jeńców oraz represje wobec ludności polskiej rozpoczęły się dopiero w 1940 roku, to już wcześniej Sowieci dopuszczali się zbrodni. W Wilnie rozstrzelali 300 obrońców. Masowe mordy oficerów, podoficerów, policjantów, również cywilów w Grodnie i okolicach (ok. 300 osób), w pobliżu Augustowa (30 policjantów), na Polesiu (150 oficerów) i w wielu innych miejscowościach świadczą o tym, że Sowieci rozpoczęli planową eksterminację Polaków już we wrześniu 1939 roku.
Sowieci na Kresach
W czasie ataku na Polskę sowieckie dowództwo chciało ograniczyć do minimum straty swoich wojsk. Prócz odpowiedniej taktyki (izolowanie i oskrzydlanie grup wroga lub wręcz omijanie ich) Sowieci robili wszystko, aby zjednać miejscową ludność – rzecz jasna chodziło przede wszystkim o Białorusinów i Ukraińców, których wszak Sowieci „brali w opiekę”. Miejscowi Żydzi mieli pomagać tworzyć doraźne struktury władzy.
Dyrektywy komisarza ludowego obrony ZSRR Klimenta Woroszyłowa i szefa Sztabu Generalnego Armii Czerwonej Borysa Szaposznikowa dla Rad Wojennych Białoruskiego i Kijowskiego Specjalnych Okręgów Wojskowych o rozpoczęciu ofensywy przeciwko Polsce zawierały wyraźny zakaz bombardowania nieosłoniętych miast i miasteczek, niezajętych przez duże siły przeciwnika. Wojska sowieckie miały oszczędzać pod względem aprowizacyjnym ludność miejscową (to zarządzenie nie obejmowało ludności polskiej), choć w praktyce bywało z tym różnie. Jak wynika z relacji oficerów sowieckich, aprowizacja była fatalna. Nierzadko wygłodzeni żołdacy najpierw szukali zaopatrzenia u ludności polskiej, z reguły kojarzonej z obszarnikami i „panami”, a gdy nic nie znaleźli, nie wahali się brutalnie grabić kogo popadnie. Problemy z zaopatrywaniem się w prowiant przez czerwonoarmistów miało także rozwiązać błyskawiczne wprowadzenie na opanowywanym terytorium wymienialności rubla do złotego w stosunku 1:1.
Bij polskich panów
Innym gestem Sowietów w stronę „wyzwalanych” Białorusinów i Ukraińców było przyzwolenie na rozprawę z ciemiężycielami klasowymi. W praktyce było to przyzwolenie na grabież ludności polskiej, co w wielu wypadkach przeradzało się w czystkę etniczną. Bronią, kosami, widłami i siekierami bij odwiecznych swoich wrogów – polskich panów, którzy przekształcili twój kraj w bezprawną kolonię, którzy ciebie polonizowali, w błocie zdeptali twoją kulturę i zamienili ciebie i twoje dzieci w bydło, w niewolników – napisano w jednej z ulotek podpisanych przez Timoszenkę. Hasła propagandy sowieckiej najpierw wbijano czerwonoarmistom do głów na wiecach tuż przed rozpoczęciem agresji, natomiast na terytorium Polski sowieccy politrucy agitowali miejscowych cywilów lub szeregowych żołnierzy Wojska Polskiego, namawiając do dezercji, rabunków i mordów.
Ulotki rozpowszechniane po polsku były pisane fatalną polszczyzną, ale bardziej przerażająca była treść tych napisanych po ukraińsku i białorusku. Jedna z nich, podpisana przez dowódcę Frontu Ukraińskiego Siemiona Timoszenkę, to swego rodzaju instruktaż przeprowadzania rzezi – nawiasem mówiąc, jej retoryka łudząco przypominała odezwę Bohdana Chmielnickiego do ludu ukraińskiego. Prócz tego Sowieci masowo kolportowali karykatury i plakaty, na których w mało wyszukany sposób zohydzali państwo polskie i wszystko, co z nim związane. Typowym motywem był czerwonoarmista przebijający szablą-szpilką polskiego generała-insekta lub dźgający bagnetem polskiego orła, któremu spada z głowy generalska czapka.
Nowe władze
Regułą było tworzenie przez okupanta różnego szczebla rad i komitetów, które miały nie tylko zarządzać miejscowościami, ale i przygotować wybory, które miały poprzedzić wcielenie Zachodniej Białorusi w skład Socjalistycznej Republiki Białorusi i ZSRR. Ich reprezentatywność pod względem narodowościowym według sowieckiej pragmatyki wyglądała tak, że do sowieckiego przedstawiciela-przewodniczącego (najczęściej ściągniętego z głębi ZSRR) przydzielano miejscowych, z reguły Białorusina i Żyda. Szybko rozpoczęły się prześladowania inteligencji polskiej. Aresztowano m.in. Wacława Myślickiego, dyrektora Gimnazjum Prywatnego im. H. Sienkiewicza, i posła Konstantego Terlikowskiego oraz niemal całą miejscową palestrę. Represje spowodowały, że zagrożeni aresztowaniami Polacy masowo uciekali pod okupację niemiecką.
Symbolicznym aktem wymazania polskości z Grodna było demonstracyjne publiczne spalenie przez Sowietów dziesiątków tysięcy polskich książek na pl. Wołowicza na początku 1940 roku.
Ten tekst pochodzi z najnowszego numeru miesięcznika „Mówią wieki”:
Zajęcie Wilna
Kiedy Armia Czerwona weszła do Wilna, nikt jej nie witał jak wybawcy – może poza skomunizowaną biedotą żydowską, która samorzutnie utworzyła oddziały milicji. Tłumy nie wyległy na ulice, tu i ówdzie grupki wilnian raczej z ciekawością przyglądały się czerwonoarmistom. W ciągu kilku dni w mieście zabrakło podstawowych produktów żywnościowych. Powodem tego był napływ do miasta nie tylko żołnierzy, ale również sowieckich urzędników z rodzinami, którzy, korzystając z możliwości dokonywania zakupów w rublach, ogołocili sklepy spożywcze i nie tylko.
Sowieci błyskawicznie rozpoczęli też przejmowanie polskich urzędów i zakładów produkcyjnych oraz inwigilację polskiej inteligencji. Korzystali z pomocy Żydów oraz Polaków o lewicowych poglądach, którzy celowo bądź nieświadomie informowali okupanta o charakterze i wpływach poszczególnych środowisk zawodowych oraz nastrojach ludności. Innym sposobem Sowietów na wyłowienie „burżuazyjno-kapitalistycznego” elementu była rejestracja uchodźców, oficerów i absolwentów Uniwersytetu Stefana Batorego oraz Państwowej Szkoły Technicznej im. J. Piłsudskiego. Każdemu zgłaszającemu się Sowieci gwarantowali możliwość powrotu do poprzednich miejsc zamieszkania (uchodźcom) lub prawo zamieszkania i pracy w Wilnie (oficerowie i studenci, choć w ich przypadku z reguły kończyło się więzieniem i deportacją w głąb ZSRR). Na szczęście większość z nich wyczuła, co się święci, i trzymała się z dala od sowieckiego urzędu rejestracji.
W czasie okupacji Wilna (ZSRR na mocy umowy przekazał miasto Litwie pod koniec października 1939 roku) Sowieci wywieźli z miasta ok. 230 osób należących do inteligencji, z reguły Polaków. Przed odjazdem okupant zdążył też zdemontować i przetransportować do ZSRR kilka miejscowych zakładów i fabryk, m.in. prywatną fabrykę radiową Elektrit, która przed wojną była głównym dostawcą odbiorników radiowych na rynek polski, oraz ogołocili miasto z węgla i innych materiałów pędnych, a także żywności.
Tragedia ludności cywilnej
Znacznie gorszy był los ludności cywilnej na Wołyniu oraz w województwach tarnopolskim, lwowskim i stanisławowskim. Tam Ukraińcy (często na spółkę z Żydami i czerwonoarmistami) w okrutny sposób rozprawiali się z polskimi osadnikami i jeńcami. Atakowano też kolumny wojska wycofujące się w stronę granicy z Węgrami i Rumunią. Szacuje się, że we wrześniu 1939 roku tylko na Wołyniu bandy ukraińskie zamordowały ok. 1400 Polaków.
Już w nocy z 17 na 18 września cała okolica Podhajec płonęła. W innych miejscowościach sytuacja wyglądała podobnie. Jeden ze świadków tak opisał grozę wydarzeń, które rozgrywały się już w pierwszych dniach sowieckiej agresji: Zanim pojawiła się milicja bolszewicka, Ukraińcy rozbijali polskie posterunki policji państwowej oraz napadali na żołnierzy powracających z frontu do domu, mordując Bogu ducha winnego żołnierza polskiego, w dodatku bezbronnego. Dziesiątki pomordowanych żołnierzy polskich wyrzucały potem nurty Horynia i Styru. W majątkach ziemskich były liczne wypadki mordowania ludności polskiej, a niemowlęta nasadzali na widły i przyczepiali kartki, „że to polskie orlęta”, a następnie wbijali je w kupy obornika, aby przez wiele dni straszyły ludność polską.
Sowieckie represje
We Lwowie i innych miastach regionu szybko rozpoczęły się represje. Tak jak w Wilnie, Sowieci wyławiali niebezpiecznych dla nich ludzi różnymi sposobami: represjami, stymulowaniem donosicielstwa oraz różnego rodzaju na pozór przyjaznymi gestami. W odpowiedzi Polacy szybko zaczęli tworzyć struktury konspiracyjne. We Lwowie już na przełomie września i października organizowała się Służba Zwycięstwu Polski, w listopadzie przemianowana na Związek Walki Zbrojnej. Na jego czele stanął Michał Karaszewicz-Tokarzewski, notabene dowódca i twórca rozwiązanej SZP. ZWZ podporządkowały się konspiracje lokalne, m.in. działające we Włodzimierzu Wołyńskim Pogotowie Harcerek, organizacja, która pomagała ukrywającym się polskim oficerom, rannym, uciekinierom oraz ludziom starszym i dzieciom, oraz Tajna Organizacja Harcerska ZWZ (Młody Las), która działała w Tarnopolu i okolicach. Wobec terroru i wzmożonej inwigilacji okupanta działalność konspiracyjna w Małopolsce Wschodniej była bardzo niebezpieczna. W 1940 roku NKWD udało się rozpracować lwowski ZWZ, co skończyło się dla Karaszewicza-Tokarzewskiego wpadką i aresztowaniem. Podobnie zakończyła się działalność Młodego Lasu.
W grudniu 1939 roku na Kremlu rozpoczęto przygotowania do deportacji części ludności polskiej zamieszkującej przyłączone do ZSRR „zachodnie okręgi”. Na początek zamierzano wywieźć osadników wojskowych i członków służby leśnej, którzy na początku lat dwudziestych otrzymali na Wołyniu ziemię w ramach akcji osadnictwa wojskowego. Ostatecznie w wyniku trzech akcji deportacyjnych przeprowadzonych w pierwszej połowie 1940 roku na północ ZSRR, Ural, Syberię i do Kazachstanu Sowieci wywieźli około 275 tys. Polaków. Jednak zanim do tego doszło, 27 października 1939 roku Zgromadzenia Ludowe Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy, wyłonione w drodze „wyborów”, podjęły uchwałę o inkorporacji swoich ziem do ZSRR. Rada Najwyższa zatwierdziła ją, co oznaczało, że wszyscy mieszkańcy nowo przyłączonych obszarów otrzymali obywatelstwo sowieckie.
Cywile wobec Armii Czerwonej
Fragment relacji Władysława Siemaszki, ówczesnego pracownika urzędu gminnego w Werbie, powiat Włodzimierz Wołyński
Ukraińcy w swojej przeważającej większości życzyli sobie Sowietów. Budowali bramy triumfalne. Witali ich kwiatami. Wierzyli, że armia sowiecka przynosi im wyzwolenie narodowe i społeczne. Okazywali powszechną radość z polskiej klęski. Wielu Żydów z miejsca związało się z władzą sowiecką i współpracowało z tą władzą. Występowali jawnie jako wrogowie Polaków. Wkrótce okazało się, że bolszewicy wcale nie przybyli, aby „oswobodzić” Ukraińców i Białorusinów od polskich panów, a chodziło im o zyski terytorialne. Wojska sowieckie przeszły za Bug. Od początku października zaczęli się cofać, a cofając się, zabierali ze sobą, co tylko zdążyli i mogli (bydło, konie, żywność, nawet szaty kościelne i rośliny ozdobne, np. palmy), a wraz z dobrami materialnymi sympatyków, miejscowych komunistów, członków przez siebie utworzonych komitetów, milicji, także sporo Żydów obawiających się represji ze strony Niemców. Komisarze sowieccy nakłaniali ludność ukraińską do „rozkułaczania” panów polskich. To było początkiem rabunku, który później stał się czymś naturalnym, zwykłym dla Ukraińców. Bolszewicy z miejsca dali wszystkim do zrozumienia, co to jest sowieckie prawo i kto tu rządzi, kto decyduje o ludzkim życiu i śmierci. NKWD przystąpiło do unicestwiania istniejącego układu i niszczeniu warstw posiadających pozycję polityczną, społeczną, gospodarczą. Polaków traktowano jako wrogów, podlegających zniszczeniu. W więzieniach znalazło się wielu ziemian, urzędników, policjantów, wojskowych, sędziów, uciekinierów z centralnej Polski i w ogóle aktywnych patriotów, którzy by mogli stawić opór przy wprowadzaniu systemu sowieckiego. Po „wyborach” 22 października 1939 roku i wcieleniu, 1–2 listopada 1939 roku, dekretami Rady Najwyższej ZSRR, do Związku Radzieckiego Polacy byli traktowani jako obywatele sowieccy. Sądzono ich jako kontrrewolucjonistów za udział w pracach w okresie II Rzeczypospolitej. Musieli służyć w Armii Czerwonej, uczestniczyć w nie kończących się „proagitkach”, szkoleniach. Ośmieszano państwo polskie i jego historię, dostojników. Religię ośmieszano na zebraniach i lekcjach, zabierano krzyże ze szkół, świetlic, instytucji. Przez donosicielstwo i szpiegowaniem kontrolowano całe życie, każdego mieszkańca. Specjalne względy władze sowieckie okazywały Żydom. Propaganda sowiecka na każdym kroku obrażała uczucia Polaków.