Arael Zurli – „Szkło i brylanty. Gabriela Zapolska w swojej epoce” – recenzja i ocena
Zanim jednak przejdę do recenzowania samej książki, na osobne miejsce zasługuje autor tej niesamowitej biografii, ukrywający się pod pseudonimem, a właściwie anagramem prawdziwego imienia i nazwiska. Jedyne co o nim wiemy, to garść suchych informacji: mieszka w Krakowie, z wykształcenia jest edytorem i muzykologiem oraz ma bliskie związki z Hiszpanią. Jedno jest pewne: jak dotąd jest jednym z najzdolniejszych literacko polskich biografów, który z życiorysu Gabrieli Zapolskiej uczynił niemal powieść detektywistyczną. Dlatego też „Szkło i brylanty” budzą ogromne zaciekawienie, trącące, nomen omen, dulszczyzną, tym bardziej, że życiorys pisarki był pełny pikantnych szczegółów.
Nie skupiajmy się jednak tylko na taniej sensacji. Życie Zapolskiej, oprócz romansów, skandali, strojów i brylantów, naznaczone było przede wszystkim ciężką pracą i niezmordowanym dążeniem do tego, by na artystycznym Parnasie ulokować się jak najwyżej i przed wszystkimi. Jeśli miała być aktorką – to stokroć zdolniejszą niż Helena Modrzejewska; jeśli pisarką i autorką dramatów – to bardziej utalentowaną, niż Wyspiański i Sienkiewicz razem wzięci.
Gabriela Zapolska, a właściwie Maria Gabriela z Korwin-Piotrkowskich, primo voto Śnieżko-Błocka, secundo voto Janowska, urodziła się 30 marca 1857 roku we wsi Podhajce na Wołyniu. Jej ojciec, Wincenty, był zamożnym ziemianinem, matka, Józefa z Karskich, eks-tancerką baletową. Młoda Gabriela, zwana przez najbliższych Lunią, pobierała naukę w prowadzonym przez zakonnice zakładzie Sacre Coeur oraz na prywatnych pensjach. Doświadczenia z czasów edukacji opisała w powieści o bardzo wymownym tytule – „Przedpiekle”. W 1876 roku zostła wydana za mąż za porucznika gwardii carskiej, pochodzącego ze Żmudzi Konstantego Śnieżko-Błockiego herbu Leliwa. Nieszczęśliwa w małżeństwie, po utracie dziecka, jako 24-letnia kobieta, związała się z innym mężczyzną i porzuciła męża, co zaowocowało zerwaniem kontaktów z oburzoną jej poczynaniami rodziną.
Jak dowiadujemy się u Zurliego, Gabriela Zapolska nie miała łatwego charakteru. Była wybuchowa i przewrażliwiona na własnym punkcie. Do końca swoich dni popadała w nieustające konflikty – z rodziną, dyrektorami poszczególnych teatrów, w których przyszło jej grać, innymi aktorkami, redaktorami czasopism, recenzentami, kochankami… Jej wielką miłością był teatr, jednak los chciał inaczej i do historii przeszła jako dość słaba aktorka, za to znakomita pisarka – jednak w swej twórczości nierówna, bo obok dzieł wybitnych, „brylantów”, spod jej pióra wychodziły utwory, mówiąc wprost, grafomańskie. Pisała dramaty, nowele, powieści obyczajowe, psychologiczne, romanse i teksty publicystyczne. Miała świetny zmysł obserwacyjny, który wykorzystywała zarówno w literaturze, jak i na scenie.
Skąd wziął jej pseudonim? Marian Gawalewicz, kochanek pisarki i kierownik amatorskiego zespołu teatralnego, w którym występowała, ponoć miał o niej mówić „Jesteś nadto polska, za polska”. Dlatego też postanowiła przyjąć nazwisko Zapolska.
Życie pisarki obfitowało w wielkie tragedie: śmierć córeczki, którą urodziła w tajemnicy i porzuciła w Wiedniu, paryskie życie i kolejni „opiekunowie”, bieda, pełna trudów kariera aktorki teatrów objazdowych, próba samobójcza, a w okresie stabilizacji i pod koniec życia liczne choroby i pobyty w uzdrowiskach, a w końcu śmierć, prawie w całkowitym zapomnieniu. Być może te dramatyczne okoliczności sprawiły, że Zapolska żarliwie ujmowała się za najbiedniejszymi i najbardziej uciśnionymi grupami społecznymi: służącymi, prostytutkami, robotnikami czy Żydami.
Wnikliwy autor biografii Zapolskiej wielokrotnie daje wobec niej dowód swojej sympatii. To na pewno warte odnotowania, szczególnie że do tej pory bohaterowie książek Araela Zurli – mam tu na myśli rodzinę Kossaków i Marię Pawlikowską-Jasnorzewską – raczej nie cieszyli się życzliwością własnego biografa, który często przedstawiał ich w niezbyt korzystnym świetle, starając się odbrązowić nieco życiorysy zasłużonej rodziny artystów z Krakowa i eterycznej, wrażliwej poetki. Choć oczywiście i w przypadku pisarki daleki jest od wygłaszania superlatywów pod jej adresem: poznajemy ją taka, jaka była, w każdym aspekcie swojej wielobarwnej osobowości, ze wszystkimi wadami, których miała być może nawet więcej, niż zalet.
To co stanowi zarówno wielką zaletę, jak i poważną wadę „Szkła i brylantów” to obfitość szczegółów i materiałów źródłowych. Autor nie ograniczył się bowiem tylko do biografii Gabrieli Zapolskiej, ale postawił sobie za cel ukazanie historii polskiego teatru z przełomu wieków, barwnej obyczajowości epoki, a także licznych towarzyskich dykteryjek z okresu życia pisarki. Momentami gawędziarski ton Zurliego, który sprawia, że z rosnącym zaciekawieniem śledzimy losy Zapolskiej, zwodzi go na manowce. Wówczas główna bohaterka znika gdzieś z horyzontu zainteresowania samego biografa, a tym samym bezradnego czytelnika, który ugina się pod naporem zbyt licznych dygresji i wątków pobocznych, często nic nie wnoszących do biografii samej Zapolskiej, choć niewątpliwie urozmaicających narrację. Kilkukrotnie na przykład zdarza się, że Zurli pisze o osobie, która odcisnęła jakieś piętno na życiu autorki „Moralności pani Dulskiej”, następnie przerywa swą opowieść, obiecując solennie, że jeszcze do niej wróci, po czym… czytelnik nawet i po stu stronach lektury nie doczeka się kontynuacji, choć – co jest niewykluczone – owszem, biograf powrócił do przerwanego wątku, ale fakt ten jest trudny do odnotowania przy natłoku innych postaci i motywów. Ale, jak zwraca życzliwie uwagę sam biograf Zapolskiej, „jeżeli czytelnika coś z tego znudzi – nic łatwiejszego, niż przerzucić kartkę”.
Na tym jednak kończą się „wady” „Szkła i brylantów”. O całej reszcie można już pisać tylko dobrze, a nawet bardzo dobrze. Wielkim plusem jest przywołanie wszystkich dzieł na każdym etapie życia pisarki oraz próba ich interpretacji w kontekście biograficznym. Choć ta hermeneutyka mogłaby się wydać cokolwiek staroświecka, to w przypadku Zapolskiej, o której życiu wiedziano i pisano niewiele, ma swoje głębokie uzasadnienie, biorąc pod uwagę, że jej życiorys ma wiele plan, niejasnych sytuacji, których nie rozstrzyga nawet prywatna korespondencja pisarki. Ponadto Zurli wychodzi chyba ze słusznego założenia, że współcześnie niewielu ma pojęcie o pisarstwie Zapolskiej, omawia więc jej twórczość, nie szczędząc przy tym opinii ówczesnych recenzentów – konfrontując je zresztą ze wspomnieniami samej Zapolskiej.
Dziś Gabriela Zapolska wydaje się być przede wszystkim zapomnianą gwiazdą epoki fin de siècle’u, jednak czytelnik nie ma wątpliwości, że literackie śledztwo, którego podjął się Arael Zurli, pozwoliło wydobyć na światło dzienne i przypomnieć wszystkim raz jeszcze kobietę wyzwoloną, pełną pasji i uczuć, która zawsze mówiła własnym głosem i mała odwagę walczyć o swoje szczęście na przekór wszystkiemu i wszystkim.