Antony Beevor – „D-Day. Bitwa o Normandię” – recenzja i ocena
Tematem książki są wydarzenia wiosny i lata 1944 r. Jest to nie tylko tytułowy D-Day, ale również przygotowania do niego oraz związane z nim ryzyko i zaciekłe bitwy, jakie wywiązały się na lądzie po utworzeniu przyczółka. Założeniem autora było możliwie pełne zarysowanie wszystkich zjawisk i zagrożeń, jakie pojawiały się w tych kluczowych miesiącach wojny na zachodzie. Tak więc nie brakuje opisów techniki i uzbrojenia, wielkiej i małej polityki, stosunku mieszkańców do wyzwolicieli oraz postaci wielkich generałów i prostych żołnierzy.
Styl książki jest brawurowy. Książkę napisano w niezwykle barwny sposób, czyta się ją lekko, jest wręcz wciągająca. Autor zachował idealną równowagę między ilością przypisów, a tekstem – widać, że jest to książka oparta na poważnych badaniach i każdy cytat jest odpowiednio opisany, ale objaśnienia nie przytłaczają czytelnika i nie odwracają nadmiernie uwagi od samego tekstu. Sam układ książki również jest spójny. Autor prowadzi nas chronologicznie, od wiosny 1944 r. aż do kapitulacji niemieckiego garnizonu Paryża, 25 sierpnia 1944 r., i jej efektów.
Książka podzielona jest na stosunkowo krótkie rozdziały o jasnych tytułach, co dodatkowo ułatwia odbiór. Co najciekawsze, autor bardzo zgrabnie przechodzi od wspomnień wielkich graczy, jak von Kluge czy Eisenhower do wspomnień szeregowych żołnierzy. Sprawia to, że czujemy związek między decyzjami wielkich a losem małych. Warto zauważyć, iż – szczególnie w opisie samego lądowania – autorowi nie brak umiejętności budowania napięcia.
Trudno jest coś zarzucić samej książce, napisanej przez tak uznanego autora, jak Beevor. Niewątpliwie nie braknie jej atutów. Największym z nich jest moim zdaniem bardzo szerokie wykorzystanie pamiętników, i to zarówno tych wielkich, jak i małych uczestników walk. Do tego dochodzą: olbrzymia bibliografia, tony przewertowanych dokumentów, współpraca z innymi, znanymi historykami, a to wszystko – zgrabnie i płynnie napisane. To zdecydowanie przemawia za przystąpieniem do lektury.
W Normandii, jak na wielu innych frontach II wojny światowej, nie zabrakło Polaków. Autor nie zapomniał o nich, i to po obu stronach. Tak więc w ogniu walk spotkamy zarówno żołnierzy gen. Maczka, jak i Polaków wcielonych do Wehrmachtu. Ciekawostką są niewątpliwie pamiętniki polskich pancerniaków oraz głos, jaki Beevor zabrał w dyskusji na temat udziału w walkach dywizji gen. Maczka. W tej książce Polaków oceniono wysoko, szczególnie w porównaniu z ich brytyjskimi i kanadyjskimi towarzyszami broni.
Niełatwym zadaniem jest porównywanie Beevora i jego „D-Day” do innych książek o tej tematyce, których przecież nie brakuje. Ba, można wręcz przebierać w literaturze na ten temat. W tym przypadku książka jest szczególnie warta polecenia, jako oparta na najnowszych badaniach, a przy okazji starająca się objąć całość czynników związanych z lądowaniem.
Książka jest bardzo dobrze wydana, ma liczne ilustracje i świetne mapy. W dowolnym momencie lektury, zagubiony czytelnik zawsze może wrócić do mapy – praktycznie każda z omówionych operacji jest przedstawiona na oddzielnej, a początek i koniec książki ilustrują dwie duże mapy, obejmujące cały omawiany teatr działań wojennych.
Czy jest coś, co można książce zarzucić? Niewątpliwie tak. Otóż ilość tekstu, poświęcona walkom na lądzie i polityce znacznie przewyższa to, co napisano na temat powietrznego i morskiego aspektu operacji. Nie jest to jednak szczególnie poważny zarzut, biorąc pod uwagę relatywnie niewielką intensywność walk w dwóch ostatnich przestrzeniach. Oczywiście, warto mieć w pamięci, iż jest to kolejna książka na temat lądowania, a opinie w niej wyrażone to opinie autora, poparte badaniami. Warto porównać Beevora z którąś ze starszych lektur. Dlaczego? Beevor odbrązawia pomnik bohaterów 1944 r. i nie waha się twardo oceniać tych, którzy wtedy zawiedli. Dlatego też serdecznie zapraszam do tej ogromnie interesującej lektury.
Redakcja: Michał Przeperski