António Lobo Antunes – „Chwała Portugalii” – recenzja i ocena
António Lobo Antunes – „Chwała Portugalii” – recenzja i ocena
W epoce wielkich odkryć geograficznych położona za zachodnim skrawku kontynentu Portugalia po raz pierwszy i ostatni w dziejach grała w historycznej pierwszej lidze. Była pierwszym europejskim państwem prowadzącym politykę kolonialną, ale pomimo silnej pozycji międzynarodowej w XV i XVI wieku nie posiadała wystarczającej siły ludzkiej, aby skutecznie zarządzać ogromnym połaciami przejętych terytoriów (takimi jak choćby Brazylia). Imperium upadało długo. Angola i Mozambik, jako jedne z ostatnich w Afryce, uzyskały niepodległość w 1975 roku. Wcześniej, równolegle z przetaczającą się przez czarny kontynent falą dekolonizacji, trwała wieloletnia wojna o niepodległość Angoli (1961–1974). Jednym z jej uczestników był autor recenzowanej powieści. Portugalczycy ustąpili dopiero po rewolucji goździków i upadku dyktatury nad Tagiem. W swoim dziele Antunes powraca do Luandy, z perspektywy której „maluje zmierzch cywilizacji luzotropikalnej, z całym jej okrucieństwem, bezsensownością i degrengoladą”.
Czym był luzotropikalizm? Socjolog Gilberto Freyre w latach 30. ubiegłego wieku stworzył nową koncepcję narodu brazylijskiego. Jego zdaniem kultura największego państwa Ameryki Południowej ukształtowała się w wyniku wymieszania się czarnych z białymi, wśród których dominowali właśnie Portugalczycy. Uczony uważał mieszkańców zachodniego krańca Europy za „supermanów kolonizacji”, którzy za sprawą tolerancji, apetytu seksualnego i odporności na choroby tropikalne byli predystynowani do zasiedlenia nowych ziem i tworzenia nowych społeczeństw. Choć teoria ta jest dzisiaj nie do zaakceptowania, jeszcze po II wojnie światowej mit ten był wykorzystywany jako uzasadnienie dla długiego trwania imperium. Tymczasem Antunes zobaczył w Angoli (gdzie zaraz po uzyskaniu niepodległości wybuchła wojna domowa) coś odmiennego, chciał odkłamać historię i pokazać rodakom gorzką prawdę na temat ich obecności w Afryce.
Wymieniany wśród kandydatów do Nagrody Nobla pisarz nie opisuje wielkiej polityki. W jego wydaniu historia jest opowiedziana na przykładzie dysfunkcyjnej, rozdartej tożsamościowo rodziny. Nie jest to proza łatwa w odbiorze. Zwłaszcza wobec opisywanej problematyki. Autor stosuje specyficzną narrację, która oddaje klimat chaosu, ale także – za sprawą strumienia świadomości na wzór „Ulissesa” – oddaje burzliwe dzieje przemian w umysłach Portugalczyków.
Kolejne strony przesiąknięte są goryczą i złem. Narrator jest pierwszoosobowy. Akcja rozgrywa się od lat 70. do lat 90. XX wieku. Autor luźno przeskakuje pomiędzy rokiem 1995, 1978, 1980, 1982, 1984, 1986… Nadrzędnym tematem jest problem rasizmu, który w Portugalii jest wciąż utajniony. Innymi ważnymi wątkami są dyskryminacja klasowa oraz podporządkowanie kobiety mężczyźnie.
Głównym bohaterem jest czarnoskóry syn białego Portugalczyka pochodzący z nieprawego łoża. Jego żona jest natomiast biała, ale wywodzi się z angolskich slumsów. Każda z odmalowywanych historii przedstawia inną twarz portugalskiego rasizmu i dekonstruuje mit o wspaniałym narodzie. Mit, który był jednym z filarów mało znanej w Polsce dyktatury Salazara. Choć nie jest to łatwa lektura, warto po nią sięgnąć, aby poznać jeden z najbardziej przekonujących obrazów rasizmu, klasizmu i kolonializmu we współczesnej literaturze: „[…] i dlatego w pewien sposób wyjaśniał tata jesteśmy Murzynami tamtych, tak samo jak Murzyni posiadają swoich Murzynów, a ci jeszcze swoich w kolejnych stopniach, schodzących aż do dna […]”.
Rodzina Carlosa i Leny jest lustrem, w którym możemy przyjrzeć się przesiąkniętej rasizmem Portugali. Czwarta wydana w Polsce powieść Antunesa była w późnych latach 90. dla jego rodaków terapią szokową. Poruszone w książce problemy trafiły do głównego nurtu i stały się tematem debaty publicznej. Warto lepiej poznać ojczyznę pisarza i w tym celu udać się w literacką podróż do Luandy czasów przełomu, by obejrzeć z bliska jeden z ostatnich aktów epoki kolonialnej. Polecam uwadze.