Anna Bikont – „Sendlerowa. W ukryciu” – recenzja i ocena
Anna Bikont, dziennikarka i pisarka, z wykształcenia psycholog, to autorka wielu, bardzo dobrze przyjętych książek. Za pracę My z Jedwabnego otrzymała m. in. nagrodę historyczną „Polityki”, European Book Prize, a amerykańskie wydanie uhonorowano National Jewish Book Award. Jej najnowsza książka reklamowana jest jako pierwsza pełna biografia Ireny Sendlerowej, w której przedstawiona została prawdziwa, a nie zmitologizowana historia. Jednym słowem, ma to być opowieść pisana bez presji „polskiej racji stanu”. Czy autorka sprostała takiemu wyzwaniu?
„Sendlerowa. W ukryciu” - biografia pełna, czy niepełna?
Problem zaczyna się już na początku. Czy rzeczywiście otrzymujemy do ręki biografię Sendlerowej? Sama tytułowa bohaterka (zgodnie z podtytułem) pozostaje w niej w pewnym ukryciu. Gdy opisywane są wydarzenia z okresu okupacji, to raczej jest to portret zbiorowy ukrywanych, ukrywających i ścigających. Poznajemy zarówno konkretnych Żydów, którzy opuściwszy warszawskie getto ukrywali się po stronie aryjskiej, działaczy Rady Pomocy Żydom „Żegota”, jak również dowiadujemy się o działalności szmalcowników. Nie zabraknie także informacji o listach proskrypcyjnych NSZ, na które trafiali działacze lewicowi oraz Żydzi. Dopiero okres powojenny przynosi zdecydowanie więcej informacji o samej Sendlerowej.
Główny ciężar narracji dotyczącej Sendlerowej skupiony jest wokół jej poglądów politycznych, działalności partyjnej oraz kreacji narracji o jej wojennych dokonaniach. Taka praca na pewno jest potrzebna. Książce dobrze zrobiły natomiast nieco mniej emocjonalny stosunek autorki do tematu jej dociekań. Pomimo gruntownie przeprowadzonej kwerendy i imponującej bibliografii książka ma pewne niedobory, momentami nie spełnia norm opisu historiograficznego. Brakuje głębszej analizy niespójności w dokumentach i relacjach oraz choćby minimalnego komentarza odautorskiego, co winno być normą przy tego typu publikacjach.
Podawane informacje nie pozwalają czytelnikowi na zapoznanie się z ich kontekstem historycznym. Wiele pojęć ma zdecydowanie inne konotacje niż kiedyś, jak choćby przymiotnik „socjalistyczny”, który przed wojną zakładał charakter niepodległościowy i pracowniczy. A przecież obecnie patrzymy na niego przez pryzmat okresu PRL. Także wybory dokonywane przez bohaterów książki warto byłoby przedstawiać w tej konkretnie rzeczywistości, w jakiej były podejmowane. To dojmujący brak.
Książka jest zatem bardziej reportażem biograficznym aniżeli historyczną biografią. Otrzymujemy w niej portret zbiorowy pewnego wycinka okupacyjnego społeczeństwa. Dość mocno akcentowana jest w nim teza odbrązowiająca Sendlerową. Czytelnikowi nie pozostawia się jednak zbyt wiele miejsca na własną interpretację relacji – miejscami wykluczających się wzajemnie. Można też odnieść wrażenie, że uratowanie przez Sendlerową mniejszej liczby dzieci niż powielane wszędzie 2,5 tys. umniejsza jej osobisty wkład w niesienie pomocy Żydom. Ale czy taka sugestia jest rzeczywiście uprawniona? Bardzo wątpię.
„Sendlerowa. W ukryciu” – co odkryte, co zapoznane
Warto na moment zatrzymać się przy mocno podkreślanych poglądach Sendlerowej. Dość trudno jest mi zrozumieć, dlaczego jej socjalistyczne nastawienie do świata i polityki okazuje się nagle takim „odkryciem”. Nigdy w jej biografii nie tajono związków z Polską Partią Socjalistyczną (jest o tym wzmianka nawet w jej biogramie na Wikipedii). Warto zauważyć, że już sam zakres jej przedwojennej działalności (opieka społeczna) był domeną socjalistyczną, więc jej poglądy polityczne tym bardziej są tutaj jasne. Trudno również podzielić zdziwienie, że socjalistka trafiła na prawicowe sztandary. Wielu bohaterów współczesnej prawicy działało na polu niepodległościowym właśnie w ramach PPS (Kazimierz Pużak, Ignacy Mościcki, Mieczysław Niedziałkowski, a także sam Marszałek Józef Piłsudski). Nic więc dziwnego, że socjalistka, będąca najbardziej znaną na świecie polską Sprawiedliwą, została sztandarowym argumentem przeciwko tezie o wrodzonym polskim antysemityzmie.
Powojenna przynależność Sendlerowej do PZPR wydaje się mało kontrowersyjna w obliczu jej poglądów socjalnych. Co prawda w późniejszym okresie wolała ona o swojej działalności partyjnej milczeć, ale przecież nie była w tym szczególnie odosobniona. Niejedna z osób mających mały (lub zgoła żaden) związek z komunistami przed wojną, po wojnie co najmniej wspierała nową władzę - jak choćby Jan Dobraczyński. Czemu po latach Sendlerowa twierdziła, że była prześladowana przez ustrój komunistyczny? Trudno jest dzisiaj odpowiedzieć na to pytanie. Można tylko snuć mniej lub bardziej prawdopodobne przypuszczenia.
*
Zapewne potrzebna jest biografia Ireny Sendlerowej, w której zostaną wyjaśnione wszystkie narosłe wokół niej mity. Nie brakuje ich, by wspomnieć ten o osobistym, wielokrotnym wyprowadzaniu dzieci z getta czy wielomiesięcznym pobycie na Pawiaku. Jak wynika z relacji dotychczasowych biografów, była ciężką rozmówczynią, która nie dopuszczała innej wersji niż jej własna. Anna Bikont zrobiła pierwszy krok na drodze do opisu historii sine ira et studio, bez tożsamościowo pojętej polskiej racji stanu. Jednak sposób konstrukcji książki i rozłożenie akcentów powoduje, że wpisze się ona w „rewizjonistyczną narrację” w dyskusji o zaangażowaniu Polaków w Holokaust. Obawiam się również, że w żadnym innym kontekście nie będzie analizowana. Ale może nie mam racji?