„Andrzej Wróblewski: Recto / Verso 1948–1949, 1956–1957” – recenzja i ocena wystawy

opublikowano: 2015-05-03, 17:39
wolna licencja
Jeszcze tylko do 17 maja w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie można będzie podziwiać wystawę dzieł Andrzeja Wróblewskiego, jednego z najsłynniejszych malarzy polskich, którego krótkie życie i niepokojąca twórczość są do dziś obiektami zainteresowania kolejnych rzesz znawców sztuki.
reklama
Andrzej Wróblewski: Recto / Verso 1948–1949, 1956–1957
nasza ocena:
9/10

Ekspozycja w niezwykle ciekawy sposób prezentuje sylwetkę artysty rozdartego między systemem, w którego idee początkowo wierzył, a chęcią podążania własną drogą. Andrzej Wróblewski w ciągu swego krótkiego, bo tylko 30-letniego życia, zdołał osiągnąć wyżyny sztuki – dzisiaj jest uważany za jednego z najważniejszych polskich malarzy. Namalował około 200 płócien i 800 papierów.

Urodzony w 1927 roku Wróblewski zaczynał od grafiki, którą zajmowała się jego matka, zrezygnował z niej jednak na rzecz malarstwa. W czasie wojny, mającej ogromny wpływ na jego późniejszą sztukę, stracił ojca, tuż po niej opuścił rodzinne Wilno i próbował swoich sił w kręgu krakowskich artystów. Zadebiutował w 1948 roku na I Wystawie Sztuki Nowoczesnej w Krakowie. Był jednym z twórców Grupy Samokształceniowej, odżegnującej się od kolorystów i silnie zaangażowanej w socrealizm. Po 1949 roku został odrzucony przez środowisko artystyczne, nawet przez socrealistów. Zginął w czasie wędrówki po Tatrach 23 marca 1957 roku w wieku zaledwie 30 lat. Do dziś nie ucichły spekulacje na temat jego śmierci – nie wiadomo, czy był to nieszczęśliwy wypadek, czy samobójstwo.

Już sam tytuł wystawy, „Recto/Verso”, sugeruje interpretację, którą przedstawił jej kurator, historyk sztuki Éric de Chassey. Dwa oblicza artysty i jego twórczości, początek i koniec – jego pierwsze kroki w świecie malarskim i późne, na powrót niezależne od wszelkich wpływów odkrywanie własnego stylu i możliwości w czasie odwilży. Według autora ekspozycji pokazują to dwustronne, dopełniające się wzajemnie (w jego opinii) obrazy malarza, przedstawione na otwartej przestrzeni, pozwalającej na skonfrontowanie dzieł.. Do tej pory prezentowano je tylko z jednej strony, arbitralnie podejmowano decyzje co do wartości frontu lub tyłu obrazu. Ten sposób tworzenia usprawiedliwiano brakiem funduszy i materiałów malarskich. Kurator zaprzecza tym argumentom i uważa, że malarz nie miał problemów finansowych, a styl ten był wynikiem celowych, przemyślanych działań twórczych. Według niego stanowią one spójną całość, są powiązane licznymi związkami. De Chassey twierdzi, że dzieł tych nie należy interpretować w oderwaniu od siebie – wyrażają one rozdarcie autora, trzeba zatem pokazywać je w ten sposób i dawać pełny obraz sztuki Wróblewskiego. Niektórzy uważają tę tezę za nadinterpretację, nie widzą podstaw do takiego twierdzenia, sugerując, że dzieła umieszczone po obu stronach płótna należą do innych, odrębnych technik malarskich i nie wykazują wystarczających relacji, mogących świadczy o wewnętrznej walce artysty i jego niemożności odnalezienia się w świecie sztuki.

Wystawa nie prezentuje całokształtu dorobku Wróblewskiego, pomijając socrealistyczny etap jego działalności artystycznej (pokazano jednak kilka prac z tego nurtu). Autorzy ekspozycji skupili się na dwóch okresach jego twórczości, w czasie których malarz mógł podejmować niezależne decyzje artystyczne i w pełni wyrazić swój punkt widzenia na sztukę. W latach 1947–1948, jako student krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych i historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim, stawiał pierwsze, odważne kroki w formowaniu swojego stylu. De Chassey uważa, że jego dzieła z tego okresu, łączące po obu stronach płótna abstrakcję z malarstwem figuratywnym, stanowiły odkrycie w sztuce światowego formatu – to połączenie zaczęto powszechnie wprowadzać do sztuki dopiero w latach 80. i 90. Lata 1956–1957 prezentują natomiast schyłek jego twórczości, coraz bardziej pesymistyczny i naznaczony obecnością śmierci – przypomina o niej ciągle wszechobecny w pracach malarza kolor niebieski.

reklama

Ekspozycja prezentuje zarówno abstrakcyjne elementy dorobku malarza, jak i te bardziej zaangażowane społecznie, oddające klimat tamtych czasów. Choć artysta był związany z nurtem socrealizmu i starał się tworzyć dzieła spójne z wytycznymi partii, przebijał przez nie zwykle pewien tragizm i niepokój, nastrój przerażenia. Dlatego nie został nigdy w pełni zaakceptowany ani przez środowisko malarzy realizmu socjalistycznego, ani twórców spoza tego kręgu, którzy krytykowali zaangażowanie Wróblewskiego w propagowanie komunizmu. Bardzo często w jego obrazach pojawia się motyw wojny i położenia ludzi zmagających się z jej bezsensem. Ta trauma odbija się m.in. w jego „Obrazie na temat okropności wojennych (Ryby bez głów)”, „Cieniu Hiroszimy”, „Likwidacji getta” i przejmującym cyklu „Rozstrzelanie” (1948–1949). W tym ostatnim artysta przedstawia sceny mordowania przerażonych ludzi ustawionych pod ścianą, czekających na śmierć z rąk bezlitosnego kata. W tej roli stawia zarówno siebie, jak i odbiorców – na większości obrazów nie widać sylwetki mordercy. Wielu interpretatorów zastanawia się, czy jest to oskarżenie wobec ludzi obojętnych na los innych, stających się tym samym współwinnymi tej zbrodni, czy może artysta chciał pokazać relatywizm postaw w czasie wojny – nie tylko gestapowcy, najczęściej utożsamiani z tą metodą zabijania, są naznaczeni piętnem mordów. Swoich wrogów uśmiercali także przedstawiciele innych narodów, w tym Polacy wykonujący wyrok na osobach działających na szkodę państwa. Niezależnie od owych teorii dzieła te stanowią jedne z najbardziej poruszających przedstawień II wojny światowej, należą też do najsłynniejszych prac autora, znajdującym się niemal w każdym podręczniku do historii. Charakterystyczne dla cyklu jest ukazywanie zdeformowanych, rozczłonkowanych ciał, których przechodzenie w niebyt podkreślone zostało błękitną barwą. Należy on do nurtu figuratywnego.

Na wystawie ujrzymy też m.in. „Pranie”, „Syna i zabitą matkę”, „Zakochanych”, „Matkę z zabitym cieniem” i kolejny, niezwykle interesujący i skłaniający do zastanowienia cykl – „Ukrzesłowienie”, pokazujący dramatyczną sytuację człowieka uwikłanego w system totalitarny. Uprzedmiotowienie człowieka, wszechobecny marazm i niemożność działania przejawia się poprzez ukazanie sylwetki ludzkiej wtapiającej się w formę krzesła. Twórcy postanowili też udostępnić zwiedzającym pamiątki po malarzu – m.in. kilka zdjęć i jego korespondencję, w tym z Andrzejem Wajdą, kolegą z krakowskiego ASP.

Z pewnością warto zapoznać się z nową interpretacją genialnej sztuki Wróblewskiego, chociażby po to, by ocenić jej trafność. Wystawę można oglądać w Muzeum Sztuki Nowoczesnej do 17 maja 2015 roku. Ma ona następnie trafić do Muzeum Narodowego Centrum Sztuki Królowej Zofii w Madrycie.

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

reklama
Komentarze
o autorze
Agnieszka Woch
Studentka filologii polskiej i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim, interesuję się wszelkiego rodzaju literaturą, historią XX wieku i językiem, a także filmem i teatrem. Redakcyjny mistrz boksu.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone