Andrzej Antoni Kamiński - „Baśka, Wanda i inne” - recenzja i ocena

opublikowano: 2018-01-15, 09:00
wolna licencja
O broni pancernej napisano już wiele, ale ta książka wyróżnia się w literackim tłoku. To nie jest kolejna praca o technice ani o pancernym kamuflażu. Tym razem do rąk czytelników trafiła publikacja poruszająca temat uczuć pomiędzy żołnierzem a... jego pojazdem.
reklama
Andrzej Antoni Kamiński
„Baśka, Wanda i inne. Wszystko lub prawie wszystko o nazwach własnych pisanych na sprzęcie polskich wojsk lądowych i formacji paramilitarnych”
nasza ocena:
7/10
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Vesper
Rok wydania:
2017
Okładka:
twarda
Liczba stron:
316
Format:
170x245 mm
ISBN:
9788377312773

Na polskim i światowym rynku europejskim nie brak prac o czołgach czy pojazdach pancernych. Rozmaici autorzy opisywali (i opisują) kalibry dział, historie jednostek czy wzory kamuflaży. Amatorzy tematu mają dostęp do niezliczonej ilości zdjęć i instrukcji technicznych, a liczne muzea pancerne stoją przed nimi otworem. Bardzo trudno jest wejść w tę przestrzeń z czymś nowym, mogącym przyciągnąć uwagę masowego odbiorcy. Andrzej Antoni Kamiński odważył się podjąć taką próbę.

Pobieżnie przepatrując

Omawiana praca liczy sobie 317 stron. „Baśka…” to niezwykle bogato ilustrowany album fotograficzny, zawierający przede wszystkim zdjęcia pojazdów wojskowych, użytkowanych przez Wojsko Polskie w różnych formach swego istnienia od 1917 do 2010 roku. Znalazły się tu również wozy strażackie, balony, nieliczne samoloty, okręty i statki, pełniąc jednak przede wszystkim rolę tła do opisu głównego zagadnienia. Niestety, choć w książce wymieniono źródła zdjęć, to nie podano z którego archiwum czy kolekcji pochodzi dana fotografia, co utrudnia wykorzystanie tej publikacji jako pomocy przy własnej pracy badawczej. Niewielką – i czysto techniczną – usterką jest błędne zatytułowanie części pracy poświęconej wozom strażackim jako „Pociągi pancerne”.

Sama książka porusza temat niezmiernie interesujący, wkraczając w sferę uczuć łączących żołnierza (i nie tylko) z jego „rydwanem”, na którym podążał na pole bitwy. Czasem, co prawda, nazwę nadawano odgórnym rozkazem lub przejmowano po kimś (np. po Brytyjczykach) pojazd już „ochrzczony”. Najczęściej jednak to same załogi decydowały się na nadanie swemu pojazdowi (czy armacie) jego indywidualnej nazwy, wyróżniając go w pewien sposób z tłumu podobnych mu egzemplarzy. Niektórzy sięgali po kobiece imiona, inni preferowali nazwy miast czy pól bitewnych, często też sięgano po zjawiska meteorologiczne. Tworzyło to niezwykłą i unikalną więź między człowiekiem a materią nieożywioną.

Jest dobrze, ale...

Pierwsza uwaga dotyczy sposobu skonstruowania podpisów pod fotografiami. Najczęściej mają one formę „Balon Mazowsze”, „Jeep Łazik” czy „Samochód warsztatowy Wóz Drzymały”. Doświadczony czytelnik z pewnością wychwyci, że chodzi tu nie o typ danego pojazdu, lecz o jego nazwę własną. Tym niemniej ktoś nieobeznany z tematem mógłby mylnie zinterpretować takie zdanie. Objęcie nazwy zwykłym cudzysłowem zapobiegłby tego rodzaju pomyłkom.

Niewielki zgrzyt w odbiorze pracy wywołuje uwaga zamieszczona przez autora na stronie 269. Cytując:

Głównym celem rozwoju Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie (w tym broni pancernej) w tym okresie była nadzieja na wybuch trzeciej wojny światowej, która miała umożliwić Polakom powrót do Ojczyzny z bronią w ręku. Niestety, polityka mocarstw zachodnich, nie bacząc na wysiłek zbrojny Narodu polskiego, zamiary te udaremniła. Nie pierwszy raz zawiedliśmy się na sojusznikach.
reklama

Tak, niektórzy Polacy służący w PSZ czekali na trzecią wojnę światową. Były to jednak pozbawione jakichkolwiek podstaw marzenia żołnierzy i polityków którzy za późno zauważyli, że rozwój wydarzeń odstawił ich na polityczny boczny tor. Nie można jednak mieć jakichkolwiek pretensji do Aliantów, że nie chcieli spełnić polskich mrzonek, oderwanych od ówczesnych realiów dyplomatycznych, gospodarczych i militarnych w każdy możliwy sposób.

Większym problemem jest, biorąc pod uwagę merytoryczny i czasowy zakres pracy, ominięcie dwóch istotnych przykładów zastosowania nazw własnych czy haseł (także obecnych w książce) na polskich pojazdach pancernych. Choć autor zastrzegł się podtytułem „wszystko lub prawie wszystko”, to, w mojej opinii, pominięcie ich jest istotnym mankamentem tej książki.

Pierwszy z nich to działo pancerne Su-76 zachowane w Poznaniu, "noszące pozostałości napisu „Zemsta Katyń/Zemsta za Katyń”. Jest to unikalny w skali kraju przykład pojazdu pancernego wykorzystywanego w polskiej jednostce, noszącego oryginalny napis z lat II wojny światowej.

Drugi przypadek, o wiele mniej chwalebny, dotyczy sprawy godła przypominającego to używane przez 1 dywizję pancerną SS podczas II wojny światowej, wymalowanego na jednym z pojazdów użytkowanych przez Wojsko Polskie w Iraku. Nie wchodząc tu w kwestię pochodzenia czy autorstwa owej grafiki, wypadało by wspomnieć o tej sprawie choćby z kronikarskiego obowiązku, czy też w celu pokazania różnych aspektów opisywanego zagadnienia.

*

Mimo zgłoszony uwag, „Baśka…” to bardzo ciekawa praca, opisująca polską broń pancerną z nietypowego punktu widzenia. Choć sama w sobie nie stanowi wyczerpującego źródła wiedzy, stanowi miłe uzupełnienie dla każdej biblioteczki miłośnika „pancerki” czy zapalonego modelarza, szukającego inspiracji dla kolejnych dioram.

reklama
Komentarze
o autorze
Łukasz Męczykowski
Doktor nauk humanistycznych, specjalizacja historia najnowsza powszechna. Absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Gdańskiego. Miłośnik narzędzi do rozbijania czołgów i brytyjskiej Home Guard. Z zawodu i powołania dręczyciel młodzieży szkolnej na różnych poziomach edukacji. Obecnie poszukuje śladów Polaków służących w Home Guard.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone