Amerykański sen o Mundialu

opublikowano: 2018-05-10, 08:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Ta impreza była pożegnaniem Diego Maradony z reprezentacją Argentyny, a z wielkim futbolem dopiero witał się Brazylijczyk Ronaldo. Wbrew opiniom sceptyków, Mundial w Stanach Zjednoczonych zakończył się sukcesem. Na amerykańskich boiskach aż kipiało od emocji.
reklama

W żałosnym przemówieniu sejmowym w stanie wojennym mieniący się literatem Janusz Przymanowski przyrównał Ronalda Reagana do marnego aktorzyny i kowboja. Szczekanie zostało puszczone mimo uszu, prezydent Stanów Zjednoczonych być może w ogóle nie miał pojęcia o ataku przypuszczonym przez twórcę Szarika. Reagan robił swoje, a jedna z tych rzeczy miała akurat związek z mundialem. Oto jesienią 1987 roku doszło do spotkania Reagana z prezydentem FIFA João Havelangem, a przedmiotem dysputy była zbliżająca się elekcja organizatora mistrzostw świata w 1994 roku. Havelange, choćby z racji pełnionego urzędu, zachował neutralność. Ponadto znajdował się w niezręcznym położeniu, bo w szranki stawali między innymi jego brazylijscy rodacy. 4 lipca następnego roku Komitet Wykonawczy FIFA zadecydował w Zurychu, że finały zagoszczą w USA.

Diego Maradona w 1986 roku (domena publiczna)

Stany Zjednoczone zebrały 10 głosów, Maroko – 7, zaś Brazylia ledwie 2. Jeden z brazylijskich działaczy, Guimaraes Octavio Pinto, wprawdzie ironicznie skomentował, że przyznanie USA mundialu jest mniej więcej tyle warte, co zorganizowanie baseballowych World Series w jego kraju, ale ta glossa nikogo nie interesowała. Do ceremonii losowania grup finałowych doszło w Las Vegas. Szkoda, że nie w Hollywood. Aktorka Faye Dunaway jak zwykle była rozkapryszona, żarty aktora Robina Williamsa stały na marnym poziomie. Była to kiepska uwertura zaskakująco pięknej imprezy. Soccer obronił się znakomicie na wypełnionych do ostatniego miejsca obiektach. Jeden z nich, Silverdome w Pontiac, był... halą sportową, co w historii finałów mistrzostw świata stanowi absolutne novum. Mundial obejrzało przeszło milion widzów więcej niż cztery lata wcześniej we Włoszech. Pinto kompletnie więc przeholował z kpinami, gdy ogłaszano gospodarza mundialu...

Fatalny styl zaprezentowany przez Polaków podczas eliminacji lepiej przemilczeć. Bez wątpienia najgłośniejszym echem odbiła się szokująca klęska Argentyny z Kolumbią. Ówcześni wicemistrzowie świata zostali zdeklasowani 0:5, mimo że mecz odbył się w Buenos Aires! Gole strzelone Argentynie przez Freddy’ego Rincona, Faustino Asprillę i Adolfo Valencię ustawiały Kolumbię w gronie faworytów. I tu trafiono kulą w płot, zaledwie po dwóch występach stało się jasne, że podopieczni Francisco Maturany muszą pakować walizki. Najpierw Rumuni wypunktowali Kolumbijczyków (3:1, kapitalny lob Gheorghe Hagiego). Następnie Kolumbijczycy ulegli gospodarzom (1:2), w tym meczu pechowo pomylił kierunki kolumbijski defensor Andres Escobar. Kolumbia już wypadła za burtę, ale tragiczną puentę dopisano wkrótce.

reklama

Błąd na stadionie Rose Bowl kosztował Escobara życie. Po powrocie do kraju Andres zginął po wystrzeleniu do niego sześciu kul przez Humberto Munoza Castro. Znamienne, tragedia miała miejsce w Medellin, gdzie zbrodnie są na porządku dziennym. Kara dla Escobara za samobójczego gola? Zemsta za pieniądze utracone przez mafię u bukmacherów? Bez znaczenia, stała się rzecz straszna, wręcz przerażająca. Zabójcę skazano na 43 lata więzienia, po odsiedzeniu 11 wyszedł na wolność. Za dobre sprawowanie...

Parszywy los ekipy Maturany podzieliła Sborna, na otarcie łez pozostał jej fantastyczny wyczyn Olega Salenki, który w spotkaniu z Kamerunem (6:1) aż pięciokrotnie posyłał piłkę do siatki Jacquesa Songo’o. Niesamowita kanonada Salenki sprawiła dużą satysfakcję dwóm dziennikarzom „Tempa”, akurat współautorom niniejszego wydawnictwa. Kilka lat wcześniej obsługiwali finały mistrzostw Europy juniorów. Ostatnim przeciwnikiem Portugalii (z João Pinto w głównej roli) był ZSRS, natychmiast zwrócono czytelnikom uwagę na ogromny talent Salenki. Ten, jak widać, odwzajemnił zaufanie. Natomiast żegnał się z wielką sceną sędziwy Kameruńczyk Roger Milla. Miał „tylko” 42 lata na karku...

Robert F. Kennedy Memorial Stadium w Waszyngtonie (domena publiczna)

Ozdobą eliminacji był rewelacyjny rajd Saida al-Uwairana Owairana, który w meczu Arabii Saudyjskiej z Belgią (1:0) wystawił na kpinę kilku defensorów Czerwonych Diabłów i jeszcze efektownie trafił do siatki. W 1/8 finałów Arabowie nie mieli jednak szans ze Szwecją (1:3), Belgowie uznali wyższość niemieckiego Mannschaftu (2:3). W roli sędziego liniowego nie popisał się późniejszy prezes PZPN Michał Listkiewicz (cztery lata wcześniej uczestnik finału RFN – Argentyna 1:0). Za to świetną formę udokumentowaną dwiema bramkami wykazał Rudi Völler, ale dla obrońców tytułu były to miłe złego początki. Już wkrótce mieli się w sensacyjnych okolicznościach rozstać z amerykańską przygodą. Również w tej fazie nie pozostawiła Hiszpania złudzeń Szwajcarii (3:0), a Holandia łatwo ograła Irlandię (2:0). Utrzymali się w stawce Bułgarzy (1:1 z Meksykiem, w karnych 3:1), za to pożegnali się z imprezą Argentyńczycy. Wystartowali wspaniale, ale wszystko zrujnowała dopingowa afera Maradony.

reklama

Diego nie był w dobrym nastroju. Źle układały się relacje z Carlosem Bilardo w Sevilli, gdzie po rozstaniu się Maradony z Neapolem obaj panowie odnowili współpracę.

Diego zmienił otoczenie, w drużynie narodowej z kolei czasowo przestał interesować selekcjonera, którym był Alfio Basile. Nie powołał on Maradony na Copa America, ale w obliczu nadchodzącej klęski w eliminacjach do mundialu zdecydował się wysłuchać głosu narodu. Ten zaś wciąż widział w Diego idola, może nawet zbawcę. Paszporty na World Cup zostały wykupione, już w obecności Maradony, dzięki cokolwiek upokarzającej konieczności rozegrania dwumeczowego barażu z Australią (1:1, 1:0). Diego doskonale zdawał sobie sprawę, że mimo nadprzyrodzonego talentu musi na mundialu wyglądać nienagannie pod względem fizycznym. Pozbycie się nadwagi miał ułatwić dietetyk Fernando Cerrini. Diego wkrótce przyjdzie przeklinać tę znajomość.

Ten tekst jest fragmentem książki Marka Latasiewicza, Jerzego Cierpiatki i Mirosława Nowaka „Mundial historia. Od Urugwaju do Rosji”:

Marek Latasiewicz, Jerzy Cierpiatka i Mirosław Nowak
„Mundial historia. Od Urugwaju do Rosji”
cena:
79,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
twarda z obwolutą i złoceniami
Liczba stron:
320
Format:
A4 (forma albumowa, pełny kolor, papier powlekany)
ISBN:
978-83-66008-01-4

Na razie jednak Maradona pokazał się z pięknej strony w jednostronnym meczu z Grecją (4:0), uczestniczył też w twardym boju z Nigerią (2:1). Trzy punkty zaksięgowano, ale Diego wezwano do kontroli antydopingowej. Ku osłupieniu piłkarskiego świata próbka dała pozytywny wynik. Stosowanie efedryny nieuchronnie prowadziło do dyskwalifikacji. Rozdygotana psychicznie Argentyna przegrała z Bułgarią (0:2), na dodatek szybko nabawił się kontuzji Claudio Caniggia. W tym zatem, co przekazał Maradona rodakom, że odcięto mu nogę, kryła się niebawem tylko część smutnej prawdy: iż tak de facto z powodu absencji Caniggii Albicelestes stracili obie nogi. Już po mundialu FIFA ogłosiła, że banicja Maradony i Cerriniego potrwa 15 miesięcy. Udział Argentyny w imprezie skończył się równo z zakończeniem dramatycznego meczu z Rumunią (2:3). Pocieszenie, że była to porażka bez wątpienia honorowa i poniesiona z otwartą przyłbicą, nie rekompensowało rozmiarów nieszczęść. Albicelestes, walczącym do ostatniej sekundy, oddano należny szacunek. Nie zmieniało to wszak istoty sprawy, że perfekcyjni technicznie Rumuni po prostu byli lepsi.

reklama
Niemiecki znaczek pocztowy wyemitowany z okazji piłkarskich mistrzostw świata w 1994 roku (domena publiczna)

Powody dziękowania Opatrzności miała Italia, eliminując Nigerię (2:1 po dogrywce). Afrykańska rewelacja dysponowała większymi atutami, do 88. minuty prowadząc 1:0. Wtedy odezwał się Roberto Baggio, który niebawem nie zaprzepaścił szansy z karnego. I to w sytuacji, gdy Włosi grali w osłabieniu (relegowanie Gianfranco Zoli z boiska)... Identyczny kłopot kartkowy przeżyli Brazylijczycy; po bezpardonowym potraktowaniu łokciem Taba Ramosa wyleciał z boiska Leonardo. Jednak gol przytomnie strzelony przez Bebeto pozwolił Canarinhos uratować skórę w tej trudnej konfrontacji z Amerykanami (1:0). W ćwierćfinałowym meczu Włochy – Hiszpania (2:1 po dogrywce) również łokcia użył Mauro Tassotti, łamiąc nos Luisowi Enrique. Uszło to uwadze arbitra, za materiał dowodowy posłużyła kaseta wideo. Tassotti został zawieszony za to aż na osiem gier. O awansie Szwedów kosztem Rumunów (2:2) zadecydowały karne, próby nerwów nie wytrzymał zamykający listę strzelców Miodrag Belodedici.

Wcześniej miał on bardzo konkretne powody, aby przeklinać dyktaturę Nicolae Ceausescu. Reżim skazał piłkarza na wieloletnie więzienie za rzekomą zdradę związaną z chęcią rozstania się ze słynnym wojskowym klubem Steaua Bukareszt. Belodedici, o serbskich korzeniach, po perturbacjach zasługujących na odrębną opowieść, w końcu został zawodnikiem Crveny Zvezda Belgrad. I dwa lata po mundialu sięgnął z nią po prymat w europejskim futbolu klubowym. W szoku znalazły się Niemcy.

reklama

Po wygraniu przez Jordana Leczkowa powietrznego pojedynku z Thomasem Hässlerem Bułgaria zachowała jednobramkową przewagę (2:1). Detronizacja dotknęła wiele znamienitych postaci. Za takowe bezwzględnie uznać trzeba już wymienionego Völlera, Lothara Matthäusa czy Jürgena Klinsmanna.

„Klinsi” był wspaniałym napastnikiem, budzącym jednak ambiwalentne odczucia. Wręcz klasyczna polaryzacja stanowisk dotyczyła grubo po mundialu dziennikarza „The Guardian”, który w odstępie ledwie kilku miesięcy napisał dwa diametralnie różne artykuły poświęcone Klinsmannowi, wówczas na wypożyczeniu do Tottenhamu Hotspur. Andrew Anthony najpierw argumentował, dlaczego Jürgena nienawidzi. W skrócie, chodziło żurnaliście o to, że „Klinsi” uprawiał w polu karnym nie futbol, tylko nurkowanie. Niebawem jednak, na tych samych łamach, Anthony wyznał wcale nie skrycie, dlaczego Jürgena kocha. Ano, ponieważ zaczął grać na Wyspach jak młody Bóg, a ściślej Piłkarz Roku 1995. Wybrany przez komentatorów piłkarskich, aby nie było niedomówień... Traktowany w kategoriach napastnika o rewelacyjnej skali umiejętności Klinsmann stał się ponadto bohaterem wielu materiałów w polskich mediach.

Roberto Baggio w 1990 roku (domena publiczna)

Kto wie, czy palma pierwszeństwa nie należy się Piotrowi Kowalczukowi. Późniejszy korespondent „Rzeczpospolitej” znad Tybru fascynująco naszkicował portret Jürgena przemieszczającego się „garbusem” po londyńskich ulicach i nie wstydzącego się na przystadionowym parkingu White Hart Lane, że kilka metrów dalej wysiada Teddy Sheringham z ferrari testarossy. Klinsmanna, wprawdzie Niemca, którego rodzina prowadzi piekarnię w Stuttgarcie, ale nade wszystko obywatela świata, gdzie do dobrego tonu należy posługiwanie się nienaganną angielszczyzną i luz nie mający kompletnie nic wspólnego z pruskim drylem ani germańską butą. Obieżyświat „Klinsi” w końcu na stałe zawinął do portu. Były nim akurat Stany Zjednoczone, gdzie przez pięć lat (2011-2016) był selekcjonerem amerykańskiej reprezentacji...

reklama

Ale prawdziwym szlagierem, chyba nawet całej imprezy, był bój brazylijsko-holenderski. Po wjeździe Bebeto do bramki Eda de Goeya Canarinhos prowadzili już 2:0, lecz Dennis Bergkamp i Aron Winter szybko odrobili tę stratę. W końcu piorunującą „bombę” z wolnego posłał Branco i Brazylia zasłużenie wzięła górę (3:2) w tym cudownym spektaklu. Podobnie, choć w znacznie gorszym stylu, dokonała tego w półfinałowym meczu ze Szwecją (1:0). Cokolwiek ryzykowne igranie z ogniem skończył wreszcie Romario, wcześniej zmarnowali Canarinhos kilka doskonałych sytuacji. Uwaga w drugim półfinale koncentrowała się na dwóch wielkich aktorach mundialu. Roberto Baggio wyraźnie zdystansował Christo Stoiczkowa, wyłącznie ci piłkarze wpisywali się na listę strzelców meczu Italii z Bułgarią (2:1). Z podopiecznych Dimitara Penewa wyraźnie uszło powietrze, mecz o trzecie miejsce ze Szwecją Bułgarzy oddali zupełnie bez walki (0:4 już po 39 minutach). Z kolei Trzy Korony nieoczekiwanie fetowały identyczny sukces jak w 1950 roku.

Po raz pierwszy w mundialowej historii finałowy mecz zakończył się bezbramkowym wynikiem. Skłoniło to obserwatorów meczu Brazylia – Włochy do pomstowania na poziom gry decydującej o złocie. Zgoda, zabrakło takich fajerwerków jak podczas kapitalnej partii finałowej na Estadio Azteca w 1970 roku (4:1 dla Kanarkowych), ale zapewne był to stanowczo zbyt surowy osąd. Pod względem taktycznym wzniosły się obie drużyny na górny pułap. A że nikt nie chciał podjąć maksymalnego ryzyka, to całkiem inna para kaloszy. Palił się do gry młodziutki Ronaldo, ale Carlos Alberto Parreira jeszcze nie dał mu szansy. Ronaldo jednak odegra swoją rolę. Miał czas, aby spokojnie poczekać. W karnych zawiodły Italię dwie postaci akurat o fundamentalnym znaczeniu. Oprócz Daniele Massaro przegrali pojedynki z Taffarelem Franco Baresi i Roberto Baggio, naruszając amerykańską przestrzeń powietrzną. Taki to już jest ten futbol, czasem nie oszczędzi żadnych świętości.

Mimo upału na Rose Bowl w Pasadenie, gdzie indziej było bardzo mokro. Wylano morze łez. W Rio łez szczęścia, w Rzymie łez rozpaczy. W Krakowie zaś, jakoś dziwnie tego dnia uodpornionym na futbol, odwołano koncert Boba Dylana na Błoniach. Tam niebo też zapłakało, choć przecież nie było zjednoczone w bólu z Italią...

Ten tekst jest fragmentem książki Marka Latasiewicza, Jerzego Cierpiatki i Mirosława Nowaka „Mundial historia. Od Urugwaju do Rosji”:

Marek Latasiewicz, Jerzy Cierpiatka i Mirosław Nowak
„Mundial historia. Od Urugwaju do Rosji”
cena:
79,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
twarda z obwolutą i złoceniami
Liczba stron:
320
Format:
A4 (forma albumowa, pełny kolor, papier powlekany)
ISBN:
978-83-66008-01-4
reklama
Komentarze
o autorze
Jerzy Cierpiatka
Dziennikarz sportowy. Reporter i felietonista „Tempa”, „Gazety Krakowskiej”, „Dziennika Polskiego”, „Przekroju”. Autor i współautor wielu książek dotyczących historii sportu.
Marek Latasiewicz
Dziennikarz, publicysta, współpracownik wielu czasopism religijnych i sportowych, autor licznych publikacji książkowych i artykułów o tematyce religijnej oraz dotyczących piłki nożnej. Autor książek „Boży doping" i „Śladami Jana Pawła II".
Mirosław Nowak
Publicysta i felietonista, publikował na łamach katowickiego „Sportu”, „Tempa”. Współtwórca „Supertempa”.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone