Amerykanin w Warszawie, czyli Juliena Bryana wrażenia z powojennej Polski

opublikowano: 2022-04-24, 18:53
wszelkie prawa zastrzeżone
Julien Bryan był amerykańskim fotografikiem i dokumentalistą. Jego zdjęcia przedstawiające niemieckie oblężenie Warszawy w 1939 roku obiegły świat. Fotograf wrócił do zniszczonej stolicy Polski w 1946 roku. „Nie znałem żadnego innego narodu, który byłby tak odważny, i nie przypuszczałem, że kobiety i dzieci mogą tak wiele wycierpieć dla swojego kraju” – pisał. Jak charakteryzował stosunek Polaków do Rosjan i komunizmu?
reklama

Ten tekst jest fragmentem książki „Polska jesień, rosyjska zima. Spotkanie Juliena Bryana z misją UNRRA w Europie Środkowo-Wschodniej 1946–1947 – fotografie i zapiski”.

Warszawa, 31 października 1946 r.

Tłumaczka

Dziś rano w biurze Guya Hickoka poznaliśmy Annę Marię. Była blondynką około trzydziestki, o niebieskich oczach i budowie chłopki, o nieprzebranej energii życiowej. Jej zachowanie cechowała bezpośredniość. Zamiast kilka godzin targować się i lawirować, po pięciu minutach okazało się, że zatrudniłem tę energiczną i przekonującą tłumaczkę. Zażądała dziesięć dolarów na dzień. Larry Allen z Associated Press płacił jej wcześniej tyle szeleszczącymi, pięknymi amerykańskimi banknotami. Hickok poradził mi, aby płacić w złotówkach, które są legalną walutą. Anna Maria i ja zgodziliśmy się na tysiąc złotych na dzień. Miałem też opłacać jej posiłki. Był to zarobek nieco wyższy niż pensja członka Rady Ministrów. Ale my nie zatrudnialiśmy członka Rady Ministrów. Poza tym nasza współpraca miała potrwać jedynie trzy tygodnie, podczas których planowaliśmy pracować dzień i noc. Potrzebowaliśmy Anny Marii dosłownie na okrągło, od ósmej rano do jedenastej wieczorem. Cena była wysoka, ale warta zapłacenia, jeśli dzięki temu będziemy mogli wykonać naszą pracę. Anna Maria będzie dla nas kimś znacznie więcej niż tylko tłumaczką. Będzie naszym oficjalnym mediatorem do rozwiązywania sporów z Ministerstwem Spraw Zagranicznych, pomoże przy zakupie biletów kolejowych, a także zadba o to, abyśmy dostali światła z biura Filmu Polskiego. Będzie również naszym doradcą dyplomatycznym. Jeśli dobrze będzie wykonywać swoje obowiązki, zaoszczędzimy setki dolarów i dużo czasu.

Pomnik Jana Kilińskiego stoi na nowym cokole w centrum miasta (na placu Krasińskich). Jego poprzedni cokół został zniszczony w czasie wojny (prawa zastrzeżone)

Czy ma jakieś doświadczenie w branży filmowej? Tak, przez miesiąc tłumaczyła i organizowała różne sprawy dla Petera Hopkinsona, młodego angielskiego fotografa. Podziwiała go i podobała jej się jego praca. Czy ma coś przeciwko pracy do późna? Nic a nic.

Dokąd mogę dzwonić, żeby się z nią skontaktować? To akurat nie było najprostsze, ale każdego wieczoru miała być w kontakcie z Marian Thomas, pracującą dla UNRRA dziewczyną z Ameryki, sekretarką pana Hickoka. Co wieczór miała się meldować w pokoju Marian. Czy na wszelki wypadek zostawi nam swój adres domowy? Rozbawiona, próbowała nam wyjaśnić, że nie ma domu ani ciuchów oprócz tego, co ma na sobie.

reklama

Nie wierzyłem w to. Później na osobności zamieniłem kilka słów z Marian Thomas. Gdzie ona sypia? Marian powiedziała, że Anna Maria śpi co noc w innym miejscu. Sypia u przyjaciół, gdziekolwiek jej na to pozwolą – na podłodze, na kanapie, na paru krzesłach. Jeśli jej się poszczęści – w łóżku. Powoli zacząłem wszystko rozumieć. Ustaliłem zatem z Anną Marią, że każdego ranka będziemy się spotykać na śniadaniu o ósmej w naszej niewielkiej kawiarni dwa budynki od hotelu Central. Było wiadomo, że Anna Maria ma problemy finansowe. Domyśliłem się, że ostatnio nie widziała zbyt dużo dziesięciodolarówek. Postanowiliśmy, że na dobry początek dnia zjemy jajka na bekonie i napijemy się amerykańskiej kawy rozpuszczalnej. Polacy nie słyną z punktualności. Być może obfite śniadanie skłoni ją do pojawienia się na czas. Tak też się stało. Przez trzy tygodnie nie spóźniła się ani razu. Dobrze ją w tym czasie poznaliśmy.

[…]

Nasze dyskusje ciągnęły się bez końca. Anna Maria nie lubiła Rosjan. Podobnie jak wielu Polaków. O ile dobrze potrafię ustalić, Polacy nie lubią Rosjan od stu pięćdziesięciu lat, czyli od czasów trzech rozbiorów Polski. Nie była też zbyt przychylna niektórym wpływom w nowym rządzie Polski.

Zaczęliśmy od przemówienia Churchilla o żelaznej kurtynie. Polska była bez wątpienia w rękach komunistów. Nie można było mówić o jakiejkolwiek wolności słowa. Tysiące ludzi zostało aresztowanych. O tym czytaliśmy w prasie przed naszym przyjazdem. Prosto z mostu zapytaliśmy ją o aresztowania. Anna Maria podkreśliła, że wielu ludzi, którzy dawniej należeli do klas wyższych, jest pozbawianych wolności każdego dnia. Naciskaliśmy: czy zna kogoś z nich? Tak, kilka jej koleżanek zostało aresztowanych w nocy parę miesięcy temu. – Czy zostały zesłane na Syberię? – Nie. – Gdzie są teraz? – Zwolnili je z aresztu w ciągu dwudziestu czterech godzin. – Co im zarzucono? – Spekulacje obcą walutą. – Oczywiście zarzuty były niesłuszne? – Jak najbardziej słuszne – powiedziała Anna Maria. – Zostały złapane z towarem i przyznały się do winy.

W ten sposób rozmowa ciągnęła się godzinami. Chociaż [Anna] Maria czuła niechęć do Rosjan i była przeciwna wpływom lewicy na rząd jej kraju, wyróżniała się niecodzienną polską odwagą i uczciwością. Była zwolenniczką starego ustroju, ale nie skłamałaby nam, aby dowieść prawdziwości swoich słów.

W takich warunkach żyli warszawiacy po II wojnie światowej (prawa zastrzeżone)

Oczywiście dowiedzieliśmy się później, że było dużo więcej poważnych aresztowań. Wiele mówiło się o przypadku niesłychanie zamożnego starego rodu Potockich. Zostali złapani niczym Al Capone, gdy próbowali uciec z kraju z pokaźnym ładunkiem, na który składały się skarby sztuki i obrazy, które wypełniłyby pół galerii sztuki Metropolitan. Zostali złapani i ukarani. Inny przypadek, o zdecydowanie bardziej politycznym charakterze, dotyczył Polki pracującej dla ambasady amerykańskiej. Dziewczynie tej zarzucono udział w spisku trzech młodych fanatyków, Polaków, którzy zostali oskarżeni przez rząd o zamordowanie jednego z młodych posłów. Jakie są fakty, nie wiem. Proces sądowy w Warszawie toczy się od siedmiu dni i wzbudza wielką sensację. Panuje powszechne przekonanie, że Polka z ambasady dostanie łagodny wyrok i będzie wypuszczona, ale ci trzej mężczyźni mają zostać rozstrzelani. Jako obcokrajowcy mamy w takim przypadku trudności z dotarciem do prawdy. Niektóre odpisy protokołów rozprawy i mowa prokuratora wydają się bardzo wielosłowne i histeryczne. Nie ma jednak wątpliwości, że w całej Polsce istnieje aktywna opozycja, którą tworzą mniejsze, ale wpływowe ugrupowania polityczne.

reklama

Wolność słowa

Wolność słowa to ciekawa sprawa. Przypuszczam, że ktoś może powiedzieć mniej lub bardziej słusznie, że w Stanach Zjednoczonych mamy wolność słowa, a w Polsce jej nie ma. Ja w każdym razie z całą pewnością czuję, że w Nowym Jorku mam więcej swobody niż wielu Polaków. Ale Polacy mogą spierać się o czarnych na Florydzie. Co Murzyn może powiedzieć otwarcie i publicznie? Czy może się domagać lepszych szkół dla swoich dzieci? Czy może otwarcie domagać się zniesienia praw Jima Crowa? Czy odważy się powiedzieć, co myśli, w autobusie przejeżdżającym przez stan Georgia? Nie odważy się.

Codziennie poznaję wielu Polaków. Upłynęły już trzy tygodnie od mojego przyjazdu i miałem okazję porozmawiać sam na sam lub w niewielkich grupach pewnie z ponad setką Polaków różnej płci. Wiele z tych osób jest pracownikami instytucji rządowych, ale większość należała dawniej do klas wyższych. Tylko nieliczni nie byli przeciwni obecnemu rządowi Polski. Poza kilkoma wyjątkami wszyscy z goryczą narzekali na to, że nie ma już wolności słowa. Mówili, że nie odważą się na słowa krytyki pod adresem rządu z obawy, że zostaną aresztowani. Dało mi to wiele do myślenia. Stali przede mną, kimś zupełnie obcym, i ujawniali mi swoje najskrytsze tajemnice, wyrażali swój gorzki sprzeciw pod adresem obecnego rządu. Nie na osobności, lecz w obecności innych Polaków. Rozmowy te były tak samo trudne, gwałtowne i poważne jak z czasów Nowego Ładu, kiedy sprzeciwiano się polityce Roosevelta. Co to dla nich oznacza, że w ogóle nie ma wolności słowa? Dzisiaj Polacy wniebogłosy uskarżają się i wołają o pomstę do nieba, ale nie zrobiliby tego za czasów Hitlera ani nie artykułowaliby swoich poglądów w ten sposób w dzisiejszej Moskwie. Mogą jednak to robić i robią w Warszawie. O co właściwie w tym chodzi? Być może o to, że to Polacy. Każdy rzecz jasna zna to stare powiedzenie, że gdy trzech lub więcej Polaków znajdzie się na jednym spotkaniu, należy mieć się na baczności – nigdy nie dojdą oni do porozumienia, ponieważ każdy wnet pogalopuje w innym kierunku. I rzeczywiście, uważam, że to prawda. Moi żałośni, cudowni, odważni, szaleni, uczuciowi przyjaciele z Polski! Kochałem ich we wrześniu 1939 r. Nie znałem żadnego innego narodu, który byłby tak odważny, i nie przypuszczałem, że kobiety i dzieci mogą tak wiele wycierpieć dla swojego kraju. Gdybyż mieli trochę mniej tego swojego ognia, a więcej chłodnego i trzeźwego rozsądku, jak ich sąsiedzi Czesi.

reklama

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę „Polska jesień, rosyjska zima. Spotkanie Juliena Bryana z misją UNRRA w Europie Środkowo-Wschodniej 1946–1947 – fotografie i zapiski” bezpośrednio pod tym linkiem!

red. Jacek Sawicki
„Polska jesień, rosyjska zima. Spotkanie Juliena Bryana z misją UNRRA w Europie Środkowo-Wschodniej 1946–1947 – fotografie i zapiski”
cena:
69,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej, IPN
Rok wydania:
2021
Liczba stron:
412
ISBN:
978-83-8229-220-6
EAN:
9788382292206

Ten tekst jest fragmentem książki „Polska jesień, rosyjska zima. Spotkanie Juliena Bryana z misją UNRRA w Europie Środkowo-Wschodniej 1946–1947 – fotografie i zapiski”.

Którejś nocy zasiadło koło mnie przy ogniu ośmiu biznesmenów i przedstawicieli wolnych zawodów. Byliśmy sami, bez żadnego urzędnika rządowego ani tłumacza. Wszyscy mężczyźni się znali i zakładaliśmy, że nie ma wśród nas donosiciela. Niemniej na podstawie opowieści, które Larry Allen i United Press rozesłali na temat tajnej policji, mogę sobie wyobrazić, że trzech z tych ośmiu było szpiegami. Mogli nimi być. Choć wątpię. Szpiedzy i tajna policja węszący za mną po całym świecie jakoś nie robią na mnie wrażenia.

Podziemna kaplica, z odbudowanym wejściem, była jedyną nadającą się do użytku częścią kościoła na placu Trzech Krzyży (prawa zastrzeżone)

Odbyliśmy długą rozmowę. Była to rozmowa dwustronna. Zadawałem im pytania, a oni pytali mnie. To dobrzy ludzie – poważni, szczerzy i oddani swojemu krajowi. Nie wszyscy całym sercem popierali swój nowy lewicowy rząd, ale przyznawali, że zrobił wiele dobrego. Niektórzy mieli spore nadzieje na lepszą przyszłość. Inni nie. W oczywisty sposób byli niezmiernie zainteresowani Związkiem Radzieckim, mimo że się go bali. Wielokrotnie pytali mnie o doświadczenia związane z moim wcześniejszym pobytem w ZSRR. Gdy dowiedzieli się, że za kilka tygodni być może będę w Związku Radzieckim, wydawali się ogromnie podekscytowani moimi planami. Dosłownie błagali mnie, abym w drodze powrotnej zajechał do Warszawy i zdał im relację z pierwszej ręki. Powiedziałem, że się postaram.

reklama

To, co stało się później, było niezmiernie interesujące. Podczas dwugodzinnej dyskusji na temat Związku Radzieckiego zachowywaliśmy się całkiem spokojnie. Potem wybuchła bomba. Podsumowując moje uwagi na temat Rosji, stwierdziłem, że moim zdaniem Czesi dużo mądrzej i bardziej realistycznie podchodzą do Związku Radzieckiego. Że zdali sobie sprawę, że są jego najbliższymi sąsiadami i muszą się uczyć ze sobą współpracować. Nie ma innego wyjścia. Zdecydowanie, ale w  swoim mniemaniu uprzejmie zasugerowałem, że Polakom wyjdzie na dobre, jeśli przestaną dawać upust swoim emocjom i zamiast obrzucać Związek Radziecki obelgami, pójdą za przykładem Czechów.

Wywołałem prawdziwą burzę. Ośmiu mężczyzn zaczęło wrzeszczeć naraz. Gdy harmider ucichł, dowiedziałem się czegoś oto takiego: że w 1938 r. Czesi byli tchórzami, ulegli Hitlerowi i nie walczyli; że Polacy się nie poddali i Hitler zniszczył kraj i ludzi, wyrządzając w Polsce dziesięciokrotnie większe szkody niż w Czechosłowacji; że Polacy przez całą wojnę strasznie cierpieli; kilka milionów zostało zabitych, a jeszcze więcej rannych; kilka milionów głodowało; miasta takie jak Warszawa zostały zniszczone. Czesi – mówiło moich ośmiu przyjaciół – cierpieli mniej lub wcale, nikt z nich nie trafił do obozu koncentracyjnego, niewielu zostało zabitych czy zmarło i mieli co jeść, a nic nie zrobili na rzecz ruchu oporu i nie mieli podziemia jak Polacy.

Teraz, gdy wojna się już skończyła, Polska ze swoimi zniszczonymi miastami, splądrowanymi gospodarstwami i podupadłymi fabrykami jest rozbita. Czechosłowacja – przepraszam bardzo – oprócz pomagania nazistom nie brała udziału w wojnie i jest obecnie najlepiej prosperującym małym państwem w Europie. Dlaczego? Ponieważ nie stawiała oporu… Takie było stanowisko moich przyjaciół intelektualistów z Polski.

reklama
Przywracanie do użytku trakcji tramwajowej (prawa zastrzeżone)

Jest to osobliwy i smutny pogląd, ponieważ pokazuje, że wojna nigdy niczego nie leczy, a raczej nasila takie choroby jak nacjonalizm i nienawiść rasowa. Siedziało tam ośmiu inteligentnych i całkiem przyzwoitych obywateli Polski, którzy wyrażali najdziksze emocje pod adresem Czechów. To prawda, że Polska więcej wycierpiała. Co się tyczy ich danych liczbowych i sugestii, że Czesi wyszli z wojny bez szwanku, są one jednak całkowicie niesprawiedliwie. Za granicą w ponurych i okropnych czasach niemieckiej okupacji głodowały miliony ludzi. Wynędzniałe twarze małych dzieci w Pradze ze smutkiem spoglądały na opasłe niemieckie gospodynie, które szły do domu obładowane kiełbasą i chlebem. Wiem to, ponieważ sfotografowałem kilka takich rodzin. Wiem to, gdyż poznałem dwie Czeszki z małymi dziećmi, których mężowie zostali straceni przez nazistów. Obaj byli sekretarzami YMCA, poważnymi, pobożnymi młodymi mężczyznami, którzy oddali swoje życie za wielką sprawę. Jeden z nich kierował sekcją zajmującą się działalnością czeskiego podziemia. Zgilotynowano go w praskim więzieniu [Pankrác]. Nie jest to wymyślona historia. Poszedłem tam z jego przyjacielem, który spędził w tym samym więzieniu trzy lata. Pokazał mi swoją celę. Później zabrali mnie do pomieszczenia z gilotyną i pokazali, jak spada jej wielki nóż. Nigdy tego nie zapomnę, gdyż dopiero co wyszedłem od jego miłej żony i trójki dzieci. Drugi mężczyzna zmarł w Dachau, w ostatnim stadium gruźlicy jeszcze pracował, żeby podtrzymać morale w obozie.

Moi polscy przyjaciele nie znali wielu takich czeskich historii. Opowiedziałem im te dwie i wiele innych, które widziałem na własne oczy. Przypomniałem im dyskretnie pewien incydent z 1938 r., kiedy Hitler najechał na Czechosłowację i Polacy – chętni do udziału w zabawie – zajęli Cieszyn, mały, ale bardzo bogaty w złoża węgla obszar w północnej i środkowej Czechosłowacji. Moi rozmówcy niewiele mieli do powiedzenia na ten temat. Skwitowali to tylko stwierdzeniem, że była to stara granica – te tereny lata temu należały do Polski. Przyznali jednak, że nie było to zbyt rozsądne posunięcie.

Tych ośmiu to porządni i uczciwi faceci. Oni także wiele stracili podczas wojny. Poznali również, co to praca przymusowa w niemieckim obozie jenieckim. Dlaczego zatem na nowo zapłonęła w nich nienawiść do Czechów i Rosjan?

Co do jednego mogliśmy się zgodzić na koniec wieczoru – nikt z nas nie potrafił zrozumieć niemieckiego toku myślenia, który doprowadził do zamordowania z zimną krwią dwóch milionów ludzi – mężczyzn, kobiet, dzieci, niemowląt, ludzi starszych – w komorach gazowych w Oświęcimiu. Myślenia, które pozwalało posłużyć się gilotyną, aby pozbawić życia bezbronnego sekretarza YMCA. Ale przede wszystkim myślenia, które prowadzi do robienia tego wszystkiego, i to bez żalu, bez skruchy, bez poczucia winy. Nawet tych ośmiu Polaków nie potrafiło mi tego wyjaśnić. Nie zauważyłem w nich pragnienia, by wymazać z powierzchni ziemi całą rasę niemiecką. Po prostu nie chcieli już więcej [Niemców] w swoim kraju.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę „Polska jesień, rosyjska zima. Spotkanie Juliena Bryana z misją UNRRA w Europie Środkowo-Wschodniej 1946–1947 – fotografie i zapiski” bezpośrednio pod tym linkiem!

red. Jacek Sawicki
„Polska jesień, rosyjska zima. Spotkanie Juliena Bryana z misją UNRRA w Europie Środkowo-Wschodniej 1946–1947 – fotografie i zapiski”
cena:
69,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej, IPN
Rok wydania:
2021
Liczba stron:
412
ISBN:
978-83-8229-220-6
EAN:
9788382292206
reklama
Komentarze
o autorze
Julien Bryan
(1899–1974) Amerykański reżyser, dokumentalista i fotografik.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone