Alexandra Richie – „Warszawa 1944. Tragiczne powstanie” – recenzja
Przeczytaj fragment tej książki
70. rocznica wybuchu powstania warszawskiego to oczywiście doskonały moment, aby księgarskie półki zapełniły się wieloma tytułami poświęconymi tym wydarzeniom. Na szczęście obok książek nie mających nic wspólnego z ani z nauką, ani z poważną publicystyką wydano również kilka ciekawych i potrzebnych opracowań.
Wśród wielu publikacji dotyczących dramatycznych wydarzeń z lata 1944 r. znalazła się książka wydawnictwa W.A.B., autorstwa synowej Władysława Bartoszewskiego – Alexandry Richie, zatytułowana Warszawa 1944. Tragiczne powstanie. Prof. Włodzimierz Borodziej napisał o niej: Znakomita książka, chyba najlepsza, jaką o powstaniu czytałem. I to ta właśnie opinia skusiła mnie, by sięgnąć po pracę.
„Warszawa 1944. Tragiczne powstanie” - książka dla każdego?
Omawiana książka, nad którą patronat honorowy objęło Muzeum Powstania Warszawskiego, ma rzeczywiście bardzo wiele zalet. Przede wszystkim czyta się ją z zapartym tchem. Alexandra Richie doskonale opanowała warsztat pisarsko-publicystyczny, co widać już na pierwszych stronach publikacji. Nie da się ukryć: książka wciąga niczym doskonała powieść. Tym samym autorka przeczy idei rozpowszechnianej przez niektórych polskich historyków, że poważne opracowania powinny być nudne i przepełnione faktografią. Publikacja Richie łamie tę zasadę i bardzo zwięźle opowiada tragiczną historię Warszawy i warszawiaków z lata i jesieni 1944 roku. Podkreślić tutaj również należy ogromną, doskonałą pracę, którą wykonała tłumaczka – Zofia Kunert.
Innym ważnym elementem jest fakt, że książka ta trafiła na księgarskie półki w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Istnieje wielkie zapotrzebowanie, aby świat dowiedział się o największym, niepodległościowym zrywie zbrojnym podczas II wojny światowej, którego dokonała najliczniejsza konspiracyjna armia w historii ludzkości – Armia Krajowa. Rozpowszechnianie i propagowanie tej wiedzy jest niezwykle istotne dla obiektywnej oceny przebiegu wojny na obszarze Europy. Potrzeba ta jest paląca, zachodnie społeczeństwa nie wiedzą bowiem niemal nic o AK, a tym bardziej o powstaniu warszawskim. To ostatnie wydarzenie mylą bardzo często z powstaniem w getcie warszawskim, o czym wspominał wielokrotnie prof. Witold Kieżun. Niestety podobno do tej pory książka Alexandry Richie nie wzbudziła jakiegoś wielkiego zainteresowania wśród społeczeństw Anglii i USA. Miejmy nadzieję, że to się jeszcze zmieni.
Zobacz też:
Ogromną zaletą opracowania, pomimo niektórych błędów, o których napiszę w dalszej części recenzji, jest oczywiście również jego wartość merytoryczna. Autorka bardzo sprawnie opisała powstanie, skupiając się w dużej mierze na walce zbrojnej jednostek AK oraz na sadystycznym, wręcz bestialskim postępowaniu niemieckich oddziałów, szczególnie wobec ludności cywilnej. Nie zapomniała również o najważniejszych decyzjach politycznych i wojskowych, tak alianckiej (w tym sowieckiej), niemieckiej, jak i polskiej strony. Richie przedstawiła także genezę powstania, co jest wielką rzadkością, oraz działalność okrutnych oddziałów SS-Oberführera Oskara Dirlewangera oraz SS-Brigadeführera Bronislawa Kaminskiego. Autorka nie zawahała się opisać sposobów walki tychże zbrodniczych jednostek, tak na Białorusi, jak i podczas pacyfikacji powstania. Co więcej, brytyjska badaczka opisała także sowiecką operację „Bagration” – która miała wielki wpływ na decyzję o podjęciu walk w stolicy – oraz walki wojsk sowieckich i niemieckich pod Warszawą z przełomu lipca i sierpnia 1944 roku. Trzeba przyznać, że autorka bardzo sprawnie posługuje się dość trudną i specyficzną nomenklaturą wojskową.
„Warszawa 1944” - centrum konspiracji
Alexandra Richie, aby zrozumieć tragedię tak miasta, jak i Polski, scharakteryzowała miejsce, jakie zajmowała Warszawa w strukturze Polski w okresie konspiracji. Inną zaletą jest bardzo umiejętne wykorzystanie materiału wspomnieniowego. Tekst poprzetykany jest fragmentami różnych wspomnień i dzienników, które zwiększają jego atrakcyjność i zdecydowanie go uwiarygadniają. Należy bowiem pamiętać, że nie wszyscy czytelnicy mogliby uwierzyć w to, co wyprawiali niemieccy zbrodniarze podczas powstania warszawskiego. Wspomnienia, niekiedy bardzo okrutne, obrazują ich działalność. Co więcej, dzięki takim źródłom możliwe było także odtworzenie nastrojów panujących wśród walczących stron: tak cywilów, jak i żołnierzy.
Oprócz powyższych baza źródłowa nie budzi większych zastrzeżeń, a ilość wykorzystanych archiwaliów imponuje. Także wybór opracowań, w języku angielskim, niemieckim i polskim, jest godny podkreślenia. Oczywiście zawsze mogłoby być ich więcej, brak np. książek profesorów Andrzeja Krzysztofa Kunerta lub też Marka Neya-Krwawicza. Jednak bibliografia Tragicznego powstania jest na tyle pokaźne i kompetentnie dobrana, że trudno ją krytykować.
„Warszawa 1944. Tragiczne powstanie” - niedoskonałości
Oprócz tych niewątpliwych zalet w książce znajdują się także błędy i niedociągnięcia. Na stronie 18 autorka napisała: AK pomagała sowieckim żołnierzom, którzy wkroczyli na ziemie polskie, a wzajemne relacje były początkowo poprawne. O ile pierwsza część zdania jest jak najbardziej prawdziwa, to druga nijak ma się do rzeczywistości. Stosunki AK i Armii Czerwonej nigdy nie były poprawne. Łączył ich tylko wspólny wróg – nazistowskie Niemcy, a dzieliło wszystko. Alexandra Richie stwierdza też, że w 1944 roku w Armii Czerwonej panowała pewna swoboda i niezależność od NKWD, wyrażana głównie tym, że utalentowani oficerowie nareszcie byli awansowani, a nie zsyłani do Gułagu (s. 69). Jest to opinia trochę naiwna, biorąc pod uwagę, że te awanse wynikały z kalkulacji wojskowo-politycznych, a nie jakiejkolwiek swobody.
Błędna jest też informacja, że gen. Tadeusz Pełczyński dowodził wieloma akcjami sabotażowymi Kedywu podczas wojny (s. 172). Pełczyński był od połowy 1941 roku szefem sztabu Komendy Głównej ZWZ, potem AK, a od połowy 1943 roku również zastępcą Komendanta Głównego AK. Elitarny Kedyw, tj. Kierownictwo Dywersji, powstał natomiast oficjalnie w styczniu 1943 roku, a jego Komendantem był płk August Emil Fieldorf „Nil”. W lutym bądź marcu 1944 roku „Nila” zastąpił ówczesny ppłk Jan Mazurkiewicz „Radosław”, który dowodził tą jednostką do końca jej istnienia.
Na stronie 176 autorka przytoczyła charakterystykę faktycznego dowódcy powstania warszawskiego, ówczesnego płk. Antoniego Chruściela „Montera”, którą sporządził dr kpt. Józef Rybicki „Maciej”. Opinia ta jest wysoce negatywna i wpisuje się w ogólny ton książki o mylnej decyzji o wybuchu powstania. Sporym błędem metodologicznym jest w tym przypadku scharakteryzowanie postaci na podstawie tylko jednej informacji. Wystarczyło przecież sięgnąć do biografii Chruściela autorstwa prof. Kunerta, aby przeczytać rzetelną analizę jego osobowości.
Dalej, na stronie 182 Richie opisała rozmowy, jakie pod koniec lipca 1944 roku prowadził emisariusz polski z Londynu Jan Nowak-Jeziorański z polskimi gremiami dowódczymi w kraju. W tym przypadku aż prosiło się, aby autorka zacytowała rozmowę przeprowadzoną pomiędzy Jeziorańskim a Delegatem Rządu na Kraj Janem Stanisław Jankowskim „Sobólem” z 30 lipca 1944 roku. Ważne były przede wszystkim argumenty, jakie podczas tamtej dyskusji przytoczył Jankowski, broniące decyzji o wybuchu powstania.
W dalszych fragmentach książki, podczas opisywania, w jaki sposób narodziła się decyzja o wybuchu powstania warszawskiego, autorka przedstawiła opinie poszczególnych osób z KG AK, dotyczące rozpoczęcia walk w stolicy. Przeciwników tej decyzji dostrzegła tylko dwóch – płk. Kazimierza Iranka-Osmeckiego „Antoniego” i płk. Janusza Bokszczanina „Sęka”. Richie zapomniała lub nie wie, że tychże przeciwników było zdecydowanie więcej. Opisał to w swojej książce przecież prof. Jan Ciechanowski, który od lat zajmuje się tym tematem. Książkę Ciechanowskiego znalazłem w bibliografii Powstania 1944, co powinno dowodzić, że autorka ową pozycję zna. Wracając jednak do przeciwników powstania: wśród nich znajdowali choćby płk. Emil Fieldorf – w tamtym czasie już organizator organizacji Niepodległość, czy też mjr Ludwik Muzyczka „Benedykt”, były bliski współpracownik gen. Stefana Roweckiego oraz kilku innych. Do nich należy zaliczyć choćby ówczesnego Naczelnego Wodza Wojska Polskiego gen. Kazimierza Sosnkowskiego. Brak opinii tego ostatniego, dotyczącej powstania warszawskiego, jest poważnym niedociągnięciem. Tym bardziej, że bardzo łatwo ją ustalić z opublikowanych dokumentów, choćby z monumentalnej Armii Krajowej w dokumentach, czy też z opracowań dotyczących generała, np. autorstwa dr. Jerzego Kirszaka.
W niektórych cytowanych fragmentach autorka nie zamieściła przypisów, skąd dany cytat zaczerpnęła. Dla przejrzystości pracy, ale także z warsztatowego punktu widzenia, takie rzeczy nie powinny mieć miejsca.
Innym niedociągnięciem jest brak wstępu i zakończenia. We wstępie autor powinien przedstawić powody, dla których podjął się zbadania i opisania przeszłości. Oczywiście z treści książki czytelnik może to wywnioskować, ale standardy prac naukowych, a za taką ma uchodzić recenzowana pozycja, są niezmienne i należy ich przestrzegać.
W publikacji znajdują się także pewne nietrafione sformułowania bądź lapsusy językowe. Na stronie 181 autorka napisała: Urzędnicy i policjanci cichaczem ponownie wprowadzali się do swoich mieszkań. Choć uważam, że nawet poważne prace naukowe powinny mieć trochę luzu, słowo cichaczem jest jednak nazbyt potoczne. Innym niezbyt szczęśliwym sformułowaniem jest fragment ze strony 183: 31 lipca odbyła się normalna odprawa AK. Powinno być: odbyła się normalna odprawa Komendy Głównej AK. Natomiast na stronie 211 autorka określa warszawską cytadelę jako monstrum … Dalej, na stronie 326, Richie pisze o Marii Curie, z niewiadomych względów gubiąc pierwszy człon jej nazwiska.
W książce niestety brakuje przypisów dolnych, które w pracy naukowej są niezbędne. Dzięki nim zdecydowanie łatwiej znaleźć interesujące czytelnika rozwinięcia, wyjaśnienia i źródła. Co więcej, pomimo że w książce znajduje się podział na rozdziały i podrozdziały, wydawca nie wyszczególnił tego w spisie treści. Ponadto dziwny jest też podział bibliografii. Przyjęte standardy wymagają, aby bibliografia była podzielona na: archiwa, źródła drukowane, źródła internetowe, opracowania (w tym książki i artykuły), ewentualnie opracowania nieopublikowane. W tym przypadku wszystko jest pomieszane i dziwnie podzielone, co utrudnia odnajdywanie interesujących pozycji.
*
Pomimo podnoszonych przeze mnie uwag publikacja Aleksandry Richie jest książką bardzo solidną. Potknięcia, na które zwróciłem uwagę, warto byłoby uzupełnić lub poprawić, aby móc stwierdzić, że jest to dzieło bardzo dobre. W mojej ocenie nie wnosi ona nic nowego do historiografii, szczególnie polskiej, tak przecież bogatej w opracowania dotyczące powstania warszawskiego. Książka ta jednak przede wszystkim popularyzuje i systematyzuje wiedzę o tym tragicznym wydarzeniu, co również jest bardzo ważnym zadaniem.
Redakcja i korekta: Agnieszka Leszkowicz