Aleksandra Boćkowska – „Księżyc z Peweksu“ – recenzja i ocena

opublikowano: 2017-12-20, 09:00
wolna licencja
Czym był luksus na polskiego społeczeństwa mieszkającego w dziwnej krainie zwanej „Polską Ludową”? Czy w gospodarce odgórnie sterowanej w ogóle było miejsce na towary luksusowe?
reklama
Aleksandra Boćkowska
„Księżyc z peweksu O luksusie w PRL”
nasza ocena:
9/10
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Czarne
Okładka:
twarda
Liczba stron:
328
Data i miejsce wydania:
pierwsze
Format:
142 x 220 mm
ISBN:
978-83-804-9569-2

Jednym z najtrudniejszych zadań stojących przed badaczami jest stworzenie definicji luksusu. Literatura na ten temat jest ogromna. Jednym z ostatnich na to dowodów jest Historia luksusu napisana przez Petera McNeila i Giorgio Riello, która dopiero co ukazała się na polskim rynku (wydawnictwo Bellona, Warszawa 2017). Koncentruje się ona przede wszystkim na towarach luksusowych na przestrzeni wieków, począwszy od pierwszych cywilizacji starożytnego Wschodu na modzie haute cuture kończąc. A czy w epoce PRL, gdzie słowo „brak” odmieniano przez wszystkie formy i przypadki można było mówić się o luksusie? Aleksandra Boćkowska, autorka książki Księżyc z Peweksu. O luksusie w PRL twierdzi, że tak. Sęk w tym, że dla peerelowskiego społeczeństwa mógł on mieć bardzo wiele twarzy.

To kolejna książka Autorki, w której mierzy się ona z polską rzeczywistością po 1945 r. Pierwsza – To nie są moje wielbłądy. Moda w PRL została przyjęta z bardzo dużym zainteresowaniem. Księżyc z Peweksu składa się z siedmiu rozdziałów, stanowiących odrębne mini-reportaże. Poszczególne opowieści traktują o różnych formach luksusu, mają też osobnych bohaterów. Czytamy zatem o marynarzach ([Luksus wpływa do Polski]), ziemianach ([Luksus niematerialny]), przedstawicielach sfer rządzących ([Luksus władzy]), Górnym Śląsku Edwarda Gierka ([Luksus specjalnego znaczenia]), luksusowych hotelach ([Luksus wyobrażony]) czy też o aferzystach ([Luksus oskarżycielski]). Boćkowska używając słowa-klucza jakim jest dla niej „luksus” stara się zdiagnozować społeczeństwo powojennej Polski.

Wszystkie siedem reportaży, mimo że traktujące o całkowicie różnych formach luksusu mają jednak kilka cech wspólnych. Łączy je peerelowska bieda i „bylejakość” oraz wszechobecna pozorność. Znakomitym przykładem są tutaj polscy marynarze, którzy z racji wykonywanego zawodu mieli stosunkowo ułatwiony dostęp do towarów, które najczęściej określano przymiotnikiem „luksusowy” : artykułów żywnościowych, markowych ubrań, a nawet samochodów. Boćkowska udowadnia jednak, że powszechny w reszcie społeczeństwa obraz bogatych rodzin marynarzy, którzy dorobili się na kontrabandzie, był daleki od rzeczywistego, zaś sam luksus często miał gorzki smak rozłąki, oczekiwania, obawy. Mocno wybrzmiewa zwłaszcza opowieść o angielskiej czekoladzie, przywiezionej z jednego z rejsów, „którą mama wydzielała oszczędnie i tylko z jednej tabliczki, bo pozostałe trzeba było zanieść na Halę Targową albo do sklepu kolonialnego Ogrodowicza przy 10 Lutego i sprzedać z korzyścią dla domowego budżetu.”

Podobnie jest w niezwykle interesującym rozdziale drugim, opisującym peerelowskie dzieje rodzin ziemiańskich. Jedna z historii przedstawia losy pieczarkowego biznesu rodziny Potockich. Są one doskonałym przykładem, jakie strategie przetrwania przyjmowała w PRL grupa społeczna, którą w dwudziestoleciu można było uznać za wiodącą. W nowej, wyjątkowo dla niej nieprzyjaznej rzeczywistości, próbowała przy tym zachować ducha czasów minionych. Były to zmagania prawdziwie niezwykłe.

reklama

Opowieść o Saskiej Kępie, prawobrzeżnej dzielnicy Warszawy, która po II wojnie światowej stała się dla wielu synonimem luksusu, pokazuje, że nawet w siermiężnym PRL możliwy był dekadencki blichtr, gdzie jedzenie wymyślnych dań z raków nie było niczym niezwykłym. Zupełnie inaczej sprawa się miała z Górnym Śląskiem, z czasów, kiedy rządy tam sprawował Edward Gierek. Region ten był uważany za przysłowiowy „raj na ziemi” przez wielu, nie tylko przez Ślązaków. Tymczasem rzeczywistość mocno weryfikowała ich sądy. Jak pisze Boćkowska, wystarczyła wizyta w Warszawie: „zobaczyliśmy, że to, co jest dostatkiem na Śląsku, w miejscach uchodzących za luksusowe jest poniżej przeciętnej. Okazało się, że wielcy panowie Knurowa i okolic, wielcy inżynierowie z Gliwic, są w Warszawie totalnymi gołodupcami. Jechaliśmy do Warszawy z poczuciem dumy, a wyjeżdżaliśmy skarceni, jakbyśmy z Legią przegrali zero do dziesięciu.” Tak więc górnośląski luksus epoki Gierka był być może najbardziej charakterystycznym dla całej Polski Ludowej - przaśny, trochę na pokaz, czasem też i na kredyt.

Kolejną kategorią luksusu w książce Boćkowskiej okazują się znajomości. Aby „coś” zdobyć należało „kogoś” znać, najlepiej posiadać jakiś towar lub usługę na wymianę. Barter był wówczas prawdopodobnie najbardziej charakterystyczną formą handlu, niezależnie od tego, kogo dotyczył, poczynając od zwykłego Kowalskiego na wysokich szczeblach władzy kończąc. Niezwykle wymowny jest tutaj przykład wojewody pilskiego, Andrzeja Śliwińskiego. W książce bardzo mocno obecny jest także luksus towarzyszący najważniejszym ludziom w państwie. Przykład niezwykle wystawnego życia, prowadzonego przez Józefa Cyrankiewicza, pokazywał, jak bardzo niesprawiedliwa bywała ta władza, która mieniła się najbardziej egalitarną w historii.

Książka jest pełna nieoczywistych „smaczków”. Boćkowska od swoich rozmówców uzyskała bardzo wiele interesujących historii i anegdot, jak choćby ta o ekspresie ciśnieniowym przywiezionym z rejsu do Włoch: „Zaokrąglony kształt, obudowa bordo: marzenie współczesnych łowców designu. Niestety design poza tym, że ma kształtować gusta, powinien też odpowiadać na potrzeby. A potrzeby picia espresso w Polsce lat sześćdziesiątych nie było. Rodzina wymieniła ekspres na rożen. Służył długie lata.” Z kolei Józef Cyrankiewicz do Jerzego Ziętka budującego katowicki Spodek miał powiedzieć, że „życzy mu stu pięćdziesięciu lat życia, żeby zdążył odsiedzieć wszystkie inwestycyjne przestępstwa”. Takich wymownych opowieści jest znacznie więcej.

Aleksandra Boćkowska w Księżycu z Peweksu pokazała po raz kolejny, że w tematyce peerelowskiej czuje się znakomicie. Książkę czyta się świetnie, choć momentami pojawiają się znaki zapytania, które Autorka pozostawia bez odpowiedzi. Oczywiście, może sobie na to pozwolić, nie jest to wszak dzieło naukowe. Tym niemniej, nawet w przyjętej przez nią formie, warto było poświęcić nieco więcej miejsca choćby Przedsiębiorstwu Eksportu Wewnętrznego „Pewex” (obecnemu wszak w tytule!) czy też Przedsiębiorstwu Handlu Zagranicznego „Baltona”. Były to prawdziwe przepustki w świat luksusu, który kojarzył się z importowanymi artykułami. Rzadko na karty reportażu wpuszczani są również „zwykli” Polacy. Szkoda, bo to przecież w dużej mierze przysłowiowi „Kowalscy” tak naprawdę decydowali o tym, co w powojennej Polsce zyskiwało miano luksusu: szwajcarski zegarek, samochód marki Porsche czy Jaguar, ale także para dżinsów, kiść bananów, siatka mandarynek, papier toaletowy czy w końcu „dostęp do czegokolwiek”. Taki to był, ów peerelowski „luksus”.

reklama
Komentarze
o autorze
Hubert Wilk
Absolwent historii Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach; doktor nauk humanistycznych; adiunkt w Instytucie Historii im. Tadeusza Manteuffla Polskiej Akademii Nauk w Warszawie (Pracownia Badań nad Dziejami Polski po 1945 r.); laureat Nagrody im. Tomasza Strzembosza za najlepszy debiut historyczny za książkę „Kto wyrąbie więcej ode mnie? Współzawodnictwo pracy robotników w Polsce 1947-1955” (TRIO 2011).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone