Aleksander Topolski - „Biez wodki” – recenzja i ocena

opublikowano: 2011-09-19, 12:00
wolna licencja
Czy o okrucieństwach łagrów da się opowiedzieć z humorem i lekkością, a unikając trywializowania i bagatelizowania? Da się. Najlepszym dowodem „Biez wodki” Aleksandra Topolskiego.
reklama
Aleksander Topolski
Biez wodki. Moje wojenne przeżycia w Rosji
cena:
90,00 zł
Wydawca:
Rebis
Tłumaczenie:
Piotr Wilczek
Rok wydania:
2011
Okładka:
Całopapierowa z obwolutą
Liczba stron:
456
Format:
150 x 225
ISBN:
978-83-7510-596-4

Autor wspomnień w chwili wybuchu wojny był szesnastoletnim młodzieńcem, miał przed sobą jeszcze dwa lata nauki w liceum. W szkole odbył jedynie podstawowe przeszkolenie wojskowe, na podstawie którego w 1939 wcielono go do armii jako obserwatora obrony przeciwlotniczej. Po klęsce Polski zdecydował się uciekać przez Rumunię na Zachód, do Francji i tworzącej się tam armii polskiej. Jak sam pisze, była to decyzja młodzieńca, spragnionego wrażeń i przygód. Jak się okazało doświadczył ich, choć nie w ten sposób, na jaki liczył Topolski.

Aresztowany podczas próby przekroczenia granicy, został przewieziony do więzienia w Czortkowie. To był początek jego tułaczki. Los wiódł Topolskiego krętą drogą przez ZSRR, szlakiem przez kolejne więzienia i punkty etapowe, aż do obozu Słobodskoj nad rzeką Wiatką, na północ od Kirowa. Tam udało mu się dotrwać do zbawiennego dla tysięcy Polaków układu Sikorski-Majski, dzięki któremu więźniowie przebywający na terenie ZSRR odzyskali wolność i szansę przedostania się na Bliski Wschód, do tworzących się sił polskich. To z kolei rozpoczęło kolejną, obfitującą w wydarzenia podróż, tym razem już nie w charakterze aresztanta, lecz przyszłego żołnierza.

„Bez wódki tego nie zrozumiesz”

„Bez wodki” jest nad wyraz dobrym zapisem tego, co spotkało młodego człowieka, który dostał się w tryby sowieckiej machiny. Topolski, zgodnie z pewną manierą, pisze w słowie wstępnym, że został zachęcony do przelania swych przeżyć na papier. Wbrew temu jednak widać, że wspomnienia z tułaczki są dla niego bardzo żywe – naprawdę chce się nimi podzielić z czytelnikiem. Dzięki tej chęci, autorowi, który wszak z wykształcenia nie jest literatem, udało się oddać zmianę, jaka w nim zaszła od momentu aresztowania jako uczeń do zejścia z pokładu w Pahlawi, w mundurze polskiego żołnierza. Niewyrobione pióro Topolskiego daje o sobie znać w krótkich, zamkniętych zdaniach, z których każde niesie osobną treść, jednak jego język jest tak barwny i żywy, że nie powoduje to najmniejszych problemów z lekturą. Ta zaś płynie wartko, czytelnik chłonie każdą kolejną stronę. Dzięki często przytaczanym anegdotom, udaje mu się bardzo interesująco opisać swoje własne życie i otaczający go świat.

A jest co opisywać. Wspomnienia Topolskiego cechuje bowiem to, dzięki czemu nawet pamiętnik przysłowiowej pensjonarki zyskuje na wartości: szczerość i otwartość. Obojętnie, czy opis dotyczy łapania pcheł, walki o jedzenie, tortur podczas przesłuchań czy przekomarzań więźniów, zawsze jest szczery. Otwarcie pisze o tym jak nie do zniesienia było dlań bicie ołówkiem podczas przesłuchań i jak głupio mu było z powodu tej słabości. Nie kryje znieczulicy własnej i współtowarzyszy, gdy już po uwolnieniu nie dali ani kawałka chleba błagającym ich o pomoc ludziom na jednej ze stacji kolejowych. Opisuje tuftę, czyli oszustwa, jakie popełniał on i jego towarzysze niedoli, by spełnić astronomiczne wymagania stawiane im przez administrację obozu. Jego otwartość sięga obsceniczności, jak przy opisie swego rodzaju „orgii na dystans”. Miała ona miejsce między więźniami z jego pociągu i więźniarkami z innego, stojącego obok na bocznicy. Opis może razić, był to jednak element jego życia. Element nie do wyrugowania, uświadamiający czytelnikom to, czego inaczej przedstawić się nie dało. Bez otwartości, która wymusiła także napisanie o tym, nie dało by się opisać codzienności Topolskiego w ciągu tych lat: głodu, zmęczenia, okrucieństwa NKWD i urków, porywów szlachetności, która pozwalała innym zachować człowieczeństwo, zaradności, humoru, podłości i bezmyślności. A także absurdu, ciężkich, lepkich oparów absurdu, które widać w straszliwej machinie NKWD i Gułagu.

reklama

Mało jest książek, w których tak dobrze dałoby się odczuć, że okrucieństwo sowieckiego aparatu opresji było wręcz groteskowe. Jak głosi inne rosyjskie powiedzenie: „I straszno i smieszno”. Pokazanie tej absurdalnej strony męki ludzi, którzy usiłowali ją przetrwać, czyni obraz pełniejszym i ukazuje czytelnikowi zupełnie nowe aspekty, czasem zupełnie nieznane, a czasem spodziewane.

Czytając „Biez wodki” usiłowałem porównywać sobie jej treść z przeczytanym przed laty „Innym światem”. Po lekturze wspomnień Herlinga-Grudzińskiego pozostało wrażenie pewnej wzniosłości, wielkości, szlachetności, jaka cechowała postać autora i jego walkę z sowieckim systemem opresji. Wrażenie czegoś, czego u Topolskiego nie znajdziemy. Jego wspomnienia są normalne, przyziemne, mówiąc literacko: „szare brudem codzienności i barwne barwami życia”. Są zwykłe, napisane bez fanfar i dzięki temu jakże niezwykłe.

Warto zaznaczyć, że pamiętniki Topolskiego nie urywają się w momencie opuszczenia łagru. Do polskich obozów werbunkowych była daleka droga, przebycie jej zostało opisane tak samo szczegółowo i otwarcie jak reszta epopei.

Trzeba też pamiętać, że nie jest to książka pisana dla Polaków. Topolski mieszka aktualnie w Kanadzie i spisał swe wspomnienia, mając w pamięci, że obcokrajowcy mogą pewnych rzeczy nie wiedzieć. Mimo wszystko polskiego czytelnika nie powinny szczególnie razić tłumaczenia oczywistości, jak na przykład opisywanie, kim był Piłsudski, lub czym był Korpus Ochrony Pogranicza. Zwłaszcza, że owe wyjaśnienia nic a nic nie psują całokształtu lektury.

Podsumowanie

Będę szczery: lektura mnie pochłonęła. Książkę przeczytałem jednym tchem i cieszę się, że autor w zakończeniu wzmiankuje plany napisania części drugiej. Interesujące wydarzenia, interesujące postacie, interesujący język – czego chcieć więcej? „Biez wodki” ma wszystkie cechy, które powinna mieć dobra powieść przygodowa. Jest ona także ciekawym źródłem historycznym, choć trzeba pamiętać o pięćdziesięcioletniej przerwie między wydarzeniami i momentem ich spisania. Może ona podważać wiarygodność pewnych szczegółów. Zaciekawi z pewnością także osoby interesujące się psychiką człowieka znajdującego się w sytuacjach ekstremalnych. Książkę można polecić zarówno znawcom tematu, jak i osobom, które dopiero zaczynają się nim interesować.

Redakcja: Michał Przeperski

reklama
Komentarze
o autorze
Przemysław Mrówka
Absolwent Instytut Historycznego UW, były członek zarządu Koła Naukowego Historyków Wojskowości. Zajmuje się głównie historią wojskowości i drugiej połowy XX wieku, publikował, m. in. w „Gońcu Wolności”, „Uważam Rze Historia” i „Teologii Politycznej”. Były redaktor naczelny portalu Histmag.org. Miłośnik niezdrowego trybu życia.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone