Albania: wrota Europy?

opublikowano: 2024-06-23, 17:14
wszelkie prawa zastrzeżone
Rzymianie nazywali nasz kraj Arbanum lub Regnum Albanie, a miejscową ludność Arbanensen lub Albanensen, co znaczy to samo. Potem powiedziałem, że nie upłynęło wiele lat, odkąd sami zaczęliśmy używać nowego miana. Ta nazwa to Shqipëria, pochodząca od słowa shqiponjë, orzeł.
reklama

Ten tekst jest fragmentem książki Ismaila Kadare „Most o trzech przęsłach”.

Hełm Skanderbega, albańskiego bohatera narodowego z XV wieku. Od 2002 roku złoty rysunek hełmu znajduje się na tarczy herbowej nad dwugłowym orłem (fot. Jebulon)

Dokładnie w tamtym czasie przez dwie noce z rzędu gościł w parafii dziwny mnich o imieniu Brokhard, który wracał do Europy z Bizancjum, dokąd został służbowo wysłany ze swojego kraju.

Czytałem korzystając z ostatnich przebłysków kończącego się dnia, kiedy przyszli i powiadomili mnie, że ostatnią tratwą przeprawił się przez rzekę człowiek, przypominający mnicha, pytający o coś w niezrozumiałym języku. Poprosiłem, aby go przyprowadzili.

Miał mocno pociągłą twarz, długie kończyny, cały pokryty był niewiarygodnie grubą warstwą kurzu.

– Nigdy nie przyszło mi pokonywać tak długiej drogi – rzekł, wskazując na siebie palcem, jak gdyby ciągnął za sobą drogę, przygniatającą jego ciało niczym jarzmo – I prawie cała jest w remoncie.

Ze zdziwieniem spoglądałem na jego upaprane ciało, pospieszyłem z pomocą, chcąc jakoś wytłumaczyć zaistniałą sytuację.

– To stara droga, Egnatia, którą teraz remontuje pewna drogowa spółka – powiedziałem.

Kiwnął głową, zdjął habit, strząsając kurz na wszystkie strony.

– To ci sami, którzy budują także kamienny most.

– Tak – rzekł – widziałem po drodze.

Bez habitu wydawał się jeszcze wyższy. Kończyny miał cienkie, jego ręce, sprawiające wrażenie składających się jedynie ze skóry i kości, po skrzyżowaniu wyglądałyby niechybnie jak znak śmierci.

– Odgałęzienie tej drogi prowadzi do bazy wojskowej we Vlorze, nieprawdaż? – zapytał.

Z pewnością szpieg, pomyślałem.

– Tak – odpowiedziałem.

(…)

Zaprosiłem, by usadowił się na miękkich pledach przy ogniu, nakryłem stolik.

– Proszę usiąść, zjedzmy coś, jesteście z pewnością głodni.

Wypowiedziałem te słowa niepewnym głosem, jak gdybym się obawiał, czy będę w stanie nasycić jedzeniem ten niewiarygodny szkielet. Uśmiechnął się od ucha do ucha, odgadując, zda się, moje myśli, i oznajmił:

– Jestem gościem. Słowianie nazywają gościa gost, stworzyli to słowo z angielskiego ghost, które znaczy widmo, upiór, duch. – Uśmiechnął się. – A ja, jak każdy duch, potrzebuję mięsa. Ha, ha, ha!

Pałac w Krui, obecnie Muzeum Skanderbega (fot. Marcin Konsek)

Obserwując jego śmiech, nie byłem w stanie pozbyć się uczucia przerażenia. Starałem się nie patrzeć na jego jabłko Adama, gdyż wydawało mi się, że swoimi ruchami przetnie mu gardło.

– Proszę się czuć jak u siebie w domu – powiedziałem.

Śmiał się dalej przez chwilę, nie odrywając wzroku od stołu. Myśl, że będę mieć sposobność, aby spędzić wieczór z człowiekiem znającym języki, sprawiła mi nieoczekiwaną przyjemność.

– Co nowego słychać? – zapytałem, zachowując rozmowę o językach na później.

Rozłożył ręce, chcąc najwyraźniej powiedzieć: nic nadzwyczajnego.

– W Europie, jak wiecie, trwa wojna stuletnia. Natomiast Bizancjum kipi od kłótni i spisków. – Jak zawsze – stwierdziłem.

– Tak, jak zawsze. Właśnie zakończyły się obchody rocznicy pokonania i oślepienia armii bułgarskiej. Po nich wszyscy zdają się jak w amoku. W tamtym kraju, jak zapewne wiecie, zawsze szuka się okazji, aby doprowadzić się do stanu wrzenia.

– Oślepienie bułgarskiej armii? – zapytałem. – O co tu chodzi?

– Nie słyszeliście? – odrzekł. – To smutne wydarzenie, które oni świętują każdego roku z wielką pompą.

W krótkich zdaniach Brokhard opowiedział mi o jatce, jaką bizantyjski cesarz urządził pokonanej bułgarskiej armii, kiedy oślepiono piętnaście tysięcy jeńców (wiecie, że w Bizancjum jest to oficjalna kara, zauważył). Oczy oszczędzono jedynie stu pięćdziesięciu żołnierzom, aby mogli odprowadzić ślepą armię do bułgarskiej stolicy. Dniem i nocą, z czarnymi oczodołami, poruszała się ta ślepa gromada w drodze powrotnej do kraju.

– Cóż za okropność – stwierdził Brokhard, łykając kawałki mięsa – nie mam racji?

reklama

Miałem wrażenie, że im więcej jadł, tym bardziej chudł i bladł, zamiast przeciwnie, przybierać na ciele, nabierać „mięsa”, jak sam zażartował.

– Zemsta wielkich państw też musi być wielka – dodał.

Przez chwilę rozmawialiśmy o polityce. Podzielał mój pogląd, że Bizancjum ogarnia starczy uwiąd, a głównym zagrożeniem w naszych czasach staje się państwo osmańskie.

– We wszystkich zajazdach, gdzie się zatrzymywałem, mówiło się wyłącznie o tym – powiedział.

– I oczywiście wszyscy zajmują się próżnymi domysłami, kto po raz pierwszy wywabił ich z pustyń, a nikt nie myśli, co należy zrobić, by powstrzymać inwazję.

– Tak – rzekł Brokhard – kiedy ludzie nie chcą się przeciwstawić złu, oddają się dywagacjom o przyczynach, które do niego doprowadziły. Ale dla was to również bliskie zagrożenie, nieprawdaż?

– Puka do naszych drzwi.

– Ach, no tak. Od was zaczyna się Europa.

Państwa Ilirów – Iliria i Dardania w III wieku p.n.e. (aut. PANONIAN)

Zapytał o nasz kraj, od razu dostrzegłem, że jego wiedza o nim była niedokładna. Wyjaśniłem, że jesteśmy potomkami Ilirów, Rzymianie nazywali nasz kraj Arbanum lub Regnum Albanie, a miejscową ludność Arbanensen lub Albanensen, co znaczy to samo. Potem powiedziałem, że nie upłynęło wiele lat, odkąd sami zaczęliśmy używać nowego miana. Ta nazwa to Shqipëria, pochodząca od słowa shqiponjë, orzeł. Tak więc nasz Arbër to ostatnio Shqipëria, co oznacza stado, wspólnotę, społeczność orłów, natomiast miejscowi mówią o sobie shqiptarë, co wywodzi się z tego samego słowa.

Słuchał mnie z uwagą, ciągnąłem dalej i opowiadałem o starej serbskiej liście narodów, z totemicznymi oznaczeniami, którą pokazał mi pewien słoweński mnich, gdzie Albańczyk nosi znak orła, Hun zająca, Serb wilka, Chorwat puszczyka, Madziar rysia, a Rumun kota.

Kręcił bez przerwy głową, a kiedy powiedziałem, że my, Albańczycy, wraz z antycznymi Grekami jesteśmy dwoma najstarszymi narodami Półwyspu Bałkańskiego, w zamyśleniu zastygł z łyżką w ręku. Jesteśmy tutaj rdzenną ludnością, kontynuowałem, od niepamiętnych czasów. Słowianie, z którymi ostatnio mocno się pogorszyło, jak często się zdarza z przybyszami, napłynęli ze wschodnich stepów zaledwie kilka wieków temu. Zdawałem sobie sprawę, że muszę w jakiś sposób czymś to podbudować, mówiłem więc o języku albańskim. Powiedziałem, że jest, jak twierdzą niektórzy z naszych mnichów, równy wiekiem, jeżeli nie starszy od greckiego, a potwierdzają to, by znów powołać się na mnichów, słowa zapożyczone przez grekę z naszego języka.

– I nie są to byle jakie słowa – dodałem – ale imiona bogów i herosów.

Zabłysły mu oczy. Mówiłem o słowach Zeus, Demeter, Tetys, Odyseusz, Chaos, które, według mnichów, pochodzą od albańskich słów (głos), dhé (ziemia), det (morze), udhë (droga) i haes; upuścił łyżkę.

– Ha, ghost – odezwałem się, spoglądając z lękiem na jego łyżkę, jedyny przedmiot, który zdawał się utrzymywać go w świecie żywych.

– To, co mi opowiedziałeś, jest dziwne – rzekł.

– Kiedy ktoś zabiera ci nazwy bogów, to tak, jakby odbierał część duszy – powiedziałem po chwili.

– Ale nie mówmy już o tym, to nie czas na przechwałki i próżność. Teraz nad nasze języki, albański i grecki, nadciąga, niby czarna chmura, język Osmanów.

Przytaknął.

– Wojna między językami jest nie mniej fatalna niż wojna między ludźmi – zauważył.

Przygnębiła mnie rozmowa, którą sam zacząłem.

Centrum Tirany w 1978 roku (fot. Robert Schediwy)

– Nadchodzi język Wschodu – powtórzyłem po chwili, przez moment głęboko spoglądaliśmy sobie w oczy – z tym przyrostkiem -llëk, kontynuowałem powoli – brzmiącym jak budzący przerażenie ubijak.

– Biada wam! – odezwał się.

Kiwnąłem głową w rozpaczy.

– I nikt nie rozumie zagrożenia – powiedziałem.

– Ach – rzekł nagle i gwałtownym ruchem, jakby wyzwalając się z pułapki, poderwał się od stołu.

Teraz miał pełną swobodę, aby ponownie zanurzyć się w urojeniach.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Ismaila Kadare „Most o trzech przęsłach” bezpośrednio pod tym linkiem!

Ismail Kadare
„Most o trzech przęsłach”
cena:
35,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo Akademickie SEDNO
Tłumaczenie:
Marek Jeziorski
Rok wydania:
2024
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
160
Format:
135x210 [mm]
ISBN:
978-83-7963-226-8
EAN:
9788379632268
reklama
Komentarze
o autorze
Ismail Kadare
(Ur. 1936) – albański pisarz. Międzynarodowe uznanie przyniosła mu powieść „Generał martwej armii” (1963), przejmująco opowiedziana historia o podjętych przez włoskiego generała poszukiwaniach szczątków żołnierzy armii Mussoliniego, którzy zginęli na terenie Albanii podczas włoskiej okupacji tego kraju w latach 1939–1943. Wydana najpierw we Francji, została sfilmowana w 1983 roku z głównymi rolami Marcella Mastroianniego i Michela Piccoli. Pisarz jest laureatem wielu prestiżowych nagród literackich, w tym Man Booker International Prize (2005), Nagrody Księcia Asturii (2009), Nagrody Jerozolimskiej (2015), południowokoreańskiej Nagrody Pak Kyongui (2019) i Neustadt International Prize w USA (2020). Jego utwory zostały przetłumaczone na wiele języków, część z nich doczekała się kilkukrotnych wznowień na największych rynkach księgarskich w Europie i na świecie, we Francji, Wielkiej Brytanii, USA, Niemczech. Od lat jest wymieniany w gronie potencjalnych laureatów literackiego Nobla.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone