Akcja „N”, czyli „obudźcie się, Niemcy!”

opublikowano: 2023-10-12, 13:02
wolna licencja
Pod koniec 1940 roku w Związku Walki Zbrojnej narodził się pomysł utworzenia specjalnej komórki, która zajmowałaby się propagandą skierowaną do Niemców. Planowano podszyć się pod niemiecką opozycję, aby wzbudzić większe zaufanie i doprowadzić do tarć pomiędzy wojskiem i NSDAP, a także między cywilami i administracją niemiecką.
reklama
Akcja N - ilustracja przedstawiająca fotografię Tadeusza Żenczykowskiego na tle czasopisma „Der Durchbruch” wydawanego przez AK w ramach Akcji N

Za ojców Akcji „N” uznaje się dwie osoby – Jana Rzepeckiego i Tadeusza Żenczykowskiego. Szczególnie ta druga postać jest interesująca, gdyż był to specjalista od propagandy. Tuż przed wojną jako członek Obozu Zjednoczenia Narodowego, nazywany był „Goebbelsem” tejże organizacji. Jak sam wspominał, w pierwszych miesiącach okupacji doszedł do konstatacji, iż klasyczna propaganda w stosunku do Niemców jest pozbawiona większego sensu, gdyż tylko umacnia w nich opór. Jego zdaniem, ulotki i broszury w języku angielskim bądź niemieckim, podpisane przez Anglików czy Francuzów, umacniały tylko jedność narodu niemieckiego. Wiedząc, iż w III Rzeszy ukryta jest opozycja, wyszedł z założenia, że należy się pod nią podszyć, aby pokazać Niemcom, że wśród nich są ludzie, gotowi sprzeciwić się władzy. W starszej literaturze trudno znaleźć wzmianki o Żenczykowskim. Po wojnie przebywał na Zachodzie, gdzie działał w Radiu Wolna Europa i prowadził działalność antykomunistyczną – zapoczątkowaną jeszcze w trakcie II wojny światowej. Drugi z pomysłodawców całej akcji – Jan Rzepecki, wspominając po wojnie o Akcji „N”, wymieniał jako jej organizatora Władysława Kowalika. Chodziło oczywiście o Żenczykowskiego. Była to próba ominięcia cenzury.

Okazja

Pomysł był genialny w swej prostocie. Podszyć się pod Niemców, aby ich zbuntować. Jednakże do przeprowadzenia tej akcji, potrzebnych było wielu fachowców. Ważne było zaangażowanie ekspertów od języka niemieckiego (osoby zajmujące się opracowaniem treści propagandowej musiały orientować się np. w różnicach pomiędzy poszczególnymi dialektami). Nawet najdrobniejsza pomyłka w użyciu języka mogła grozić dekonspiracją. Niezbędni byli oczywiście eksperci od sytuacji w Niemczech. Rzepecki wspominał, iż należało także posiadać informacje o kondycji wewnętrznej samej NSDAP. Musiały to być także osoby, które gotowe były zachować najwyższy stopień ostrożności i zmowy milczenia. Tylko utrzymanie całej akcji w ścisłej konspiracji, nawet przed innymi członkami ruchu oporu, mogło zapewnić sukcesy.

Jan Rzepecki

Problemem pozostawał brak szerszej wiedzy na temat niemieckiej opozycji. Aby podszyć się pod kogoś, nawet wymyślonego, trzeba było otrzymać jakiś sygnał z antyhitlerowskiego podziemia, aby wiedzieć jaką strategię przybrać. Chodziło o to, aby propaganda ZWZ była jak najbardziej zbliżona do rzeczywistych ruchów prawdziwej opozycji.

reklama

Asumptem do działania była ucieczka Rudolfa Hessa do Wielkiej Brytanii, był to dla komórki „N” oczywisty kandydat do wyniesienia na przywódcę opozycji. W tym celu ZWZ/AK podszywając się pod zwolenników Hessa, utworzyło „NSDAP – Erneuerungsbewegung”, czyli ruch odnowy narodowego socjalizmu. Wskazywano, iż Adolf Hitler prowadzi naród i partię złą drogą, która odbiega od prawdziwych zasad nazizmu i tylko Hess jest w stanie uzdrowić państwo i partię. W wyniku tej akcji udało się doprowadzić do stworzenia kilku siatek zwolenników Hessa, rekrutowanych przez ZWZ/AK. Nie należy jednak przeceniać tych osiągnięć. Komórka, która została założona na terenie okręgu łódzkiego ZWZ, została szybko rozbita przez gestapo. Pokazało to jednak, iż takie działania propagandowe są jak najbardziej możliwe.

„Jego imię: Reichenau!”

Akcja „Hess” była jednak tylko drobnym epizodem w działaniach Akcji „N”. W chwili wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, oczywistym stało się, że w sytuacji gdyby Wehrmacht nie odniósł błyskawicznego zwycięstwa, armia stałaby się podatnym gruntem na działania propagandowe. Idealnym momentem dla wkroczenia z propagandą, byłoby odsunięcie kilku generałów. Jednakże do tego potrzebne były porażki na froncie. ZWZ postanowiło nie zwlekać i już na początku lipca 1941 roku pojawiła się ulotka nawołująca żołnierzy do szybkiego powrotu do domu. Główne treści miały być jednak zamieszczane w czasopismach. W związku, z tym komórka „N”, jeszcze tego samego lata opublikowała pierwszy numer pisma „Der Hammer” podszywając się pod prasę socjaldemokratyczną. W następnych miesiącach pojawiły się kolejne gazety: „Der Soldat”, „Der Frontkampfer”, czy „Der Durchbruch”.

W kontekście pierwszej fazy wojny niemiecko-sowieckiej, szczególnie interesujący jest drugi tytuł. Na jego stronach próbowano wzbudzić niechęć żołnierzy do NSDAP. W tym celu przypominano choćby obietnice rychłego zakończenia wojny. Żołnierzom przypominano, że gdy oni zmagali się zimą na froncie, to w kraju funkcjonariusze partyjni bawili się w najlepsze. Przede wszystkim, żyli dostatnie, podczas gdy rodziny żołnierzy zmagały się z trudnościami w dostępie do żywności. To co wywalczył żołnierz niemiecki w Europie, było marnotrawione przez NSDAP. Podżeganie do brutalizacji, inspirowane przez funkcjonariuszy partyjnych miało się stać przyczyną zjednoczenia świata w walce z Niemcami, które stały w 1941 roku na szczycie, ale w każdej chwili mogły spaść w przepaść.

Polecamy e-book Szczepana Michmiela – „II wojna światowa wybuchła w Szymankowie”

Szczepan Michmiel
„II wojna światowa wybuchła w Szymankowie”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
81
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-38-9
reklama
Walter von Reichenau (fot. Bundesarchiv, Bild 183-B05284)

Jaka więc była recepta, na tak fatalną sytuację? Na czele armii miał stanąć drugi Hindenburg – ZWZ wskazało na Waltera von Reichenau. Jego postać malowano jako obrońcę cnót żołnierskich, dowódcę, który w kampanii w Polsce poniósł niewielkie straty. Przedstawiano go jako jedynego kandydata do ocalenia zdobyczy niemieckich. Jednakże już w styczniu 1942 roku do żołnierzy dotarła wiadomość o jego śmierci. Dla wielu osób związanych z Akcją „N” śmierć niemieckiego feldmarszałka była powiązana z działaniami ZWZ, uważano bowiem, iż sam Adolf Hitler, miał się przestraszyć rosnącej pozycji von Reichenaua i zlecił upozorowanie katastrofy lotniczej. Do dzisiaj nie wiadomo, czy kanclerz III Rzeszy rzeczywiście stał za tym (a jeśli tak, to czy druki „N” miały z tym związek), czy był to czysty przypadek.  Najważniejsze jest jednak to, iż w swej propagandzie ZWZ/AK przedstawiała tę sprawę jako zemstę Hitlera na feldmarszałku.

„Pokój z Anglią i Ameryką ratunkiem!”

Po śmierci von Reichenaua pracownicy komórki „N” szukali kolejnego kandydata na przywódcę wojskowej opozycji. Celem nadal pozostawało wzbudzenie nieufności na linii armia – partia. Jeszcze w 1942 roku na kolejnego zbawcę armii niemieckiej wykreowano Fedora von Bocka. Przypominano, iż to on był zwolennikiem nieustannego marszu na wschód, co mogło przynieść sukces. Hitler zaś poprzez uszczuplenie jego sił zaprzepaścił szansę na zwycięstwo. Dla ZWZ/AK nieistotne było, czyje plany były właściwe. Liczyło się przede wszystkim, aby chwilowe niepowodzenia na froncie wschodnim przekuć za pośrednictwem Akcji „N” w rozłam na linii NSDAP-Wehrmacht. Na łamach prasy zamieszczano fikcyjne listy żołnierzy, które miały bronić feldmarszałka, a nawet wzywać go do przeciwstawiania się NSDAP. Von Bock nigdy jednak nie stanął na czele opozycji, mimo iż miał ku temu okazję. W 1944 roku spiskowcy zwrócili się do niego, aby przyłączył się do puczu antyhitlerowskiego, on jednak odmówił.

Fedor von Bock (fot. Felix Ring)

Na łamach „Der Frontkampfer” konsekwentnie zwracano uwagę na potrzebę odsunięcia NSDAP od władzy. Miał to być klucz do zwycięstwa. Czytelnikom próbowano przedstawić niekorzystną sytuację międzynarodową, w jakiej znalazły się Niemcy. Nie mogły one walczyć na kilku frontach. Tym bardziej, iż III Rzesza była w tamtym momencie w stanie wojny z „olbrzymami” produkcyjnymi i demograficznymi jak Stany Zjednoczone i Związek Sowiecki jednocześnie. Należało więc podpisać pokój z Wielką Brytanią i USA, a następnie kontynuować wojnę na wschodzie. Stan posiadania na terenie Polski i Związku Sowieckiego przedstawiano jako świętość, której nie można było się wyrzec. Dlaczego ZWZ/AK namawiało do obrony stanu posiadania na wschodzie, skoro mieściły się w tym pojęciu także ziemie polskie?

reklama

Po pierwsze, chodziło o wzbudzenie zaufania wśród odbiorców, którymi byli żołnierze. Opozycja, która chciała pozyskać ich sympatię, nie mogła w całości deprecjonować żołnierskiego wysiłku. Po drugie, dla dowództwa ZWZ/AK taka sytuacja, gdzie Niemcy pokonałyby ZSRR, była nawet na rękę. W jednym ze swoich raportów do szefów oddziałów okupacji sowieckiej, gen. Stefan Grot-Rowecki wyraził przekonanie, iż zwycięstwo Niemiec na wschodzie, ułatwiłoby w przyszłości rozwiązanie kwestii polskiej granicy wschodniej, oczywiście zakładając, iż III Rzesza polegnie w starciu z aliantami zachodnimi. W kontekście frontu wschodniego myślano w kategoriach 1918 roku. Liczono bowiem, że stan armii niemieckiej będzie nie najlepszy mimo zwycięstwa nad ZSRR i przy wsparciu sojuszników uda się ją rozbroić.

Akcja Specjalna

Poza żołnierzami walczącymi na froncie wschodnim, nie zapomniano również o cywilach, a w szczególności Volksdeutschach. W tym celu uruchomiono Akcję Specjalną. Podobnie jak wcześniej chodziło o skłócenie ze sobą różnych grup, ale dochodził jeszcze jeden ważny czynnik. Komórka „N” chciała również, za pomocą propagandy i innych fałszywych materiałów wywołać paranoiczny strach Volksdeutschów, a także Niemców z tak zwanego Altreichu przed polskim podziemiem. Sięgano po najrozmaitsze środki. Najczęściej były to fałszywe donosy jednego Volksdeutscha na drugiego, oskarżenia o zdradę małżeńską, defraudacje, niewykonywanie obowiązków służbowych, pomoc ruchowi oporu. W celu zastraszenia tej grupy powołano fikcyjne Sądy Specjalne, które wydawały wyroki za zdradę ojczyzny.

Wartownik stojący przed Biurem VoMi w okupowanej przez Niemcy Łodzi (fot. Bundesarchiv, Bild 137-056310)

ZWZ/AK zależało również na sparaliżowaniu (choćby krótkotrwałym) niemieckiej administracji, jeśli tylko podkopałoby to jej reputacje wśród społeczeństwa. W tym celu kilkakrotnie pracownicy „N” fabrykowali niemieckie wezwania urzędowe. Podczas zimy, do Niemców w Generalnym Gubernatorstwie dotarły wezwania nakazujące oddanie odzieży zimowej na potrzeby frontu wschodniego. Akcja ta przyniosła spodziewane oczekiwania, bowiem spora część Niemców potraktowała bardzo poważnie takie pismo i postanowiła wywiązać się z polecenia. Zaskoczona administracja była paraliżowana i najczęściej odsyłała zirytowanych całą sytuacją cywilów do domu.

Polecamy e-book Darii Czarneckiej – „Przewodnik po Polskim Państwie Podziemnym 1939-45”

Daria Czarnecka
„Przewodnik po Polskim Państwie Podziemnym 1939-45”
cena:
11,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
117
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-27-3
reklama

Działania Akcji „N” uderzały ponadto w niemiecki przemysł na ziemiach polskich. Nie chodzi tutaj tylko o ataki zbrojne na strategiczne obiekty. „Enowski” sabotaż polegał na rozsyłaniu informacji o dniach wolnych od pracy. Akcje te były skuteczne, bowiem kilkukrotnie doszło do przestoju w fabrykach na terenie Generalnego Gubernatorstwa.

Podejrzane paczki

Na początku niniejszego artykułu wspomniani zostali eksperci, którzy mieli opracowywać materiały „N”. Równie ważne było zadbanie o odpowiednich kurierów „bibuły”. Należało przede wszystkim znaleźć osoby, które byłyby gotowe podjąć olbrzymie ryzyko nielegalnego przerzutu materiałów z Generalnego Gubernatorstwa do III Rzeszy. Jedną z takich osób był Jan Nowak-Jeziorański. W ramach Akcji „N” podróżował najpierw jako polski, a następnie niemiecki kolejarz. Posiadając podrobione dokumenty pracownika Reichsbahnu, jak sam wspominał, mógł bez większych podejrzeń przewozić „zatrute” paczki. Najczęstszą metodą było podrzucanie tej prasy żołnierzom podróżującym kolejami. Jednakże rozprowadzanie całego nakładu za pomocą kurierów, stwarzało duże niebezpieczeństwo dekonspiracji ludzi i Akcji „N”. Wobec tego sięgano również po najprostsze metody jak np. wysyłanie takich paczek pocztą. Należy jednak przyznać, iż była to robota obarczona pewnym ryzykiem. Nadesłana paczka mogła trafić do niewłaściwego odbiorcy, zagorzałego zwolennika NSDAP. Wtedy część nakładu po prostu by przepadła. Kierownictwo „N” postanowiło więc zminimalizować ewentualne straty. Paczki z GG nadsyłane do Rzeszy wzbudzały za dużo podejrzeń. Postanowiono więc, że po przerzucie materiałów „N” przez granice np. do Łodzi, czy Poznania zostaną stamtąd rozesłane do mniejszych miejscowości w tzw. Altreichu. Wybór miast nie był dziełem przypadku. Starano się bazować na wynikach wyborów w Republice Weimarskiej i oceniać, gdzie są największe skupiska zwolenników np. socjaldemokratów. Uważano, iż w mniejszych miastach kwestia tych materiałów nabierze większego rozgłosu i szybciej trafi z rąk do rąk.

reklama

Najprostsza droga do kolportażu została jednak udostępniona przez samych Niemców. Bardzo często w szpitalach, w których rany leczyli żołnierze, ustawione były specjalne skrzynki, do których można było wrzucać książki lub prasę. Agenci komórki „N” rzecz jasna wykorzystywali i tę drogę. Wystarczyło jedynie podmienić okładkę i taka paczka mogła bez większych przeszkód trafić do niemieckich żołnierzy.

Okładka czasopisma satyrycznego „Der Klabautermann”, wydawanego w ramach Akcji „N”

Zasięg i skuteczność „enowskiej” propagandy

Jak w przypadku każdej propagandy trudno jest podać w liczbach zasięg jej oddziaływania na społeczeństwo. Niewątpliwie zasięg geograficzny kolportowanych materiałów był bardzo daleki, ponieważ trafiały one często na front wschodni. W kwestii oddziaływania, członkowie ZWZ/AK oceniali te akcje pozytywnie, podobnie zresztą jak Anglicy, którzy niejednokrotnie oferowali pomoc w przygotowaniu takich materiałów, aby zwiększyć ich zasięg. Wymierne korzyści niewątpliwie przynosiły działania tzw. Akcji Specjalnej. W materiałach źródłowych można znaleźć raporty kurierów bądź szefów komórek rejonowych świadczące, iż akcja skłócania Niemców ze sobą przynosi efekty. Udawało się także podkopywać zaufanie do niemieckiej administracji. Na te akcje uskarżał się choćby Ludwig Fischer, gubernator dystryktu warszawskiego. W swoich raportach kilkukrotnie wspominał o działaniach „N”. Ślad w niemieckich dokumentach świadczy o dwóch rzeczach. Po pierwsze, stanowił on problem dla władz niemieckich. Po drugie, osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo III Rzeszy odkryły metody stosowane przez ZWZ/AK. Sam Fischer był w stanie wskazać, które z tytułów prasowych czytanych przez niemieckich żołnierzy, wyszły z drukarni polskiego podziemia. W związku z częściowym zdemaskowaniem prowadzonej propagandy, oficerowie Wehrmachtu urządzali pogadanki ze swoimi żołnierzami, aby wystrzegali się takich gazet jak „Der Hammer”, czy „Der Soldat”. Warto nadmienić, iż sami Polacy nie potrafili dotrzymać dyskrecji. Na łamach prasy polskiej w Londynie opisywano działania Akcji „N”.

Trudno więc ocenić, jakie szkody wyrządziła „enowska” propaganda. Niewątpliwie miała ona pewien stopień oddziaływania czy to na niemieckich żołnierzy, czy społeczeństwo. Nie udało się jednak doprowadzić do trwałych ani poważnych buntów w Wehrmachcie, na które liczyło kierownictwo „N”. Jest to jednak jedno z wielu nieszablonowych przedsięwzięć polskiej konspiracji, które zasługuje na przypomnienie.

POLECAMY

Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!

Bibliografia:

Akcja dywersyjna „N”. Dokumenty i materiały z archiwum Tadeusza Żenczykowskiego, oprac. Grzegorz Mazur, Towarzystwo Przyjaciół Ossolineum, Wrocław 2000.

Akcja N: wspomnienia 1941-1944, pod red. Haliny Auderskiej i Zygmunta Ziółka, Czytelnik, Warszawa 1972.

Armia Krajowa w dokumentach, t. 1, Wrzesień 1939 - czerwiec 1941, red. Halina Czarnocka, Józef Garliński, Kazimierz Iranek-Osmecki, Włodzimierz Otocki, Tadeusz Pełczyński, Wydawnictwo Errata, Szczecin 1989.

„Der Durchbruch” 1942.

Fischer L., Raporty Ludwiga Fischera gubernatora dystryktu warszawskiego 1939-1944, wybór i oprac. Krzysztof Dunin-Wąsowicz, Książka i Wiedza, Warszawa 1987.

„Der Frontkampfer” 1942-1943.

„Der Hammer” 1941-1942.

„Der Klabautermann” 1942.

Mazur G., Biuro Informacji i Propagandy SZP-ZWZ-AK 1939-1945, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1987.

Nowak-Jeziorański J., Kurier z Warszawy, Wydawnictwo Znak, Kraków 2005.

Rzepecki J., O Wydawnictwach „Akcji N”, „Wojskowy Przegląd Historyczny” 1972, nr 2, s. 232-275.

„Der Soldat” 1941.

Szwarc H., Wspomnienia z pracy w wywiadzie antyhitlerowskim ZWZ-AK, Neriton, Warszawa 2008.

Walter-Janke Z., W Armii Krajowej - w Łodzi i na Śląsku, Instytut Wydawniczy "Pax", Warszawa 1969.

redakcja: Jakub Jagodziński

reklama
Komentarze
o autorze
Dominik Ławski
Magister historii, asystent w dziale edukacji w Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, Oddział Martyrologii Radogoszcz. Zainteresowania badawcze: historia stosunków międzynarodowych, dyplomacja brytyjska okresu międzywojennego, historia Bałkanów w XX wieku, okupacja niemiecka Polski 1939-1945.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone