Adam Tooze – „Cena zniszczenia. Wzrost i załamanie nazistowskiej gospodarki” – recenzja i ocena
Adam Tooze napisał pracę doktorską na Wydziale Historii Gospodarczej London School of Economics. Obecnie zatrudniony na Uniwersytecie Columbia w USA, wcześniej pracował w Cambridge i Yale. Specjalizuje się w historii gospodarczej (w szczególności Niemiec), historii wojen światowych oraz historii wojskowości. „Cena zniszczenia. Wzrost i załamanie nazistowskiej gospodarki” to tłumaczenie wydanej przed dekadą (2006) anglojęzycznej pozycji o tym samym tytule.
Według autora głównym motywem działalności Adolfa Hitlera była odpowiedź na zagrożenie amerykańską hegemonią. To jednak wymagało odpowiedniej – porównywalnej do amerykańskiej – przestrzeni życiowej ([Lebensraum]). Aby ją zdobyć należało przeprowadzić podbój na Wschodzie Europy, jedynym nieskolonizowanym jeszcze obszarze świata. Niemniej wyzwanie to wymagało odpowiednich zasobów dyplomatycznych i militarnych, a te czerpały swe źródło w sile gospodarczej (s. 657).
I na tym polega nowatorski charakter tej pozycji. Stawia ona gospodarkę w centrum analizy reżimu i jednocześnie podważa mit o wyższości niemieckiej ekonomii (s. 16-17). Obraz jaki maluje Tooze to wizja kraju dość ubogiego. Argumentuje, że „w dzisiejszej tabeli rozwoju gospodarczego Trzecia Rzesza mieściłaby się obok Republiki Południowej Afryki, Iranu i Tunezji” i podaje bardzo konkretne wskaźniki, które to popierają (s. 155-161). Jednocześnie „program zbrojeniowy Trzeciej Rzeszy był największym transferem zasobów przeprowadzonym kiedykolwiek podczas pokoju w kraju kapitalistycznym” (s. 19). Ich rozmiar zwiększył się z ok 1% w 1933 do ok. 20% dochodu narodowego w 1938 roku (s. 657-658). Aby oddać skalę przypomnę, że Polska planuje podnieść wydatki na armię z 2% do 3% PKB w ciągu 13 lat, a USA wydawały w XXI wieku ok. 4-6%. Ubóstwo dotyczyło również samego Wehrmachtu, tradycyjnie przedstawianego jako nowoczesna, zmotoryzowana armia. Przykład? W 1938 roku „w przeciętnej dywizji piechoty Wehrmachtu samochodów osobowych i ciężarówek było mniej, niż wozów i furmanek i nawet większość ciężkiej artylerii miała trakcję konną” (s. 225).
Książka ma układ chronologiczny, jednak podzielony według kryteriów odbiegających od historiograficznych standardów. Dzieląc jej treść Tooze kierował się raczej wewnętrzną dynamiką niemieckiej gospodarki lat trzydziestych i czterdziestych. We wstępie przedstawia sytuację polityczną Niemiec Weimarskich. Część I poświęcona jest względnie spokojnym latom 1933-1936. Część II zaczyna się w 1936 r., wraz z ogłoszeniem przez Hitlera tzw. „Planu 4 letniego” a kończy w połowie 1940 r., po zwycięstwie nad Francją. Część III zamyka rok 1945 oraz ogólne uwagi o tragicznym stanie gospodarki niemieckiej w pierwszych powojennych latach.
Znajdujemy u Tooze’a parę wątków stanowiących wspólny mianownik i, w pewien sposób, paradoksalnych. Po pierwsze, przez książkę przewija się motyw „cykli zbrojeniowych”. W ich ramach przyjmowano zbyt wysokie progi rozwoju Wehrmachtu, gdyż był on ograniczony materiałowo. W pewien sposób, chociaż autor takiego porównania nie stosuje, przypominały one słynne radzieckie „pięciolatki”. I ich skuteczność była równie dyskusyjna. Następował co prawda wzrost produkcji zbrojeniowej, ale nie osiągała ona zakładanych wyników ze względu na ograniczenia surowcowe. „Ten schemat wygórowanych oczekiwań i następującego po nich niezmiernego zawodu miał stać się typowym dla rozwoju niemieckiej broni po kryzysie zimowym lat 1941-1942” (s. 612). Poboczną kwestią jest to, że w pierwszym roku władzy hitlerowcy kryli się jeszcze ze swoimi zamiarami, skupiając się na wyjściu gospodarki z Wielkiego Kryzysu i dopiero „pomiędzy latami 1933 i 1934 priorytety państwa niemieckiego zmieniły się radykalnie” (s. 83). Na czoło wysunęły się wówczas potrzeby militarne.
Po drugie Tooze proponuje ekonomiczne wyjaśnienie dramatu Żydów i Słowian. Z jednej strony oczywiście chodziło o Lebensraum i więcej ziemi do produkcji żywności dla Niemców (s. 191-195, 544). Z drugiej jednak pokazuje on, jak reżim posyłał na front rocznik za rocznikiem młodych Niemców (w rocznikach 1915-1925 straty wynosiły 30-40% s. 668), wobec czego – mimo mobilizacji kobiet – w miarę upływu czasu coraz bardziej brakowało rąk do pracy. Zatem, paradoksalnie, utrzymanie programu zbrojeń wymagało zatrudnienia „podludzi”, potencjalnych sabotażystów. Co więcej, ideologia zwrócona przeciw Słowianom i Żydom narzucała przymusowość ich pracy. To z kolei wymagało zaangażowania środków ludzkich i trwałych (np. transportu) do organizacji pracy przymusowej, środków, których brakowało na froncie wschodnim. W ten sposób reżim podcinał gałąź na której siedział.
Wątek trzeci to zacieśniająca się w miarę trwającego konfliktu kontrola reżimu nad gospodarką. Chociaż Wielki Kryzys odebrał wielkiemu biznesowi przemożny wpływ na gospodarkę, jaki ten ostatni miał w Republice Weimarskiej (s. 130-131), to reżim i przemysł szeroko współpracowały, by nie powiedzieć, że żyły w symbiozie (s. 118, 132, 152). Cele reżimu – autarkia i zbrojenia – były kluczowe dla odzyskania przez przemysł wigoru po Wielkiej Depresji (s. 132). Zwycięstwo nad Francją scementowało ten sojusz (s. 562), który został przypieczętowany porażką na wschodzie. „Odrażające widmo stalinizmu krążyło już nad Niemcami, przy czym żadna grupa nie mogła się bać sowieckiego zwycięstwa bardziej niż liderzy niemieckiego biznesu” (s. 563). Wraz z postępującymi porażkami roku 1944 władza polityków nad gospodarką się zacieśniała, a kulminację osiągnęła 1 sierpnia 1944 roku, gdy Albert Speer uzyskał kontrolę nad całym wysiłkiem zbrojeniowym (s. 637).
Zaskakująca jest wysoka liczba architektów nazistowskiej gospodarki, którzy zmieniali się i przewijali przez różne stanowiska. Tooze w szczegółach kreśli ich reżimowe role. W latach trzydziestych dużą rolę grał Hjalmar Schacht, prezes banku centralnego, zajmujący się kwestiami reparacji i zadłużenia. W pierwszych latach wojny pierwsze skrzypce przejął Fritz Todt, słynny budowniczy sieci autostrad oraz Wału Atlantyckiego, który zginął w tajemniczym wypadku lotniczym w 1942 roku. Wreszcie, pod koniec wojny niemal całkowitą władzę nad gospodarką niemiecką sprawował Albert Speer. Tooze poświęca temu ostatniemu sporo miejsca, demaskując zarówno jego rzekomy wkład w podniesienie produkcji zbrojeniowej, jak i jego powojenne stwierdzenia o braku zaangażowania w reżim. Ale i to nie wszyscy bohaterowie książki. Przez jej karty przewijają się bowiem licznie oficerowie Wermachtu oraz dygnitarze partyjni. Można wręcz odnieść wrażenie, że wraz z postępującym upadkiem zwiększała się rola ideologów, kosztem logicznie i strategicznie myślących przedstawicieli wojska i przemysłu, już od porażki „Barbarossy” świadomych nadchodzącej przegranej. O samym Adolfie Hitlerze Tooze pisze zaskakująco mało.
Wywody autora opierają się na zróżnicowanych źródłach. Posługuje się on językiem niemieckim, dlatego wśród źródeł pierwotnych znajdujemy różnego rodzaju dokumenty archiwalne – notatki ze spotkań, czy dokumenty wojskowe. Książka jest również pełna odniesień do obfitej literatury niemiecko- i anglojęzycznej. Wreszcie, zawiera 22 wykresy, 17 tabel w tekście oraz sześć dodatkowych na końcu książki. Przekazują one wiele szczegółowych danych o nazistowskiej gospodarce, które w innym przypadku polskiej publice pozostałyby nieznane.
Oczywiście, nie ma książek bez wad. Po pierwsze, mało uwagi poświęcono Polsce. Trzeba jednak pamiętać, że jest to książka o Niemczech. Polacy pojawiają się, ale w kontekście niemieckiej gospodarki. Tooze w doskonałym stylu trzyma się tematu i nie pozwala sobie na zbyt daleko idące dygresje. To duża wartość z perspektywy naukowej, nawet jeśli wolałbym, by kwestie związane z hekatombą narodu polskiego zostały bardziej wyeksponowane. Po drugie, gdzieniegdzie pojawiają się niejasności w tłumaczeniu. Czym jest „nacjonalistyczny sabat” (s. 186), „ludowa płynność” (s. 128), „gęsto upakowana ludność [Niemiec-MH]” (s. 68), „industrialna historia” (s. 133) trzeba się domyślać. Po trzecie, można momentami odnieść wrażenie, że brakuje wyraźnego potępienia reżimu. Ale, dodajmy od razy, nie jest to prawda. Mocne słowa padają – ale głównie w przedmowie i w zakończeniu. Tooze unika ferowania ocen moralnych w trakcie formułowania głównej części (ponad 650 gęsto zadrukowanych stron) swojej narracji.
Jest to lektura obowiązkowa dla każdego, kto jest zainteresowany hitlerowskimi Niemcami. W dość beznamiętny, możliwie zobiektywizowany i naukowy sposób pokazuje ona, jaką tragedią była ideologia nazistowska – nie tylko dla społeczeństw ościennych, ale także dla tego, w którym wyrosła. Jednocześnie stanowi głębokie studium kraju, który pozbawiony kluczowych zasobów naturalnych, był w stanie wszcząć globalny konflikt i prowadzić wojnę na dwóch frontach przez 3,5 roku. Niezależnie od moralnej oceny zbrodniczej ideologii nazistowskiej, trzeba przyznać, że jest to przypadek warty przestudiowania, w szczególności w kontekście obecnie rosnących wydatków na cele militarne w skali globalnej. Niemniej, książka to dobitnie pokazuje, że prawa ekonomii są nieubłagane i jeśli jakikolwiek rząd wydaje więcej niż ma zasobów to wcześniej czy później musi za to zapłacić. Za ten błąd Niemiec przyszło zapłacić całej Europie.