5 najbardziej znanych morderców międzywojennej Polski
Tadeusz Ensztajn
Wampir, zbir, zbrodniarz, potomek żołdaka-gwałciciela – to tylko niektóre z określeń, jakich używano pod jego adresem. Głośny i emocjonujący proces sądowy z jego udziałem relacjonowały niemal wszystkie większe tytuły prasowe, a zbulwersowana opinia publiczna domagała się prawa do samosądu. Kim był Tadeusz Ensztajn – jeden z największych seryjnych morderców międzywojennej Polski?
„Wampir z Łowicza”, jak zwykło się go najczęściej określać, urodził się w 1913 r., w wyniku gwałtu dokonanego przez rosyjskiego żołnierza na jego matce. Porzucony przez rodzicielkę we wczesnych latach życia, wylądował w łódzkim sierocińcu, gdzie ukończył kilka klas szkoły podstawowej. Szybko jednak z niego uciekł, rozpoczynając życie na własny rachunek. Tułał się po Polsce, kradł i – co najgorsze – mordował. Jak wyglądał model działania Ensztajna?
Najczęściej czaił się w ciemnych ulicach, gdzie wypatrywał swoje ofiary – w większości były to młode dziewczęta. Ogłuszał je, uderzając kamieniem w głowę, gwałcił, a na koniec mordował, by zatrzeć ślady zbrodni. Początkowo mu się to udawało. Funkcjonariusze policji przez długi czas nie mogli zidentyfikować sprawcy okrutnych zbrodni. Sprawa była tym bardziej skomplikowana, że w pewnym momencie przeniósł się ze zbrodniczą działalnością z Łowicza do Włocławka. Do jego ujęcia doszło w zasadzie przypadkowo – dwie nastolatki, które zmusił niegdyś do wspólnej tułaczki – Zofia Rozen i Kazimiera Pietrzak - rozpoznały mordercę, o czym niezwłocznie powiadomiły policję. Mężczyzna został zatrzymany i w wyniku konfrontacji z dziewczynami przyznał się do popełnionych zbrodni. Mimo, iż później wycofał się z zeznań, sąd uznał jego winę, skazując go na 15 lat pozbawienia wolności i 10 lat utraty praw obywatelskich. Jako okoliczność łagodzącą uznano moralne zaniedbanie winnego. Niespełna 21-letni Tadeusz Ensztajn miał na sumieniu 10 ofiar – 7 z nich zamordował, 3 zaś zgwałcił.
Ferdynand Grüning
O tym mordercy mówi się stosunkowo niewiele. Tymczasem jego zbrodnicza działalność odbiła się równie głośnym echem jak przestępstwa „Wampira z Łowicza”, a proces z jego udziałem należał do najgłośniejszych w historii przedwojennej Polski. Profil sprawcy znacząco różnił się jednak od sylwetki młodego i niewinnie wyglądającego Ensztajna. Odmienny był także jego modus operandi.
Ferdynand Grüning przyszedł na świat w 1886 r. w Łodzi. Początkowo był spokojnym i posłusznym dzieckiem. Z czasem zaczęło się to jednak zmieniać – chłopak coraz częściej miewał napady złości i stawał się niebezpieczny, także dla najbliższych. Sytuacja ta pogorszyła się dodatkowo po kilkumiesięcznym pobycie w wojsku rosyjskim oraz niepowodzeniach w życiu prywatnym. Mimo trudnego charakteru mężczyźnie udało się założyć rodzinę. Nie należała ona jednak do najszczęśliwszych - problemy małżeńskie zaczęły się krótko po ślubie. Chociaż początkowo udawało się je przezwyciężyć, śmierć córki tuż po narodzinach przelała czarę goryczy. Ferdynand porzucił żonę i ruszył w świat, rozpoczynając przestępczą „karierę”.
Do pierwszej zbrodni doszło stosunkowo szybko. Jego ofiarą stała się siedmioletnia Irenka z Turku. Mężczyźnie udowodniono winę i trafił do więzienia w Rawiczu z wyrokiem dożywotniego pozbawienia wolności. Później, w wyniku amnestii ogłoszonej w 1932 r. skrócono go do 12 lat. Przebywając w areszcie, nabawił się jednak choroby oczu, w związku z czym został zwolniony na przepustkę dla podratowania zdrowia. Mężczyzna postanowił wykorzystać tę przerwę do przestępczych celów. Kolejnej zbrodni dokonał już w 1934 r. Tym razem ofiarą padł kilkunastoletni chłopiec. Nikt nie podejrzewał jednak Grüninga, w związku z czym po dwumiesięcznej przerwie, wrócił do aresztu. Opuścił go 1938 r. i - jak nietrudno się domyślić – wrócił do przestępczej działalności. Tym razem nie udało mu się jednak uniknąć odpowiedzialności.
Po zamordowaniu kilkuletniej dziewczynki został aresztowany. Śledczy szybko udowodnili mu winę, łącząc go również z zabójstwem dokonanym przezeń w 1934 r. Proces Ferdynanda Grüninga odbył się w 1939 r. Mężczyznę oskarżono o dwa gwałty, dwa zabójstwa i jedno usiłowanie zabójstwa, wobec czego sąd zasądził trzykrotną karę śmierci, wymierzając łączną karę śmierci przez powieszenie i utratę wszelkich praw. Zarówno sędzia, jak i relacjonujący proces dziennikarze, podkreślali u mordercy brak jakichkolwiek ludzkich odruchów, okrucieństwo i nienawiść do dzieci.
Rita Gorgonowa
Znani zbrodniarze przedwojennej Polski to nie tylko seryjni zabójcy i – co warte podkreślenia – nie tylko mężczyźni. Gazety międzywojennej Polski z żywym zainteresowaniem rozpisywały się również o morderstwach dokonywanych przez kobiety. Mimo, że statystycznie rzecz biorąc stanowiły one mniejszość wśród sprawców zbrodni, tytuły prasowe chętnie wydobywały te informacje na światło dzienne. Jedną z niewątpliwie bardziej znanych morderczyń tamtego okresu była Rita Gorgonowa. Jej procesem sądowym żyła cała Polska, a do głośnej sprawy z jej udziałem powracano jeszcze przez długi czas po wojnie. Kim była bohaterka jednego z najgłośniejszych procesów międzywojennej Polski?
Rita Gorgonowa, a właściwie Emilia Margarita Ilić, urodziła się w 1901 r. w Dalmacji, w ówczesnym Cesarstwie Austro-Węgierskim. Mając zaledwie 15 lat poślubiła porucznika armii cesarskiej – Erwina Gorgona, po czym w 1917 r. urodziła mu syna i zamieszkała we Lwowie. Małżeństwo nie należało jednak do udanych i szybko się rozpadło. Porzucona przez męża Rita znalazła pracę jako guwernantka u znanego lwowskiego architekta - Henryka Zaremby. Po upływie kilku miesięcy 24-letnia Rita i 42-letni Henryk nawiązali romans, którego owocem była córka Romana. Sielanka nie trwała jednak długo – po kilku latach Zaremba postanowił porzucić kochankę. Pogorszeniu uległy także relacje między Gorgonową a jego córką Lusią do tego stopnia, że Rita postanowiła ją zamordować. Zbrodni dokonała w grudniu 1931 r. Po zbadaniu szczegółów śledczy ustalili, że nastolatka zmarła od uderzenia dżaganem do rąbania lodu, do tego została zgwałcona.
Zarówno funkcjonariusze, jak i dziennikarze oraz opinia publiczna, nie mieli większych wątpliwości co do sprawstwa okrutnej zbrodni. Na futrze Gorgonowej znaleziono ślady krwi, kobieta miała też skaleczoną dłoń. Mimo, że do ostatniej chwili utrzymywała, że jest niewinna, nikt nie uwierzył jej wyjaśnieniom. Decyzją 9 z 12 ławników Rita Gorgonowa uznana została winną morderstwa oraz skazana na śmierć przez powieszenie. Kobieta zdołała jednak uniknąć kary - uratował ją fakt, że była w ciąży. Kiedy urodziła córkę, sąd wrócił do sprawy. Tym razem zakończyła się ona znacznie korzystniej dla oskarżonej – za przyznanie się do morderstwa w afekcie wymierzono jej 8 lat pozbawienia wolności. Finalnie Rita wyszła z aresztu dwa lata wcześniej, dzięki amnestii ogłoszonej przez polski rząd po inwazji Niemiec.
Zobacz też - Zdzisław Najmrodzki: kolorowy ptak przestępczego świata PRL-u
Zyta Woroniecka
Równie wiele emocji co sprawa Gorgonowej przedwojennej Polsce dostarczył proces Zyty Woronieckiej. Księżniczkę herbu Korybut okrzyknięto „nową Katarzyną Wielką”, „nimfomanką” czy „wampirzycą”. Nagłówki poczytnego wówczas „Tajnego Detektywa” informowały też o „krwawej zemście ks. Woronieckiej” czy „zabójczyni przemysłowca”, przedstawiając ją jako zdegenerowaną arystokratkę, która zamordowała narzeczonego, gdyż nie zdołał sprostać jej oczekiwaniom seksualnym. W ten też sposób Woroniecka stała się bohaterką jednego z najgłośniejszych skandali obyczajowo-kryminalnych lat 30. XX wieku. Co wywołało tak emocjonalną reakcję ówczesnej prasy?
Zofia Zyta Woroniecka urodziła się w 1906 r. w majątku Wężowiec pod Mogielnicą. Młoda księżniczka, wbrew oczekiwaniom rodziny, w 1930 r. wyszła za inżyniera Jana Toepfera. Morganatyczne małżeństwo nie potrwało jednak długo. Związek zakończył się po niespełna dwóch miesiącach. Następnie księżniczka związała się z Janem Brunonem Boyem, właścicielem warszawskiego sklepu „Boy i Spółka”. Para szybko się zaręczyła, jednak tutaj również sielanka nie trwała długo. Sytuacja skomplikowała się, gdy Boy odkrył, że rodzina Woronieckich, pomimo wysokiej pozycji społecznej, prezentuje podupadłą finansowo gałąź rodu. Dowiedziawszy się o tym, stracił zainteresowanie wybranką i postanowił poszukać kandydatki z lepszym posagiem. Fakt ten załamał księżniczkę. Zdesperowana, w czasie kłótni z narzeczonym wyciągnęła rewolwer i zagroziła, że zabije się, jeśli ten się z nią nie ożeni. Ponieważ mężczyzna nie zmienił zdania, kobieta spełniła groźbę i pociągnęła za spust, oddając siedem celnych strzałów. Jak się jednak okazało, wycelowała nie w siebie, a w partnera.
Woroniecka została aresztowana. Niedługo później przeniesiono ją do szpitala psychiatrycznego w Tworkach. Księżniczkę uznano za poczytalną, jednak podczas rozprawy sąd wziął pod uwagę okoliczności łagodzące, jak m.in. maltretowanie psychiczne przez Boya. W efekcie Zytę Woroniecką skazano na 3 lata pozbawienia wolności, przy niezadowoleniu opinii publicznej, domagającej się dla sprawczyni najwyższego wymiaru kary.
Maria Zajdlowa
W przededniu wybuchu II wojny światowej niezwykle głośno było również w Polsce o zbrodni dokonanej przez mieszkającą w Łodzi Marię Zajdlową. W odróżnieniu od przedstawionych wyżej przypadków, tutaj sprawa przybrała całkiem inny obrót. W styczniu 1938 r. kobieta pojawiła się na komisariacie policji, zgłaszając zaginięcie 12-letniej córki Zosi. Ponieważ mniej więcej w tym samym czasie zaginęły w mieście również trzy inne dziewczynki, śledczy potraktowali zgłoszenie poważnie. Szczególnie, że po kilku dniach zrozpaczona matka pokazała im anonimowy list z pogróżkami. Z jego treści można było wywnioskować, że Zosia została zamordowana. Śledczy polecili Zajdlowej zachować szczególną ostrożność. Jednocześnie jednak postanowili przyjrzeć się kobiecie bliżej – od początku budziła bowiem ich podejrzliwości, gubiąc się w zeznaniach i nie wykazując większych obaw o los zaginionej córki. Do tego dochodziły nieprzychylne opinie sąsiadów, podkreślające jej lekkomyślność i towarzyski tryb życia.
Funkcjonariusze przeszukali dokładnie posiadłość kobiety i znaleźli zaginioną dziewczynkę – dokładniej zaś jej zwłoki porzucone w dole kloacznym. Wiadomość o okrutnej zbrodni wstrząsnęła całym miastem. Maria Zajdlowa została zatrzymana, a do aresztu trafił również jej kochanek. Kiedy udowodniono kobiecie, że to ona pisała anonimowe listy z pogróżkami, zemdlała, a właściwie - zgodnie z opinią wezwanego lekarza – symulowała omdlenie, przez blisko 20 godzin. Na nic się to jednak zdało. Ostatecznie Zajdlowa przyznała się do zabójstwa córki. Co nią motywowało? Otóż, uznała dorastającą dziewczynę za przeszkodę na drodze do ułożenia sobie życia. Mimo, iż na rozprawie przyznała, że żałuje swojego czynu, sąd nie miał dla niej litości. Kobieta została skazana na dożywotnie pozbawienie wolności i pozbawienie praw na zawsze. Sprawa dzieciobójczyni odbiła się głośnym echem w całej Polsce, a Marię Zajdlową uznano zaś za jedną z ośmiu najgroźniejszych kobiet przedwojennej Polski.
Bibliografia
- „Echo”, r. 10 nr 69, 1934-03-12, [dostęp: 13.03.2021 r.].
- Gadomski M., Szlak Wampira z Łodzi, www.crime.com.pl [dostęp: 12.03.2021 r.].
- Gronczewska A., Ferdynand Grüning: „Wampir” z Łodzi. Dlaczego zabijał? Poznaj historię jego przerażających zbrodni!, www.dzienniklodzki.pl, [dostęp: 12.03.2021 r.].
- Janicki K., Seryjni mordercy II RP. Będzie wam u mnie jak w raju, Wydawnictwo Literackie, 2020.
- Janicki K., Upadłe damy II Rzeczpospolitej, Wydawnictwo Znak, 2013.
- Stańczyk M., Najgłośniejszy proces międzywojennej Polski, www.wiadomosci.onet.pl, [dostęp: 12.03.2021 r.].
- "Tajny detektyw" nr 36, r. 4, 2 IX 1934, [dostęp: 12.03.2021 r.].
--Redakcja: Magdalena Mikrut-Majeranek--