1941: rok improwizacji
Przyczyny potężnej klęski Armii Czerwonej latem 1941 roku są już w zasadzie wyjaśnione i całościowo opisane w szeroko dostępnych publikacjach. Bałagan organizacyjny, braki w łączności, sztywny system dowodzenia – to główne „grzechy” radzieckich sił zbrojnych, które przyczyniły się do licznych klęsk w 1941 roku i latach późniejszych. W tym paśmie porażek narodziły się jednak nowe, ciekawe konstrukcje, które ujrzały światło dzienne w dość dramatycznych okolicznościach. Miały one pomóc w zwalczaniu przeciwnika, uznanego za największe zagrożenie dla sił radzieckich – czołgów.
Rok 1941 – duże nie zawsze znaczy lepsze
Aby zrozumieć, dlaczego Armia Czerwona zabrała się za wprowadzanie nowych broni przeciwpancernych w samym środku chaosu, wywołanego przesunięciami linii frontu i ewakuacją, trzeba cofnąć się do okresu poprzedzającego wybuch wojny radziecko-niemieckiej. Jak wiadomo, Rosjanie byli przekonani, że Niemcy ukrywają przed nimi swe najnowsze ciężkie czołgi. Założono więc, że Niemcy takie wozy posiadają, i próbowano przygotować się na ich spotkanie. Częścią tego procesu było zaprojektowanie nowych dział przeciwpancernych 85 i 107 mm, mających zwalczać przyszłe ciężkie wozy bojowe. Działa mniejszych kalibrów uznano w dłuższej perspektywie za nieprzydatne, zamrażając ich programy rozwojowe.
Gdyby Niemcy planowali użyć czołgów porównywalnych do późniejszych Panter czy Tygrysów już w 1941 roku, takie posunięcie miałoby sens. Niemieccy pancerniacy wjechali jednak do ZSRR na starych, znanych modelach czołgów, zmodernizowanych w nieznacznym stopniu w porównaniu z walkami w 1940 roku. W inwazji uczestniczyło (w przybliżeniu) 180 PzKpfw I, 746 PzKpfw II, 772 PzKpfw 38 (t), 106 PzKpfw 35 (t), 965 PzKpfw III oraz 439 PzKpfw IV. W tej sytuacji, produkcja dużych i ciężkich dział przeciwpancernych traciła sens. Podstawowym zadaniem tego typu uzbrojenia jest bezpośrednie wsparcie piechoty i jej osłona przed pojazdami pancernymi. Zwiększając kaliber, zmniejsza się mobilność i zapas amunicji przenoszonej przez działon. Większe działo trudniej przesunąć i obrócić, a strzelanie z armat dużego kalibru do lekkich czołgów jest po prostu marnotrawstwem drogiej amunicji. Najważniejszym, jak to się miało okazać, rezultatem wspomnianego zamieszania było wstrzymanie produkcji dział ZiS-2 kalibru 57 mm po zbudowaniu zaledwie 320 sztuk. Miało to bardzo bolesne konsekwencje dla radzieckiej piechoty.
Drugą niespodzianką, z którą musieli się zmierzyć radzieccy żołnierze w 1941 roku, była stosunkowo niewielka skuteczność podstawowych dział przeciwpancernych tego okresu, 45 milimetrowych armat wzór 1937. O ile na papierze parametry wyglądały dość przyzwoicie, to problemy sprawiała zła amunicja. Wiele pocisków przeciwpancernych było przehartowanych. Mówiąc prościej, były zbyt kruche i pękały przy uderzeniu w pancerz niemieckiego czołgu, nie przebijając go. Choć wiele innych dział będących na uzbrojeniu Armii Czerwonej nadawało się do zwalczania broni pancernej, niewystarczająca skuteczność, podstawowej bądź co bądź broni przeciwpancernej, musiała być dość sporą i przykrą niespodzianką.
Powstała dość ciekawa sytuacja. Stare konstrukcje nie wystarczały, obecnie opracowywane działa okazały się nieodpowiednie, a produkcję nowych, idealnych do obecnej sytuacji armat przeciwpancernych niedawno wstrzymano. Rosjanie musieli coś wymyślić, i to zanim Niemcy zajmą Moskwę. Choć ZSRR posiadało silną i bogato wyposażoną w różnoraki sprzęt armię, decydenci dopuścili się wielu zaniedbań, które teraz trzeba było błyskawicznie nadrabiać. Część pomysłów nie przejawiała większych szans na uzyskanie powodzenia, jak np. w przypadku propozycji posypania dróg materiałem wybuchowym, który miały zdetonować niemieckie czołgi. Część z nich okazała się jednak bardzo trafionymi rozwiązaniami.
Rok 1941 – improwizowane drobiazgi
Przed wybuchem „wojny ojczyźnianej” ZSRR, tak jak na komunistyczne państwo dbające o pokój na świecie przystało, intensywnie szykowało się do podboju Europy. Dbano o rozwój środków niezbędnych do przeprowadzenia ofensywy, spychając na dalszy plan zagadnienia związane z defensywą. Miało to swoje bezpośrednie przełożenie na niewielką produkcję min przeciwpancernych. Kiedy jednak Armia Czerwona stanęła wobec zadania obrony własnego terytorium, miny stały się niezbędne. 6 sierpnia 1941 roku pojawiła się specjalna uchwała Rady Komisarzy Ludowych „O dostawach środków wyposażenia inżynieryjnego w 1941 roku”, która stała się przyczyną wprowadzenia do uzbrojenia min przeciwpancernych typu JaM-5 i TM-41, a także granatów RPG-40 i 41. Ten ostatni otrzymał zresztą, choć nie wiadomo kiedy, dość interesujący przydomek „kilogram Woroszyłowa”. Choć wszystkie te konstrukcje były bardzo przydatne, potrzeba było czasu na wyprodukowanie odpowiedniej ilości, by wpłynęły na sytuację w szerszej skali. A tego właśnie zaczęło Rosjanom brakować.
Z tej przyczyny, nowe miny i granaty były bardzo proste w budowie. Nie zdecydowano się na zastosowanie tak „finezyjnych” rozwiązań jak ładunki kumulacyjne czy użycie kleju, mającego umożliwić przyklejenie ładunków do pancerza czołgu. Konstruktorzy zdecydowali się na zastosowanie zwykłej, brutalnej siły. RPG-40 ważył 1.2 kg. Składał się z ładunku zamkniętego w dużym, lekko spłaszczonym blaszanym walcu, do którego u dołu zamontowano rączkę wraz z dźwignią służącą do odbezpieczenia granatu. Na głowicę nalepiano specjalną kartkę z instrukcją obsługi. Granat umożliwiał przebicie pancerza o grubości 20 mm. RPG-41 to w zasadzie znany czerwonoarmistom granat RDG-33 z powiększonym ładunkiem burzącym, przez co produkcja nowej broni była znacznie ułatwiona.
Mina JaM-5 to drewniana skrzynka zawierająca 5 kg materiału wybuchowego, co stanowi wystarczającą ilość do poważnego uszkodzenia każdego czołgu. TM-41 była miną skonstruowaną bardziej finezyjnie, wykorzystującą metalową obudowę. Zawierała 3.9 kg materiału wybuchowego, mniej niż JaM-5, jednak nadal dość, by zerwać gąsienicę. Od tej pory czerwonoarmiści mogli zwalczać czołgi wroga za pomocą dość poręcznych ładunków, jednak wprowadzenie nowych granatów i min było tylko częściowym rozwiązaniem problemu, wywołanego przez brak odpowiednich dział przeciwpancernych. Rosjanie nadal czekali na swoją „wunderwaffe”.
Polecamy e-book: „Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”
Niszczycielskie czworonogi
Jedna z potencjalnych odpowiedzi nadeszła z dość nietypowego kierunku. Nowa broń... szczekała. Pod koniec 1941 roku wprowadzono do akcji oddziały psów-samobójców. Każdy z nich miał na sobie 700 g materiału wybuchowego, detonowanego poprzez poruszenie 20 cm pręta, sterczącego z ładunku zamontowanego na grzebiecie psa (istniała także „wersja” z ładunkiem czasowym). Ładunek ten był najczęściej tylko detonatorem dla kostek TNT zawieszonych na grzbiecie i po bokach zwierzęcia, które mogło mieć łącznie na sobie ponad 12 kilogramów materiału wybuchowego (być może niektóre psy nosiły na sobie dodatkowo butelki z substancja zapalającą).
Psy szkolono, by wchodziły pod czołgi. Trenowano je poprzez uczenie ich wchodzenia pod traktory, podkładając tam różne smakołyki. W teorii, na polu walki pies powinien „skojarzyć” czołg z miejscem, pod którym znajduje się przysmak, i ochoczo pod niego wbiec. Detonacja tak znacznego ładunku pod dnem wozu gwarantowała zniszczenie pojazdu i śmierć załogi. Nie wiadomo jednak, ile takich jednostek stworzono, ani ile „psów przeciwpancernych” w rzeczywistości użyto w akcji. Niemcy starali się im przeciwdziałać choćby poprzez kuszenie psów kiełbasą, co czasem przynosiło bardzo pozytywne skutki. Oficjalna instrukcja podawała jednak tylko jedną metodę: „Psy przeciwpancerne odstrzeliwać”.
Butelki z benzyną na czołgi?
Skoro „cudowne” środki zawiodły, a materiały wybuchowe nie zawsze były wystarczające, pozostawała jeszcze jedna metoda niszczenia czołgów – ogień. Bronią kojarzoną „od zawsze” z ZSRR jest „koktajl Mołotowa”, choć za stworzenie tej nazwy są odpowiedzialni najprawdopodobniej Finowie. Sporządzenie butelki zapalającej jest niezwykle proste. Wystarczy napełnić dowolną szklaną butelkę (po piwie, oranżadzie czy winie) benzyną, a szyjkę zatkać jakąś szmatą. Potem wystarczy jedynie podpalić szmatę i rzucić całość w kierunku celu. Znacznie bardziej niebezpiecznym narzędziem jest profesjonalnie przygotowana butelka z mieszaniną zapalającą, a ta z kolei jest mniej efektywna od mieszanek samozapalających.
Decyzja o uzbrojeniu radzieckich żołnierzy w tego typu broń zapadła 7 lipca 1941 roku. Stosowano kilka rodzajów mieszanek. Pierwsze z nich, numer 1 i 3 były w rzeczywistości zagęszczoną benzyną samochodową. Płyn można było podpalić na kilka sposobów. W niektórych wypadkach stosowano substancję opartą na kwasie siarkowym, zamkniętą w dwóch papierowych tubkach i przymocowaną do butelki za pomocą zwykłych gumek. Po stłuczeniu się butelki benzyna inicjowała reakcję chemiczną, doprowadzającą do zapłonu mieszanki. Inne butelki wyposażano w dwie ampułki z odpowiednim związkiem chemicznym, tłukące się przy uderzeniu razem z całym „granatem”. Rzecz jasna, w razie potrzeby, można było obwiązać je jakąś szmatą, przywiązać do niej zapałki etc.
Płyn KS miał trochę bardziej złożoną budowę. W jego skład wchodził fosfor i siarka, przez co mieszanka zapalała się samoczynnie po kontakcie z powietrzem. Z tego też powodu zalecano, by w razie braku odpowiedniej ilości zapalników do butelek napełnianych mieszaniną nr 1 i 3, zaatakować cel najpierw za pomocą butelką KS, a potem butelkami bez zapalników. Płonąca mieszanina KS zapalała płyn wyciekający z rozbitych butelek. Właściwości płynu KS, w połączeniu z prawie „spożywczym” wyglądem butelki, przyczyniły się niestety do wypadków wśród amatorów mocnych (i darmowych) trunków.
Płyn KS znalazł zastosowanie w wielu innych rodzajach uzbrojenia, jednak najciekawszym z nich był chyba ampulomet, również wprowadzony do walki w „gorącym” roku 1941. Broń ta stanowiła jedną z dziesiątek konstrukcji pojawiających się podczas II wojny światowej na całym świecie, mających rozwiązać problem krótkiego zasięgu skutecznego butelek zapalających. Konstrukcyjnie, bardzo przypominała brytyjskie miotacze Northovera. Najważniejszą częścią broni była stalowa rura o średnicy wewnętrznej ok. 127 mm i ok. 102 cm długości, zakończona z jednej strony prostym zamkiem. Pocisk, szklaną kulę o wadze do 1.8 kg napełnianą płynem KS, wkładano od wylotu, natomiast nabój miotający ładowano od tyłu. Działo mogło zwalczać cele opancerzone na dystansie do 250 metrów, choć na celność ognia niewątpliwie duży wpływ miały prymitywne przyrządy celownicze, jak i sam kształt pocisku.
Ampulomet pozwalał na zaatakowanie wrogiego pojazdu bronią zapalającą z odległości większej niż maksymalny zasięg rzutu człowieka, ale na tym kończyły się jego zalety. Przede wszystkim, mieszaniny zapalające, nawet tak zaawansowane jak KS, nie są dobrym sposobem na szybką eliminację czołgu. Jeśli płyn nie wleje się do środka pojazdu (a do oblania go płynem potrzeba by znacznej ilości trafień) lub nie zaleje przedziału silnikowego, czołg pozostanie w pełni sprawny. Sam płyn wypalał się zresztą dość szybko. Pocisk przeciwpancerny wystrzelony z armaty czy kilogram materiału wybuchowego przyłożony w odpowiednim miejscu były znacznie skuteczniejsze od najbardziej zaawansowanej mieszanki zapalającej. Dlatego właśnie ampulomety wycofano z użytku w drugiej połowie 1942 roku.
Wymienione tu konstrukcje w żadnym wypadku nie wyczerpują bogactwa rozwiązań, jakie Rosjanie zastosowali w 1941 roku, desperacko usiłując zatrzymać nacierające niemieckie kolumny. Historycy chyba już na zawsze będą podzieleni co do skuteczności tych prób. Jedni przyznają zwycięstwo „generałowi Zimie”, inni napiszą kolejne pochwały pod adresem T-34. Mimo sporów, jedno jest pewne. ZSRR wykazał się zaskakującą elastycznością pod względem produkcji i dopuszczania do produkcji nowych typów uzbrojenia. W kilka miesięcy radzieccy konstruktorzy opracowali i wdrożyli do produkcji nowe rodzaje min, granatów i dział. Nie wszystkie z nich sprawdziły się na polu bitwy, jednak niektóre weszły na stałe do radzieckich arsenałów. „Kolos na glinianych nogach” okazał się okrutnym, ale i pomysłowym przeciwnikiem.
Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką”:
Bibliografia:
Źródła:
- Instrukcja piechoty. Granaty ręczne, Warszawa 1951.
- Merkblatt über russische Spreng-und-Zünd-mittel, Minen und Zünder, Berlin 1942.
- Rucznyje granaty, Moskwa 1943.
Opracowania:
- Bieszanow W., Pogrom pancerny 1941, Warszawa 2009.
- Drabkin A., Podwójny żołd, potrójna śmierć, Gdańsk 2009.
- Grossman W., Pisarz na wojnie. Na szlaku bojowym Armii Czerwonej 1941-1945, Warszawa 2006.
- Jędrzejewski D., Lalak Z., Niemiecka broń pancerna 1939-1945, Warszawa 1997.
- Kaczyński A., Psy niszczyciele czołgów [w:] Militaria XX wieku 4(16)/2010. Wydanie specjalne nr 16.
- Rottman G. L., Soviet rifleman 1941 – 45, Oxford 2007.
- Rottman G. L., World War II Infantry Anti-Tank Tactics, Oxford 2005.
- The encyclopedia of weapons of World War II. The comprehensive guide to over 1,500 weapons systems, including tanks, small arms, warplanes, artillery, ships and submarines, pod. red. Chrisa Bishopa, London 2002.
- Zaloga S. J., Ness L. S., Red Army Handbook 1939-1945, Phoenix Mill 1998.
Strony internetowe (dostęp: 22.06.2011):
- http://battlefield.ru/en/firearms/344-molotov-coctail.html
- http://www.lexpev.nl/grenades/sovietbalkan/russia/rpg41.html
- http://www.lexpev.nl/grenades/sovietbalkan/russia/rpg41.html
- http://www.lexpev.nl/minesandcharges/sovietbalkan/russia/tm41.html
- http://www.lexpev.nl/minesandcharges/sovietbalkan/russia/yamserie.html
Redakcja: Tomasz Leszkowicz
Zobacz też:
- 70 lat temu rozpoczęła się Operacja „Barbarossa”;
- Stalingrad – wojna szczurów;
- „Efektywna i cicha broń” – pika lorda Crofta;
- Panjandrum – rakietowe koło śmierci;
- „Strzelisz bracie, to mało ci głowy nie urwie!” Broń przeciwpancerna we wspomnieniach polskich żołnierzy;
- „Panzerknacker” — komiks przeciwko czołgom;
- Trudne początki słynnej „bazooki”.