1888: rok trzech cesarzy
Ten tekst jest fragmentem książki Katji Hoyer „Krew i żelazo”.
Długowieczność Wilhelma I była dla wielu zaskoczeniem. Mając w chwili powstania Cesarstwa Niemieckiego bez mała siedemdziesiąt cztery lata, kajzer przeżył jego burzliwą ewolucję i stał się narodowym symbolem o wymiarach nieomal mitycznych, chociaż cokolwiek wbrew własnej woli. Na dworze spodziewano się, że będzie władał nowym państwem przez pierwsze kilka lat, a potem ster rządów przejmie jego syn jako Fryderyk III. To budziło nadzieję w jednym obozie politycznym, ale strach w drugim, gdyż następca tronu od dawna otwarcie krytykował konserwatywny kurs ojca i Bismarcka. Opowiadał się za bardziej liberalną polityką, przewidującą reformę parlamentarną i zbliżenie z Wielką Brytanią, a nie z Rosją.
Angielska żona Fryderyka, Wiktoria, kobieta inteligentna, nie zwykła owijać w bawełnę i mająca cięty język, przysporzyła sobie na dworze wielu wrogów. Zachowywała się swobodnie i bezceremonialnie wtrącała się w sprawy męża, co dla wielu konserwatystów świadczyło o braku taktu i intryganctwie. Ponieważ miała znacznie silniejszy charakter niż małżonek, zaczęto plotkować, że to ona nakłania Fryderyka do przeciwstawiania się ojcu. Kiedy Wilhelm się postarzał, w obu obozach politycznych zaczęło się niecierpliwe oczekiwanie. Liberałowie liczyli na zmiany w duchu swego programu, konserwatyści, a także sam Bismarck, obawiali się politycznego zwrotu.
Mijały jednak lata, a stary cesarz nie umierał. Powstała dziwna sytuacja. Swoją pozycję polityczną umacniał nie tylko następca tronu, lecz także jego syn. W latach osiemdziesiątych ten ostatni, późniejszy Wilhelm II, miał dwadzieścia kilka lat. Jego dziad nadal panował i był w stanie kierować nawą państwową do spółki z Bismarckiem, a tymczasem młody książę zaczął intrygować przeciwko własnym rodzicom. Byłoby to niemożliwe, gdyby Fryderyk i jego żona panowali już jako cesarz i cesarzowa. Ponieważ młody Wilhelm nie ukrywał, że brzydzi się liberalizmem swych rodziców i bardziej odpowiadają mu konserwatywne poglądy dziadka, dworacy byli coraz bardziej zdezorientowani. Nie wiedzieli, czy stawiać na ojca czy na syna, żeby zachować w przyszłości wpływy polityczne. Obu pokoleń Hohenzollernów nie sposób było zadowolić. W końcu jednak zagadka rozwiązała się sama. 12 listopada 1887 roku podano oficjalnie do wiadomości, że Fryderyk jest nieuleczalnie chory na raka krtani. Było jasne, że nie ma przed sobą długiego życia. Ci, którzy mieli nadzieję na nowy okres liberalizmu w polityce niemieckiej, przeżyli gorzki zawód. Od tej pory urzędnicy dworscy zabiegali już tylko o względy młodego Wilhelma. Jego ojciec przestał się liczyć.
Wobec choroby Fryderyka Bismarck musiał pilnie przygotować się do współpracy z cesarskim wnukiem. Poprzez swego syna Herberta już od dłuższego czasu utrzymywał nieomal ojcowskie stosunki z przyszłym cesarzem, wtajemniczając go w arkana dyplomacji, dworskich intryg i polityki. Stawką był dorobek całego życia kanclerza. Na widnokręgu majaczyła groźba wojny z Rosją, a w kraju jego doktryna „nasycenia” Niemiec była coraz ostrzej krytykowana; nawoływano do ekspansji i budowy imperium kolonialnego. Ruch socjalistyczny rozrósł się i umocnił, a coraz częstsze strajki zagrażały spoistości struktury społecznej Rzeszy. Młody pretendent, wobec sędziwego wieku dziadka i śmiertelnej choroby ojca, musiał zostać starannie przygotowany do objęcia tronu. Bismarck nie ukrywał, że uważa go za „człowieka porywczego [który] nie trzyma języka za zębami, jest łasy na pochlebstwa i mimo woli może wciągnąć Niemcy w wojnę”. Należało nad nim czuwać, bo gotów był wszystko zrujnować i wtrącić Niemcy w przepaść jakimś przejęzyczeniem albo jedną ze swoich gaf dyplomatycznych.
Stary kajzer zmarł 9 marca 1888 roku w wieku dziewięćdziesięciu lat, a tron objął jego syn jako Fryderyk III. Ponieważ panował tylko dziewięćdziesiąt dziewięć dni, zanim umarł na raka, nie było czasu na zmiany personalne ani polityczne na dworze. Jeśli Wiktoria sądziła, że będąc przez krótki czas cesarzową, a potem matką panującego cesarza, zyskała wpływ na niemiecką politykę, to była w błędzie. Stosunki między nią a synem od początku nie układały się najlepiej. Ostatnie lata przed rokiem 1888 naznaczone były jednak taką wzajemną nieufnością, że Wilhelm publicznie chciał zerwać z matką. Kiedy Fryderyk dowiedział się, że ma raka, Wiktoria nie wierzyła w konieczność operacji i zaufała opinii swego angielskiego lekarza, który twierdził, że mężowi wystarczy odpoczynek. Wilhelm kazał przeprowadzić sekcję zwłok ojca i patolog znalazł dużą ilość rakowatej tkanki w gardle zmarłego, co dowodziło, że choroba była bardzo zaawansowana. Wiktoria więc myliła się, odradzając leczenie operacyjne. Było to kolejne potwierdzenie złośliwych plotek, że jest intrygantką stojącą za wszystkimi chybionymi decyzjami Fryderyka. Kiedy 15 czerwca 1888 roku dwudziestodziewięcioletni Wilhelm został cesarzem niemieckim, dla Wiktorii nie przewidziano u jego boku żadnej roli.
Wilhelm całkowicie zgadzał się z Bismarckiem, że ten ostatni jest niezastąpiony. Na razie. „Z początku nie dam sobie rady bez kanclerza – pisał – ale mam nadzieję, że z czasem […] będę mógł zrezygnować ze współpracy z księciem Bismarckiem”. Było jednak jasne, że nie ma między nimi tak bliskiej więzi politycznej i uczuciowej, jaka łączyła jego dziada z Żelaznym Kanclerzem. Jeśli Wilhelm I niechętnie zgodził się na zjednoczenie Niemiec jako narzędzie rozszerzenia władzy Prus, jego wnuk chciał panować nad wszystkimi Niemcami w stylu absolutyzmu oświeconego. Miał się za nowe wcielenie Fryderyka Barbarossy i chciał znów doprowadzić Niemcy do wielkości.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Katji Hoyer „Krew i żelazo” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki Katji Hoyer „Krew i żelazo”.
W takiej wizji nie było miejsca na kanclerzy, ministrów i realistów politycznych. Wilhelm, w typowy dla siebie sposób przeceniając własną charyzmę, liczył, że będzie kochany i szanowany przez poddanych – a w razie czego będzie budził w nich strach – dzięki samej sile swojej osobowości. Zupełnie nie rozumiał zawiłości bismarckowskiej polityki zagranicznej i wewnętrznej, dzięki której Cesarstwo Niemieckie istniało jako całość i mogło wspaniale prosperować. Sprawy nie ułatwiało to, że ustrój Bismarcka całkowicie opierał się na jego szczególnych stosunkach z Wilhelmem I – jeden grał w nich rolę dominującą, a drugi podrzędną. Dwóch upartych Prusaków u steru niemieckiego okrętu nie wróżyło nic dobrego.
Na zatarg między monarchą a jego kanclerzem nie trzeba było długo czekać. Ruch socjalistyczny zyskiwał coraz większe poparcie w fabrykach i na ulicach, Bismarck więc postanowił zaostrzyć ustawę antysocjalistyczną i przedłużyć ją bezterminowo, praktycznie zakazując wszelkiej działalności robotniczej. Było pewne, że takie posunięcie wzmoże niezadowolenie robotników i popchnie ich do masowych strajków. A wówczas stary kanclerz stanie się niezbędny Wilhelmowi, który będzie potrzebował doświadczonego człowieka do rozwiązania problemu. W październiku 1889 roku Bismarck wniósł swój projekt pod obrady Reichstagu i Wilhelm przestraszył się, że będzie to bardzo zły początek jego panowania. Wiedząc, że nawet dyskusja o projekcie wywoła gwałtowne demonstracje i strajki, które trzeba będzie tłumić zbrojnie, zażądał od Bismarcka złagodzenia nowych przepisów. W dekrecie z 4 lutego 1890 roku oświadczył kanclerzowi, że jest „zdecydowany przyłożyć rękę do poprawy położenia niemieckich robotników”. Chciał być kochany przez poddanych, a krwawa masakra robotników na pewno by w tym nie pomogła.
Bismarck jednak od dziesięcioleci przywykł do tego, że władca słucha go we wszystkim bez szemrania, i nie ustąpił ani na krok. Liczył, że Wilhelm w końcu da za wygraną. Reichstag jednak czekał tylko na taką okazję. Po latach wszechwładzy Bismarcka nawet jego sprzymierzeńcy, na przykład działacz partii Centrum Peter Reichensperger, poczuli, że czas Żelaznego Kanclerza minął. Skwapliwie pozwolili, żeby jego projekt został odrzucony. Na czele podzielonego narodu nie było miejsca dla dwóch silnych osobowości.
Dopiero 18 marca 1890 roku, po kilkumiesięcznych wahaniach, Bismarck podał się do dymisji. Po wyborach z 20 lutego w Reichstagu powstał bardzo niekorzystny układ. Socjaldemokraci zwiększyli swój stan posiadania o dwadzieścia cztery mandaty, stając się największą partią pod względem odsetka oddanych głosów (19,7 procenta), a reformatorsko nastawiona partia Centrum pozostała największym stronnictwem w parlamencie (106 miejsc). Kanclerz rozpaczliwie pragnął zachować władzę i gotów był na zupełnie drastyczne rozwiązania. Jeszcze 2 marca snuł plany całkowitego obalenia istniejącego ustroju. Zaproponował cesarzowi, żeby porzucili dotychczasowy system z buntowniczym Reichstagiem i rządzili we dwójkę, wspólnie podejmując decyzje. Kiedy nic z tego nie wyszło, próbował odnowić konserwatywny sojusz z partią Centrum. 12 marca złożył jej przywódcy, Ludwigowi Windthorstowi, formalną ofertę. Ten jednak również odmówił, uważając trafnie, że dni starego Prusaka są policzone i że realna władza spoczywa już w rękach Wilhelma II. Wiedział poza tym, że duża część strajkujących jest katolikami: jeśli miał nie stracić głosów w następnych wyborach, musiał dążyć do spełnienia przynajmniej niektórych żądań robotniczych. Nie mógł i nie chciał pomagać staremu politykowi, którego gwiazda wyraźnie gasła. Bismarck pozostał więc sam między wrogo usposobionym Reichstagiem a głodnym władzy kajzerem, który tylko czekał okazji, żeby go zdymisjonować.
Ostatni akt dramatu rozegrał się rankiem 15 marca 1890 roku. Po przebudzeniu Bismarck otrzymał wiadomość, że za godzinę Wilhelm oczekuje go w Urzędzie Spraw Zagranicznych (Auswärtiges Amt). Nieduży, acz elegancki dom przy Wilhelmstraße 76 znajdował się tuż obok pałacu pod numerem 77, w którym mieszkał kanclerz. Piętrowy budynek był zawsze nieco zbyt mały dla Urzędu Spraw Zagranicznych, ale jego położenie bardzo odpowiadało Bismarckowi jako kierującego wewnętrznymi i zagranicznymi sprawami Rzeszy. Kiedy stary junkier przybył na spotkanie, Wilhelm w obecności najbliższych doradców politycznych i wojskowych emocjonalnym tonem oświadczył, że cofa mu swoje poparcie. Niezręczna scena pokazała wszystkim, że to koniec Żelaznego Kanclerza: straciwszy zaufanie monarchy, Bismarck nie miał innego wyjścia, jak zrzec się urzędu. Napisanie prośby o zwolnienie ze stanowiska zajęło mu dwa dni, co dowodzi, jak doniosłe było to wydarzenie i jak bardzo dbał Bismarck o swój wizerunek w oczach współczesnych i potomnych.
W eleganckim liście, będącym nawet jak na niego stylistycznym majstersztykiem, całą odpowiedzialność za swoją dymisję składał na cesarza:
„Wobec mego przywiązania do służby monarchii i Waszej Cesarskiej Mości oraz długoletnich stosunków, które dotąd uważałem za trwałe, zerwanie dotychczasowej więzi z Najjaśniejszym Panem tudzież całym życiem politycznym Rzeszy i Prus jest dla mnie bardzo bolesne… Prośbę o zwolnienie z piastowanych stanowisk złożyłbym Waszej Cesarskiej Mości już dawno, gdybym nie odnosił wrażenia, że jest wolą Waszej Cesarskiej Mości korzystać z doświadczenia i zdolności wiernego sługi Jego przodków. Odkąd się upewniłem, że Wasza Cesarska Mość ich nie potrzebuje, mogę wycofać się z życia politycznego bez obawy, że decyzja moja uznana zostanie przez opinię publiczną za niewczesną”..
Ustąpienie Ottona von Bismarcka ze stanowiska oznaczało początek nowego okresu w dziejach zjednoczonych Niemiec: osobistych rządów Wilhelma II. Niemcy odprawiły swego doświadczonego pilota, a stery przejął trzydziestojednoletni kajzer. Na oczach Niemiec, Europy i świata kończyła się stara epoka, a zaczynała nowa.