„12:08 na wschód od Bukaresztu” (film) – recenzja i ocena filmu

opublikowano: 2011-04-15, 18:14
wolna licencja
Kino rumuńskie od kilku lat przeżywa swoje wielkie chwile. Wiąże się to z dojściem do głosu nowego, niezmanierowanego pokolenia twórców, wśród których prym wiodą tacy reżyserzy jak Cristian Puiu, Cristian Mungiu czy Corneliu Porumboiu. Ich filmy, choć często są mocno osadzone w rzeczywistości rumuńskiej czasów komunizmu i transformacji, zdobyły szereg nagród na festiwalach międzynarodowych. Symbolem tej rumuńskiej „nowej fali” stała się rozliczeniowo-refleksyjna komedia Porumboiu „A fost sau n-a fost?”, dość nieszczęśliwie przetłumaczona na „12:08 na wschód od Bukaresztu”.
reklama
Reżyseria: Corneliu PorumboiuScenariusz: Corneliu PorumboiuZdjęcia: Marius PanduruMuzyka: RotariaCzas trwania: 89 minProdukcja: RumuniaData polskiej premiery: 2007Ocena naszego recenzenta: ++9/10++(jak oceniamy książki i filmy?)

W Vaslui, prowincjonalnym mieście na wschodzie kraju, dyrektor lokalnej telewizji postanawia zorganizować rocznicową debatę, by ustalić czy miasto uczestniczyło w rewolucji. Kryterium jest proste: jeśli 22 grudnia 1989 roku miały miejsce protesty przed 12:08, kiedy Ceausescu uciekł z Bukaresztu, wówczas miasto także miało swój udział w obaleniu reżimu. W tym celu zaprasza niestroniącego od kieliszka nauczyciela historii z lokalnego liceum i emeryta, który dorabia, przebierając się za Świętego Mikołaja. Wspólnymi siłami, przy wsparciu telewidzów, mają oni ustalić, czy Vaslui zasłużyło się dla wyzwolenia Rumunii spod neostalinowskiego reżimu.

Film, jak większość rumuńskich rozliczeń z rewolucją, daleki jest od jakiegokolwiek triumfalizmu. Trudno się zresztą dziwić; gwałtowny charakter wydarzeń z końca 1989 roku, a następnie trauma tzw. mineriad, w czasie których wspierani przez rząd górnicy „rozprawili się” z demonstrującą opozycją, a także umocnienie się u władzy dawnych aparatczyków, którzy uratowali skórę, pozbywając się dawnego pryncypała po parodii procesu. W tej sytuacji trudno się dziwić, że w rumuńskich filmach postrzeganie rewolucji dalekie jest od euforii i patosu, który towarzyszy np. polskim produkcjom. Zresztą, tak naprawdę, „12:08 na wschód od Bukaresztu” nie jest filmem o historii, lecz o pamięci i szacunku, jaka należy się zwykłym ludziom, zarówno tym, którzy uczestniczyli w walce z reżimem, jak również tym, którzy starali się trzymać jak najdalej od Wielkiej Historii, a chcieli po prostu „pojechać na ferie nad morze”.

W przypadku odbiorcy polskiego, film ten zachowuje dużą aktualność. W kraju, w którym panuje atmosfera prześcigania się w „antykomunistycznym kombatanctwie”, często nadal modne jest wzajemne okładanie się teczkami i wykorzystywanie mitu „Solidarności” do partyjnych rozgrywek, taki głos jest dość słyszalny. I może lepiej mniej krzyczeć o naszym przejściu od demokracji ludowej do demokracji, bo wśród powszechnego opluwania się traumą trudno o sensowną refleksję…

Korekta: Justyna Piątek

reklama
Komentarze
o autorze
Michał Wasiucionek
Absolwent historii UW, niespełniony socjolog i antropolog, obecnie doktorant historii w European University Institute we Florencji. Zajmuje się historią Europy Południowo-Wschodniej w epoce nowożytnej, głównie Mołdawią i Imperium Osmańskim. Po godzinach zajmuje się światem pozaeuropejskim (głównie islamskim) w epoce nowożytnej, metodologią historii i podróżowaniem. Jego ostatnimi prywatnymi odkryciami są powojenne Włochy i polski funk lat 70.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone