Gajusz Juliusz Cezar – „Wojna galijska” – recenzja i ocena
Gajusz Juliusz Cezar – „Wojna galijska” – recenzja i ocena
Ulubieniec Fortuny, sympatyk Apollina
„Naga, prosta i pełna wdzięku, bez wszelkich ozdób krasomówczych, jakby się pozbyła ubrania” – tak wspaniałą prozę Cezara charakteryzuje Marek Tulliusz Cyceron. Zaciekły, sprowadzony następnie do parteru polityczny przeciwnik Juliusza powiada: „Cezar chciał dać innym materiał do napisania historii, ale chyba głupiec o to się pokusi, by jego styl ufryzować; ludzi rozumnych raczej odstraszy od pisania, ponieważ w historii nie ma większej zalety nad prostotę i zwięzłość” (tłum. J. Parandowski).
Klarownie werbalizowane myśli, przejrzystość stylu, szyk i gracja wojennego raportu – owe akcentowane od stuleci przymioty cezariańskiej narracji i dziś budzą zachwyt. Dzieło czyta się jak wieści z frontu – bez kwiecistej wybujałości, stylistycznych ornamentów, górnolotnej retoryki. Uprowadzony do Galii wczesnych chwil prokonsulatu Cezara, zrazu słyszy odbiorca o wielkiej migracji Helwetów, brutalnie udaremnionej pod Bibracte. Występuje Juliusz jako wielki protektor Galów przed srogimi Germanami Ariowista, zwycięzca Belgów, armorykańskich Wenetów, obrońca przed Tenkterami i Uzypetami, pogromca nieprzeliczonej rzeczy celtyckich i germańskich plemion. Niestrudzenie w ślad za Cezarem dwukrotnie przekraczamy Ren, zmierzając w nieprzebyte bory Germanii. Pokonujemy La Manche, by towarzyszyć legionom w wojnie z Katuwelaunami i Trynobantami. Przybrany ojciec Augusta opowiada o szczwanym, zdolnym do wszystkiego Ambioryksie i tragedii Alezji, bronionej przez niestrudzonego Wercyngetoryksa.
Emanujący z opisu zbrojnych kampanii wzór zwięzłości dopełniają rozdziały o prawach, obyczajach, ustroju rodowym, gospodarce i władzy u Galów, Germanów, Brytów. Suchość i rzeczowość, przybrane w trzecioosobową formę, pozwalają zwycięzcy spod Tapsus zdać relację z siedmiu lat po drugiej stronie Alp, na krańcach znanego Rzymianom świata. Nie brnąc w popisy oratorstwa, antycznym zwyczajem wymyśla wszakże Cezar mowy i własne, i nieprzyjacielskich wodzów. Lekturę kończy oczywista konkluzja: mieszkańcy Trzech Galii sami poprosili o pomoc. On, potomek Wenery i Eneasza, postępuje sprawiedliwie, unika bezsensownego okrucieństwa. Szczodrze okazując sławną clementia Caesaris („łagodność Cezara”), nie pierwej napada, nim spróbuje porozumień z plemienną starszyzną.
To właśnie zasadnicza intencja kolegi Krassusa i Pompejusza z tzw. I triumwiratu – przedstawić swoją rolę w świetle nieskalanym cieniem podejrzenia o osobiste ambicje czy butę. „Commentarii de Bello Gallico” to doskonały instrument autopropagandy Cezara. Pozorując ściśle faktograficzną, bezstronną opowieść, unika autor wyrażeń wartościujących własne dokonania. Czytającym „Komentarze” Rzymianom wystarczyć ma opis zwycięstw i chwały skrywającego się za parawanem „skromności” triumfatora. Zręcznie pomija zatem poważne błędy taktyczne po wkroczeniu do kraju Nerwiów, szybko zajmując odbiorcę opisem męstwa legionistów, obronną ręką wychodzących z zasadzki. O bitwie pod Gergowią opowiada, jak gdyby była ona chwalebnym zwycięstwem nieposkromionych kwirytów. Nawet w najcięższych zmaganiach pada niewielu Rzymian, wrogów zaś – nieprzebrane zastępy. Co i raz akcentowany jest heroizm Rzymian, jak w obrazie rywalizacji i poświęcenia popkulturowo utrwalonych postaci Tytusa Pullona i Lucjusza Worenusa.
Budując obraz militarnego geniuszu, Cezar epatuje liczebną potęgą wroga: 263 tys. Helwetów i 105 tys. ich sojuszników, z czego idealnie czwarta część to wojownicy. Ewidentne zmyślenia wzrastają z każdą kolejną kampanią: następnym razem Galów jest 430 tys., na odsiecz Alezji spieszy blisko ćwierć miliona. Można to oczywiście tłumaczyć koszmarnym, rzymskim zapisem liczb i problemami z późniejszymi odpisami. Ówczesnego odbiorcę to nie obchodziło. Miał trwać w nabożnym podziwie wobec kunsztu genialnego stratega, którego po tak wielkich czynach sitwa starców z senatu chce ciągać po sądach i śmie wzywać do złożenia prokonsularnej godności.
Ósmą księgę napisał, zapewne już po idach marcowych, Aulus Hircjusz, jeden z najlepszych oficerów Juliusza, autor ksiąg o wojnie aleksandryjskiej, afrykańskiej i hiszpańskiej, niezmiennie dla Cezara szczęśliwych. Sama Księga VIII napisana jest z większym polotem, aniżeli zasadnicza część dzieła. Hircjusz wyraźnie obwieszcza ludzkości te cechy, jakie gwarantowały zdobywcy Galii niezmienne powodzenie: zdolność szybkiego podejmowania decyzji, konsekwencja i determinacja w działaniu, charyzma i nieprzeciętna umiejętność zjednywania sobie ludzi.
„O wojnie galijskiej” to literacki pomnik propagandy zwycięstwa grabarza republikańskiego ustroju. Dzieło, które w swoich czasach tak doskonale spełniło polityczne założenia, swoim znaczeniem dalece wykroczyło poza cele, jakie stawiał sobie autor. Stało się wzorem prostej, komunikatywnej łaciny, pierwowzorem zapisu wojennych czynów, pierwszą czytanką dla adeptów ojczystego języka niegdysiejszych panów świata. Ze wszech miar oczywiste przeto, że samo dzieło nie zasługuje na ocenę inną, aniżeli 10/10.
Nieprzeniknione wyroki Bellony
Nowe wydanie Bellony zachęca przyjemną estetyką twardej oprawy. Umieszczono tam wizerunek samego wodza. Tył oprawy to kilka zdań o kampaniach galijskich i krótki biogram wielkiego reformatora.
Tadeusz Woźniak, autor polskiej wersji, jest błyskotliwym tłumaczem, znanym z pracy nad licznymi publikacjami. W jego przekładzie ukazały się takie dzieła, jak np. „48 podobieństw psiaków i dzieciaków”, „Zupy. 30 smakowitych przepisów”, „Beksa”, „Mali astronauci”, „Szymek Brudas”, „Marika, dziewczynka z gór”, „Pora na drinka”, a nawet „Jak uchronić się przed koronawirusem SARS-CoV-2”.
Otóż to! Wydanie nie jest tłumaczeniem oryginału, a... przekładem przekładu. Bellona korzystała z angielskiego tłumaczenia autorstwa W.A. MacDevitta „De Bello Gallico & Other Commentaries”. Już samo to stawia pod znakiem zapytania sens publikacji. Wydawnictwu najwyraźniej od początku nie towarzyszyła ambicja stworzenia nowej translacji oryginału, która godnie kontynuowałaby tradycję pamiętnego wydania Ossolineum.
Jedyny dotąd polski przekład „O wojnie galijskiej”, pióra prof. Eugeniusza Konika, nie był, skądinąd, wolny od niedostatków, na które swego czasu zwracali uwagę Roman Konik czy Stanisław Stabryła. Wspaniałe, monumentalne wydanie Ossolineum z 1978 roku otwierała jednak przedmowa i obszerny komentarz historyczny. Przedstawiono sylwetkę Cezara i społeczno-polityczny pejzaż jego czasów. Na każdej stronie dostępne były szczegółowe przypisy, w których uczony wyjaśniał przeinaczenia i nader oszczędną miejscami prawdomówność autora, akcentował błędy, które triumwir wskazywał mimochodem, tłumaczył pojęcia i instytucje, omawiał rolę bohaterów opowieści. Co najważniejsze, z przypisów czytelnik poznawał chronologię podboju Galii. Wzorem rzeszy antycznych autorów, Cezar, jak powszechnie wiadomo, dat nie podaje.
W przekładzie Bellony czytelnik oczywiście żadnej przedmowy, wprowadzenia ani komentarza nie znajdzie. Tadeusz Woźniak to niezwykle kompetentny, biegły w fachu tłumacz języka angielskiego. Co oczywiste jednak, nie należy w tym przypadku oczekiwać wprowadzenia w arkana starożytnego Rzymu. Nie ma przedmowy, czytelnik nie dowie się zatem, jak powstała „Wojna galijska”, jakie są jej walory literackie i miejsce w literaturze rzymskiej. Do rąk czytelników trafia goły przekład, wzbogacony nielicznymi przypisami o bardzo lakonicznej treści. Edycja pozbawiona jest cech wydania krytycznego. Odbiorca sam musi znać daty dzienne (wydawca informuje, że każda z ośmiu ksiąg odpowiada wydarzeniom kolejnych lat 58-51 przed Chr.), przypisy nie zawierają bowiem śladu chronologii. Srogi zawód przeżyje nabywca książki, szukając kalendarium, posłowia, o indeksie postaci czy nazw geograficznych nie wspominając. Jeżeli jakimś trafem nie wie, czym była „Prowincja Bliższa”, „Prowincja Dalsza” tudzież „wojna kasjańska”, przypisy mu nie pomogą. Te, a i owszem, występują, i to w liczbie 36 w całości dzieła. Wyjaśnione są niektóre podstawowe pojęcia, np. kalendy kwietniowe, system straży nocnych, legat, pilum czy trybun wojskowy. Nie zapomniano wyłożyć, kim był Gajusz Mariusz albo Kwintus Fabiusz Maksymus Kunktator, resztę osób dramatu zbywając milczeniem. Jeżeli początkujący, a wnikliwy adept dziejów Imperium chce się czegoś dowiedzieć o wojnach galijskich, zweryfikować rewelacje propagandowej narracji Cezara, musi zasiąść do lektury albo z opracowaniami pod ręką, albo z otwartą wyszukiwarką. Sporadycznie zdarzają się niepoprawne odmiany wyrazów czy typowe błędy redakcyjne, np. „(...) którym w dużym stopniu stopnia pomogło przejęte od nas wyszkolenie (...)” (s. 30).
Werdykt
Z tym jest największy problem. Nieśmiertelną twórczość Cezara oceniono powyżej. Na podobną notę zasługuje estetyka nowego wydania. Jak wszakże skomentować resztę? Nierzadko się słyszy, że piękno dzieł Gajusza Juliusza oddaje dopiero oryginał. W tym przypadku dostajemy przekład z przekładu. Czytelnikowi, poszukującemu wydania z aparatem krytycznym, należytym opracowaniem i objaśnieniami, a przy tym – translacją pióra jednego z najwybitniejszych znawców Rzymu w polskiej historiografii – pozostaje wypatrywać bezwstydnie drogich obecnie, starszych wydań Ossolineum. Recenzowaną edycję można określić jako zmarnowaną szansę godnego przypomnienia literackiego dorobku „wieczystego dyktatora”.