Wstydliwa Reformacja?
Przywilejem Sejmu RP jest ogłaszanie „patronów” nadchodzącego roku. Ma to wymiar nie tylko symboliczny, ale inspiruje także działania instytucji kultury, uczelni czy szkół na rzecz rozpowszechniania wiedzy o konkretnej postaci czy wydarzeniu. W przyszłym roku spodziewać się możemy wysypu publikacji, wystaw, konferencji dotyczących Tadeusza Kościuszki, Józefa Piłsudskiego, Josepha Conrada-Korzeniowskiego, św. Adama Chmielowskiego i bł. Honorata Koźmińskiego. 2017 ogłoszony został też Rokiem Rzeki Wisły.
Świat nie zapomni
W tym panteonie zabrakło niestety miejsca na wspomnienie o Reformacji, która w przyszłym roku obchodzić ma 500 lat swojego istnienia. Jak poinformował portal ekumenizm.pl, pomimo zgłoszenia takiej propozycji przez grupę posłów, została ona przez Komisję Kultury i Środków Przekazu zignorowana. Komisja nie tyle odrzuciła ten wniosek, co w ogóle nad nim nie procedowała.
Decyzja ta – zwłaszcza wobec deklarowanego przywiązania większości sejmowej do rodzimej tradycji i historii, oraz chęci jej rozpowszechniania na świecie – jest cokolwiek dziwna. Przyszłoroczne obchody 500-lecia Reformacji nie będą wydarzeniem lokalnym. Wspólnoty protestanckie rozsiane są po całym świecie, stanowiąc częstokroć dobrze zorganizowane, albo wręcz dominujące grupy religijne. Lepszej okazji na podkreślenie naszego wkładu w historię powszechną nie będzie. Niestety, Polska na własne życzenie z tych obchodów się wycofuje.
Można by to jeszcze zrozumieć, gdyby w naszych dziejach wątek reformacyjny był nieznaczącym zdarzeniem i ewentualne obchody byłyby jedynie dorabianiem ideologii na potrzebę chwili. Tymczasem jest przecież zupełnie inaczej. Faktem jest, że współczesna Polska jest pod względem wyznaniowo-religijnym krajem dość homogenicznym. Nurty reformacyjne znajdują się w mniejszości, co sprawiać może wrażenie, że tak było od wieków. Kto jednakże wykracza w znajomości historii naszego kraju ponad szczegółowe statystyki dotyczące husarskich potyczek, z pewnością wie że to nieprawda.
Epizod reformacyjny?
Polski epizod reformacyjny to coś więcej niż tylko wpisywanie się w uniwersalną tematykę czy rozpatrywanie dziejów z perspektywy tematu „Słoń, a sprawa polska”. To ważna część europejskiej przeszłości, której – nie wiedzieć czemu – wstydzimy się. Kiedy rodził się protestantyzm Królestwo Polskie nie funkcjonowało przecież na uboczu tych wydarzeń. Ferment religijny dotarł i tutaj, trafiając zresztą na przyjazny grunt.
Z drukarni krakowskich na cały Stary Kontynent słane były protestanckie pisma i traktaty teologiczne, polscy magnaci wymieniani byli zaś w dedykacjach największych myślicieli Reformacji, co świadczy z pewnością o tym, że wspierali ich nie tylko dobrym słowem, ale także groszem. W Polsce schronienie i zwolenników znalazł Faust Socyn, którego arianizm inspirował później holenderskich i angielskich kwakrów, wraz z nimi docierając do Ameryki Północnej.
Niezależnie od edyktów antyreformacyjnych Zygmunta Starego, Reformacja na ziemiach polskich miała swobodę rozwoju rychło stając się fascynacją tutejszych elit i niepisaną modą rodzimego renesansu. Na synodach protestanckich brylowały takie postacie jak Jan Firlej, marszałek wielki koronny i wojewoda krakowski, Mikołaj Sienicki, wielokrotny marszałek sejmowy, jeden z wybitniejszych polityków w naszych dziejach, twórca polskiego języka prawnego, Stanisław Szafraniec z Pieskowej Skały, ród Zborowskich, czy Mikołaj Rej, poeta i piewca mowy polskiej Sprzyjał temu mecenat księcia Albrechta Hohenzollerna, lennika króla polskiego, a zarazem władcy pierwszego luterańskiego państwa na świecie.
Jeśli do tego dodamy, że wielkim polemistą z ideami reformacyjnymi był polski biskup Stanisław Hozjusz, to widać wyraźnie, że Reformacji nie można traktować jego wydarzenia bez znaczenia. Bez przesady można powiedzieć, że bez polskiego wkładu dzieje protestantyzmu mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej. Jan Łaski Młodszy, uchodzący za symbolicznego ojca polskiego kalwinizmu, doczekał się zresztą miejsca na pomniku Reformacji w Genewie, co jest najbardziej namacalnym świadectwem, że nasza tradycja nie funkcjonowała obok przemian reformacyjnych, ale w samym ich środku.
Polecamy e-book Sebastiana Adamkiewicza „Zrozumieć Polskę szlachecką”
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Akt godny pomników
Polski wkład w Reformację to nie tylko sam jej rozwój, ale też klimat polityczny w jakim powstawała. O ile w Europie zachodniej podziały religijne stricte pokrywały się z ambicjami politycznymi, o tyle w Polsce nie jest to już tak oczywiste. Akt konfederacji warszawskiej (1573 rok), choć jest dokumentem regulującym sytuację w kraju w okresie bezkrólewia, nie przypadkowo zawiera przecież punkt dotyczący pokoju między różnowiercami. Polska szlachta uznała tym samym, że wyznanie nie jest przeszkodą w posiadaniu praw obywatelskich, co wyprzedzało przecież myślenie ówczesnej epoki, która kwestie religijne rozpatrywała z perspektywy patrymonialnej zasady „kogo władza tego religia”.
Konfederacja warszawska spełnia tym samym normy nowoczesnego aktu prawnego, do których zapisów Europa dojrzała dopiero 200 lat później. Dość powiedzieć, że ten sam zapis znalazł się później w artykułach henrykowskich, uznany został więc za jeden z fundamentów prawnych Rzeczpospolitej. Oczywiście, krytycy mogą powiedzieć, że w przypadku zapisu o tolerancji zabrakło aktów wykonawczych, że wystąpienia antyprotestanckie nie były rzadkością, a w połowie XVII wieku „państwo bez stosów” było jedynie wspomnieniem. Tak to prawda, ale czy ktoś wypomina, że francuski edykt nantejski też nie przetrwał nawet 100 lat?
W jednym ze swoich historycznych felietonów zmarły niedawno Janusz Tazbir pisał:
Trudno pojąć przyczyny, dla których nie tylko francuskie media, ale i tamtejszy świat naukowy starają się przedstawić edykt nantejski jako pierwszy tej wagi akt tolerancji i to w skali całego kontynentu.
W innym miejscu tego samego tekstu załamywał zaś ręce nad wywiadem francuskiego historyka Jeana Delumeau, który w rozmowie z „Le Monde” zupełnie ignorował fakt istnienia polskiego aktu tolerancji z 1573 roku. Wybitny polski historyk pisał ze wściekłością dającą się wyczytać między słowami:
Jak widać Delumeau, podobnie jak autorzy syntez na temat Europy wydawanych w Paryżu, Londynie, czy Rzymie, urywa jej granice gdzieś na Łabie. Liczy się tylko zachodnia część kontynentu i z nią bywa porównywane francuskie nowatorstwo. Francuskiego badacza wydają się niewiele obchodzić stosunki wyznaniowe panujące w środkowowschodniej części kontynentu.
Rzeczpospolitej nie warci
To co stało się w Sejmie jest odpowiedzią na bezradne wołanie profesora o docenienie rodzimego wkładu w historię świata. Polscy posłowie, którzy na co dzień gardłują o tym jak bardzo Polskę i Polaków krzywdzi się na świecie, jak łatwo przylegają do nas złe opinie i pomówienia, pozbawili się szansy na choćby próbę zmiany tego sposobu patrzenia. Zwyciężyła zaściankowość i prowincjonalizm, połączony z neoficką gorliwością godną największych bigotów. Przegrała jak zwykle historia, która w tym wszystkim wydaje się najmniej ważna. Jeśli posłowie zapominają o wielkim dziedzictwie dawnej Rzeczpospolitej, to znaczy, że nie są tego dziedzictwa warci. Trzeba zapytać otwarcie, parafrazując Gogola: czego się wstydzie, sami siebie się wstydzicie?
Polska powinna w przyszłym roku z całym światem obchodzić Rok Reformacji. Powinna przypomnieć o konfederacji warszawskiej, o Janie Łaskim, o Fauście Socynie, czy nawet Stanisławie Hozjuszu (któremu osobiste zaangażowanie w walkę z Reformacją nie przeszkadzało w przyjaźni z protestantami) i całym lokalnym wkładzie w ten ważny moment w dziejach świata. Obywatelskość i nowatorstwo myślenia naszych przodków to nasza uniwersalna marka, dużo bardziej wartościowa od największych szarż skrzydlatej jazdy. Jeśli sami się jej pozbywamy, to może szkoda czasu na gadanie o polityce historycznej, bo z niej została już tylko polityka… bieżąca.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz