Tomasz Szerszeń – „Podróżnicy bez mapy i paszportu” - recenzja i ocena
W historii naszej kultury byli jednak ludzie, którzy obiektem badań uczynili swe marzenia, łącząc w ten sposób naukowość z nastawieniem artystycznym. Tomasz Szerszeń w swojej książce pt. Podróżnicy bez mapy i paszportu eksploruje nieznany obszar środowiska badaczy wywodzących się z surrealizmu, którzy łączyli w jedną całość postawę naukową z artystyczną, niejednokrotnie ocierając się w swych badaniach o szaleństwo.
Kluczową postacią, wokół której Szerszeń buduje swoją narrację jest Michel Leiris – francuski etnolog, pisarz i poeta, a także podróżnik, awanturnik i częsty bywalec różnej maści burdeli. W Polsce jest to postać wciąż mało znana. Wspomina o niej Tomasz Swoboda w Historiach oka, gdzie Leiris stoi ramię w ramię z Georgesem Bataille i Mauricem Blanchotem. Wszyscy oni byli w równym stopniu opętani fantazmatem oka. Książka Szerszenia nie jest powtórką z rozrywki, którą zafundował nam Swoboda, ale stanowi dla niej dobry kontekst, rozjaśniający nieco mroczne środowisko francuskich surrealistów parających się nauką.
Trzeba jednak pamiętać, że w tym wypadku nigdy nie będziemy wiedzieć wszystkiego, a to, co najciekawsze zostanie dla nas na zawsze zakryte. Część z tych osób należała bowiem do tajnych stowarzyszeń, o których znamy jedynie mniej lub bardziej prawdziwe plotki. Wystarczy wspomnieć związaną przede wszystkim z Bataille radykalną grupę Acephalé, której celem była reaktywacja sacrum we współczesnym świecie. Chodziło o takie poczucie świętości, które nacechowane byłoby ambiwalencją w pełnym znaczeniu tego słowa. Byłoby ono tym, co pociąga i odpycha jednocześnie, co jest dobre i złe, moralne i immoralne, racjonalne i irracjonalne. O tego rodzaju sacrum pisał m.in. Rudolph Otto w swej książce pt. Świętość. Elementy irracjonalne w pojęciu bóstwa i ich stosunek do elementów racjonalnych. Istotne są również inspiracje socjologią Emilé Durkheima, który w Elementarnych formach życia religijnego wskazywał dokładnie na ten sam, dwuznaczny charakter sacrum, pokazując jednocześnie jego związek ze strukturą społeczną.
Wracając jednak do książki Szerszenia, ciekawa wydaje się jego próba rozpoznania dyskursu artystyczno-naukowego tworzonego przez ludzi związanych z czasopismem Documents. W tym dziwnym, nie tylko jak na swoje czasy, magazynie (o ile można tak o nim mówić), obrazy i pismo funkcjonowały na równych zasadach, tworząc oniryczny świat, w którym czytelnik mógł się zgubić. Nie chodziło tam wyłącznie o informację. Był to także obszar projekcji tego, kto podjął się tej lektury. Wielość interpretacji była czymś pożądanym, a nawet koniecznym. Każdy widział, mógł zobaczyć tam to, co (podświadomie) chciał widzieć, a następnie poddać swoje subiektywne doświadczenie interpretacji i dowiedzieć się czegoś o samym sobie. Na tym polega „koło hermeneutyczne”, w którym obraca się rozumiejące życie człowieka.
Estetyka Documents przypomina projekt Aby`ego Warburga, historyka kultury i etnologa, który zrewolucjonizował współczesną myśl na temat sztuki, tworząc słynne czarne tablice z obrazami, połączonymi prawami analogii, zależnej od tego, kto je ogląda. Podobnie w Documents obrazy tworzą różne konstelacje, których kształt zależy w dużym stopniu od czytelnika. Królują tu zbliżenia, które sprawiają, że obiekty na fotografiach stają się niejednoznaczne. Wstrząsające jest przede wszystkim to połączenie realności jakie daje nam fotografia (wyrażającej się w przekonaniu, że to, co możemy zobaczyć na zdjęciu faktycznie istnieje w zewnętrznym świecie), z surrealistycznym wyglądem tych przedmiotów (sprawiających, że nasza percepcja kieruje się raczej do wnętrza nas samych). W efekcie pozostajemy rozdarci między jednym światem a drugim. Jest to obszar, z którego surrealizm czerpie swą moc.
W podobnym położeniu znajduje się każdy etnolog, który styka się z obcą kulturą. Jest on jednocześnie wewnątrz i na zewnątrz siebie. Musi nieustannie monitorować swoje subiektywne doświadczenie, analizować je i badać. Nie chodzi o to, że jego zanurzenie w rodzimej kulturze zafałszowuje jego doświadczenie kultury obcej. To jest oczywiste i nie ma od tego ucieczki. Jedyne do czego ma dostęp to swoje własne spostrzeżenia i fenomenologiczna analiza tego, jak mu się ona jawi. Te doświadczenie może następnie opisać, a to jak to zrobi zależy od języka, którego używa. „Granice języka, oznaczają granice mojego świata” – twierdził Ludwig Wittgenstein. Wynika z tego, że im bogatszy, bardziej obcy nam język, tym większe prawdopodobieństwo, że opisze trafnie doświadczenie obcej kulturowo rzeczywistości. W tym właśnie miejscu nauka łączy się ze sztuką.
Książka Szerszenia jest nie tylko bardzo interesująca, ale również inspirująca. Trudno jej cokolwiek zarzucić. Być może miejscami przeszkadza nazbyt barokowy język autora, ale w kontekście tego, co napisałem powyżej jest to uzasadniony zabieg. Nie dając jednoznacznych odpowiedzi, pozycja ta prowokuje do rozmaitych przemyśleń. Dlatego zainteresować powinna nie tylko specjalistów, ale wszystkich, którzy poszukują własnej drogi myślenia pomiędzy nauką a sztuką. W środowisku, o którym pisze Szerszeń mogą oni odnaleźć dobry przykład.