Timothy Snyder: Gdyby Holokaust był unikalny, nie mielibyśmy problemu
Amerykański historyk 23 października gościł w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Podczas briefingu prasowego towarzyszyli mu prof. Dariusz Stola, dyrektor Muzeum i Henryk Woźniakowski, prezes Wydawnictwa Znak. Na spotkanie autorskie, które poprowadził dziennikarz „Polityki” Adam Szostkiewicz, przybyły prawdziwe tłumy. Jaka książka wzbudziła takie zainteresowanie?
Według Timothy’ego Snydera pozycje dotyczące Holokaustu zazwyczaj dają się zaklasyfikować do jednej z trzech grup. Albo mamy do czynienia z literaturą wspomnieniową o randze klasyków, tytuły wpisujące się w historiografię danego narodu lub głosy w zataczającej szerokie kręgi dyskusji o sposobach mówienia i pamiętania o Shoah.
Tymczasem on sam w swoich badaniach sięga do mało znanych żydowskich świadectw i zawartych w nich obserwacji, które nie funkcjonują w powszechnej świadomości. Wychodzi z założenia, że nie ma dostatecznie szerokich ram narodowych dla opisywania Holokaustu. Zadaje także pytanie: Pamięć – czego? I odpowiada: Pamięć jest – w tym przypadku – silniejsza od historii. W tym kontekście jego szczególne obawy budzi zwłaszcza popularna tendencja do traktowania Shoah jako tematu dyskursywnego.
W swojej najnowszej monografii Timothy Snyder przyjmuje tezy inne niż te powszechnie spotykane. Antysemityzm Hitlera wcale nie stanowi dla niego wytłumaczenia Holokaustu. Wręcz przeciwnie, radykalność tych poglądów każe zapytać: jak można je było wcielić w życie? Historyk przypomina także o ówczesnej panice ekologicznej, która nakazuje hasło Lebensraum (przestrzeni życiowej) traktować dosłownie. Wreszcie, określa Hitlera nie mianem nacjonalisty czy dyktatora, ale anarchisty zoologicznego.
Za początkową cezurę Holokaustu Profesor przyjmuje okres lata-jesieni 1941 r., kiedy to Niemcy przy pomocy miejscowych kolaborantów przystąpili do masowego mordowania Żydów na zajmowanych terenach sowieckich. Za kluczowe dla swoich rozważań uznaje lata 1938-1941, choć poszukiwanie przyczyn Zagłady, rysowanie tła wymagało jeszcze dalszego sięgania w przeszłość.
Polecamy e-book „Czy Zygmunt III Waza zasłużył na niesławę?”
Wśród zjawisk, które w świetle badań Snydera stanowiły nieodłączny czynnik umożliwiający Zagładę, ważne miejsce zajmuje upadek państwowości, rozkład struktur państwowych. Trzeba podkreślić, że ludobójstwo Żydów dokonało się na terenach pozbawionych suwerennej władzy. We Francji najliczniejszą grupą, która zginęła w Holokauście, byli polscy Żydzi – ponieważ nie posiadali obywatelstwa. Z kolei największe szanse na niesienie ratunku od Zagłady mieli dyplomaci, gdyż mogli dostarczać dokumenty i funkcjonowali w formalnych strukturach. Niewielu ludzi decydowało się na pomoc i ratowanie Żydów.
Jak zauważa Snyder, tylko nieliczni uratowani byli/są w stanie określić motywację osób, którym zawdzięczają przeżycie. Podobnie ratujący w większości przypadków nie są w stanie określić takiej motywacji. Zdaniem autora wynika to z tego, że takiej motywacji nie było. Jak można pomagać, jak można nie ulegać w sytuacji, gdy państwa nie ma? Udzielanie pomocy wynikało z etyki poszczególnych jednostek. W odniesieniu do współczesnych realiów oznacza to, że przede wszystkim powinniśmy skupić się na tym, jak stworzyć sytuację, w której nie będziemy musieli zdać tego egzaminu. W większości przypadków nie bylibyśmy w stanie go zdać - puentował Snyder.
Zgodnie z początkowymi założeniami, w swojej książce zbadał on sytuację wielu państw. Jego zdaniem we wszystkich wypadkach mamy do czynienia z jedną historią opowiadaną innymi słowami. Powtarza się pewien wzór okoliczności, które zachodziły. Zdaniem Snydera bardzo częstym błędem metodologicznym w badaniach nad Zagładą jest traktowanie Niemców jako jedynego modelu społeczeństwa. To dla wojennych zachowań tego narodu przedstawiany jest kontekst, podczas gdy dla innych pojawiających się w rozmaitych narracjach takiego kontekstu często brakuje. Tymczasem wszelkie ideologiczne uwagi są istotne jeśli podajemy także ich uwarunkowania społeczne, gdy wiemy, dlaczego to właściwie było takie trudne.
W końcu, Snyder odniósł się do popularnego w Polsce i w Niemczech przekonania, że w badaniach nad Holokaustem zbliżamy się do wyczerpania tematu. Jego zdaniem jest wręcz przeciwnie i znajdujemy się dopiero na początku drogi. Nie mamy bowiem wciąż wystarczającej wiedzy, żeby teoretyzować – a mimo to z uporem próbujemy to robić. Wchodzimy na zbyt wysokie poziomy abstrakcji, podczas gdy rozpaczliwie potrzebne są dalsze szczegółowe studia. W tym kontekście historyk wyraził nadzieję, że Czarna ziemia stanowi interpretację tego, co już wiemy. Jest też pokłosiem spotkań odbytych w ciągu dwóch lat po premierze Skrwawionych ziem i rozwinięciem tamtejszych treści w sferze interpretacyjnej.
Narracja Snydera dotyka problemów przytłaczających. W odpowiedzi na pytanie jak był Pan w stanie powstrzymać się od rozpaczy? autor odpowiedział, że warto jest badać problemy trudne i że wtedy kategoria rozpaczy w ogóle nie znajduje zastosowania. Może z tą myślą należy przystąpić do lektury Czarnej ziemi ? Spotkanie z Timothym Snyderem daje nadzieję na dzieło ważne ze względu na rozmiary i intelektualnego, i duchowego wyzwania, jakie stawia przed czytelnikiem.