Senacka fikcja
Skąd w polskim ustroju wziął się senat? U progu kształtowania się demokracji szlacheckiej senat był niczym innym jak dawną Radą Królewską, złożoną z najwyższych urzędników państwowych i dostojników kościelnych. Starannie wyselekcjonowana przez monarchę grupa osób, która miała mu nie tylko doradzać w najistotniejszych sprawach, ale czasem także brać na siebie brzemię odpowiedzialności. Być może senat stałby się czymś jeszcze ważniejszym gdyby nie działalność ruchu egzekucyjnego i związany z nią wzrost znaczenia izby poselskiej jako właściwego miejsca rozstrzygania sporów. Jeszcze przywilej mielinicki z 1501 roku nadawał senatowi daleko idące prerogatywy, a wśród nich ustawodawcze i kontrolne. Senat mógł nawet wypowiedzieć posłuszeństwo królowi. I choć senatorowie często się na jego zapisy powoływali, to jego zapisy nie były respektowane przez społeczność szlachecką. Nie oznaczało to oczywiście braku autorytetu wśród senatorów. To na nich skierowane były oczy opinii szlacheckiej u progu bezkrólewia po śmierci Zygmunta Augusta, oni wobec śmierci króla mieli być gwarantem ciągłości państwa i funkcjonowania jego instytucji.
Cała historię Rzplitej można opisać w kategoriach sporów między senatem a izbą poselską, sporów czasem twórczych, a czasem kompletnie jałowych, przypominających bardziej rywalizację skonfliktowanych ośrodków władzy. Tym niemniej zarówno senat jak i izba poselska stanowiły ważne elementy rodzimego parlamentaryzmu. Senat był emanacją elity politycznej, izba zaś opinii narodu szlacheckiego. Tworzyło to zdrową równowagę pomiędzy władzą a społeczeństwem obywatelskim, angażowało w kreowanie sytuacji politycznej nie tylko wąską oligarchię, ale także naród polityczny jako taki. Senat nie miał bowiem charakteru doradczego. Był równoprawnym elementem władzy. To wszak od jednomyślnej decyzji senatu, króla i izby poselskiej uzależniano ważność podejmowanych uchwał.
Nie można się więc dziwić, że wraz z odzyskaniem niepodległości część stronnictw politycznych nie wyobrażała sobie jednoizbowego parlamentu. Dwuizbowość miała być prostym nawiązaniem do tradycji dawnej Rzeczpospolitej, której kontynuatorem chciała być II RP. Ten senat niewiele miał jednak wspólnego ze swym pierwowzorem. Wybierany w wyborach pięcioprzymiotnikowych, w tym samym czasie co izba niższa parlamentu był w istocie emanacją tej samej decyzji wyborczej. Dla zachowania powagi i autorytetu podniesiono jedynie wiek biernego i czynnego prawa wyborczego, co miało zapewnić, że do senatu kandydować będą ludzie doświadczeni i dojrzali. Tacy też mieli o wyborze decydować. Ograniczono też jego rolę do głosu sprawdzającego i kontrolującego. Senat mógł jedynie zawieszać ustawy bądź zgłaszać poprawki. Miał więc być izbą refleksji, jeszcze jedną przeszkodą, która udoskonalać miała projektowane prawo. Poniekąd nawiązywało to do dawnej tradycji wotowania senatorskiego, ale jednak było to jedynie mgliste skojarzenie.
Zobacz też:
Sytuację senatu zmieniła radykalnie konstytucja kwietniowa. Zbliżono się w niej do staropolskiego ideału izby reprezentującej elity polityczne. Bierne prawo posiadała wąska grupa osób, a czynne ci którzy ukończyli 40 lat. 1/3 senatu wybierał także prezydent. Oczywiście tak uformowany senat miał jedynie ugruntować władzę sanacji, sprawić, aby izba wyższa była gwarantem utrzymania się u sterów rządu. Nie szła więc za tym chęć stworzenia izby refleksji, ale kolejnego zabezpieczenia obozu sanacyjnego.
Mimo to senat urastał do rangi symbolu wolności i niepodległości. W czasie referendum ludowego w 1946 roku, to właśnie pytanie o senat (według oficjalnych wyników) otrzymało najmniejszą ilość odpowiedzi na TAK. Natomiast zgodnie z opublikowanymi po 1989 roku utajnionymi wcześniej protokołami referendalnymi z Małopolski (co uznać można za wynik zbliżony do prawdziwego) ponad 70% obywateli opowiedziało się przeciw likwidacji senatu. Dlatego w czasie obrad Okrągłego Stołu przywrócenie senatu potraktowano jako ważny krok w stronę niepodległości, zwłaszcza że wybory do tej izby miały być w pełni wolne. Tak też potraktowano senat w czasie debat konstytucyjnych w latach 90. Miał on być przede wszystkim symbolem wolności, choć jednocześnie starano się go uformować na izbę refleksji. Jaki był efekt tych starań?
Polecamy e-book Sebastiana Adamkiewicza „Zrozumieć Polskę szlachecką”
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Współcześnie z senatem mamy problem. Mimo, że jego uprawnienia służyć mają kontroli tego co wychodzi z sejmu, to bardzo rzadko można mówić o faktycznej refleksji prawnej, lecz raczej o politycznych zamówieniach. Senat jest niestety marionetką w rękach głównych sił politycznych z niższej izby parlamentu i niewiele wskazuje na to, aby miało się to zmienić. Wada jest jedna: wybór w tym samym czasie co wybory do sejmu powodują, że senat jest w prostej linii emanacją wyniku wyborów do izby niższej. Senat powiela więc układ polityczny z sejmu, co oczywiście wyklucza jakąkolwiek refleksyjność. Wadę tę pogłębiła większościowa ordynacja w okręgach jednomandatowych. O ile jeszcze cztery lata temu pojawili się w senacie kandydaci niezależni, o tyle w tym trudno o takich mówić. W zasadzie wszyscy związani są z jedną z dwóch głównych partii w Polsce. Tym samym senat trudno traktować jako izbę refleksji. Przy takim układzie trudno tego wymagać. Rzutuje to oczywiście na autorytet senatu i samym senatorów, który jest nikły.
Obecna formuła senatu w żaden sposób nie nawiązuje do staropolskiego pierwowzoru. Również w politycznym wymiarze bardziej odgrywa rolę historycznego symbolu wolności niż izby o realnym wpływie na rzeczywistość. Trzeba więc dziś poważnie zastanowić się czy taka formuła ma sens, i czy w ogóle istnieje uzasadnienie dla istnienia senatu. Jeśli mielibyśmy sięgnąć w przeszłość to takie łatwo znaleźć. Nasi przodkowie nie śpieszyli się z przyjmowaniem nowych uchwał. Dochodzenie do konsensusu, ucieranie stanowisk wydawało im się przepisem na dobre prawo. Senat jako izba refleksji jest więc potrzebny. Tyle, że należałoby zupełnie zmienić formułę jego wyboru. Być może powinien być wybierany w innym terminie niż sejm, może zawęzić należy grupę osób z biernym prawem wyborczym (np. wprowadzić cenzus doświadczenia parlamentarnego), wprowadzić wybory proporcjonalne bez progów wyborczych, które rozliczane byłyby w skali okręgu, a nie całego kraju, a może rozwiązaniem byłaby lista krajowa. A może w ogóle senat nie powinien być wybierany, ale konstruowany na zasadzie nominacji prezydenta, sejmu, samorządu terytorialnego i środowiska akademickiego? Poważna debata na ten temat powinna się niewątpliwe zacząć, bo po pierwsze dokonujemy coraz głębszej dewaluacji symbolu, a po drugie z czysto praktycznych powodów istnienie senatu traci sens.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Polecamy e-book Sebastiana Adamkiewicza „Zrozumieć Polskę szlachecką”
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Redakcja: Tomasz Leszkowicz