Rick Stroud - „Porwanie na Krecie” - recenzja i ocena

opublikowano: 2016-06-27, 09:30
wolna licencja
W greckiej wyspie Kreta tkwi jakaś magnetyczna siła. Spowodowała ona, że to właśnie tam doszło do najbardziej spektakularnych akcji komandosów w czasie II wojny światowej. Dlaczego właśnie tam, a nie gdzieś indziej?
reklama
Rick Stroud
„Porwanie na Krecie. Prawdziwa historia porwania nazistowskiego generała”
cena:
39,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Magnum
Tłumaczenie:
Jacek Potocki, Elżbieta Potocka
Rok wydania:
2016
Okładka:
z dwoma skrzydełkami
Format:
B5
ISBN:
978-83-64094-44-6

W czasie ostatniego kryzysu ekonomicznego Grecy w akcie desperacji zaproponowali Unii Europejskiej, żeby od ich zadłużenia wobec niemieckich banków odjąć reparacje wojenne, jakie Niemcy byli winni Grekom (i nigdy nie wypłacili). Polacy oraz Rosjanie lubią podkreślać, że u nich niemiecka okupacja była prawdziwą walką na śmierć i życie, a kraje zachodnie doświadczyły co najwyżej drobnych niedogodności. Ale wśród krajów szczególnie doświadczonych przez historię Grekom również należy się miejsce.

Dobrym tego przykładem jest Kreta. Zaczęło się jeszcze latem 1941 r., gdy spadochroniarze gen. Kurta Studenta nagłym atakiem z powietrza zaatakowali czujących się w miarę bezpiecznie na wyspie aliantów. Żołnierze niemieccy z 7. Dywizji Lotniczej oraz 22. Dywizji Powietrznodesantowej udowodnili jednak, że czasy gdy Royal Navy stanowiło o sile Imperium Brytyjskiego minęły bezpowrotnie. Dla mieszkańców Krety zaczął się czas brutalnej okupacji, której symbolem stał się gen. Friedrich Wilhelm Muller, który zapracował sobie na miano „rzeźnika z Krety”.

Hans Frank stwierdził kiedyś, że gdyby drukował obwieszczenia o egzekucjach na Polakach w rewanżu za zabicie Niemca, to zabrakłoby mu lasów. Na Krecie było inaczej, co nie znaczy, że nie było brutalnie. Skalista wyspa, zamieszkiwana przez przyzwyczajonych do swobód i obytych z bronią górali, nie była dla Niemców placówką wypoczynkową. W gruncie rzeczy kontrolowali oni jedynie większe miasta, zaś prowincję utrzymywali raczej siłą swojej agentury oraz rutynowymi patrolami.

Z kolei Kreteńczycy, inspirując się doświadczeniami sięgającymi czasów walk z Turkami, po staremu zbierali się w niedostępnych kryjówkach by raz na jakiś czas znienacka zaatakować niemieckich żołnierzy. Obowiązywała zasada oko za oko. Gen. Muller z iście niemiecką subtelnością, przy wsparciu plutonów egzekucyjnych, próbował uspokoić sytuację na wyspie. W efekcie stał się obiektem polowania urządzonego na niego przez SOE (czyli brytyjskie [Special Operations Executive]) oraz greckich partyzantów.

reklama

O tym jest właśnie książka Ricka Strouda, napisana żywym językiem, momentami przypominająca bardziej opowieść szpiegowską w stylu Iana Fleminga. Autor doskonale wie jak budować napięcie, w czym pomaga mu z pewnością wieloletnie doświadczenie reżyserskie (ukoronowane nagrodami). Można wręcz przyznać, że Stroud stworzył przy tej okazji całkiem niezły scenariusz na film sensacyjny, osadzony w latach II wojny światowej.

Głównym bohaterem historii jest Kreta, a po krótkim przedstawieniu samej wyspy, zaczyna się zawiązywać akcja. Temu służy przedstawienie losów operacji „Merkury” w wykonaniu niemieckich falschmirjager Kurta Studenta. Później imperium zła zaczyna swoje krwawe rządy, aż do momentu gdy z zewnątrz przybywa grupa beztroskich wojowników, którzy używając swych umiejętności oraz fantazji porywają generała. W tym momencie pojawia się nieoczekiwany element humorystyczny. Porwano bowiem nie tego generała, którego zamierzano, choć oczywiście w niczym nie zmniejszyło to poziomu niebezpieczeństwa wyprawy. Wisienkę na torcie jest również pewien polski akcent, więc i czytelnicy znad Wisły nie będą zawiedzeni.

W beczce miodu musi się znaleźć łyżka dziegciu. Choć Autor daje wyraźnie do zrozumienia, że solidnie przygotował się do napisania tej pozycji, nie zadał sobie niestety trudu umieszczenia informacji z jakich materiałów korzystał. Pozostawia to uczucie sporego niedosytu. Co prawda ciężko wymagać od pasjonatów-amatorów trzymania się standardów historyka, ale są szanse, z których trzeba zrobić użytek. Ale nawet pomimo tej słabości, książka Strouda to porządna sensacja, w sam raz na lato.

reklama
Komentarze
o autorze
Michał Staniszewski
Absolwent Wydział Historycznego UW, autor książki „Fort Pillow 1864”. Badacz zagadnień związanych z historią wojskowości, a w szczególności wpływu wojny na przemiany społecznych, gospodarczych i kulturowych - ze szczególnym uwzględnieniem konfliktów XIX wieku.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone