Rekonstrukcja historyczna jest dla mnie żywą lekcją historii
Zobacz też: „Posiew pod ostatni czyn orężny”. Tradycje powstania styczniowego w II RP
Kamil Kartasiński: Czy Żuawów Śmierci można uznać za komandosów Powstania Styczniowego?
Robert Osiński: Bezwzględnie była to elita wojsk powstańczych. W jednostce Żuawów Śmierci pod dowództwem francuskiego oficera, Franciszka Rochebrune'a, służyli ludzie bardzo dobrze wyszkoleni, ideowi. Proszę pamiętać, że były to głownie osoby, które posiadały pewne wykształcenie, nie byli bezmyślną zbieraniną. Żołnierze, którzy służyli w tej jednostce, byli późniejszą kuźnią kadr dla innych oddziałów powstańczych. Podajmy przykłady. Stanisław Grzegorzewski – sierżant Żuawów – brał udział w wyprawie na Poryck, a por. Ludomir Cywiński, chorąży sztandaru Żuawów, miał własny oddział powstańczy.
K.K.: Dlaczego zajmuję się Pan rekonstrukcja historyczną?
R.O.: Zadecydował o tym przypadek. W Grochowiskach, gdzie miała miejsce jedna z największych potyczek Powstania Styczniowego od 1963 roku odbywały się uroczystości, które przygotowywał miejscowy regionalista – pan Wacław Żelichowski. Uroczystości z mniejszym lub większym natężeniem odbywały się co roku. W 2000 roku, po raz pierwszy na tych uroczystościach zjawiła się grupa rekonstrukcyjna, którą dowodził mój przyjaciel Andrzej Grzelec. Dwa lata później sam wziąłem udział w rekonstrukcji już w mundurze Żuawa Śmierci. Dlaczego Żuawa? Przypadkowo na giełdzie staroci w Kielcach kupiłem austriacki sztucer Lorenza, w który byli uzbrojeni żołnierze Rochebrune'a. Później wystarczyło dorobić resztę i tak zaczęła się moja historia z rekonstrukcją historyczną. W kolejnych latach nasza skromna grupa systematycznie się powiększała.
K.K.: Proszę opowiedzieć więcej o funkcjonowaniu GRH „Pułk Żuawów Śmierci”...
R.O.: Oczywiście sam nie mógłbym nic zdziałać. Mam bardzo dobrego przyjaciela, Roberta Matusika, który jest nauczycielem historii w Zespole Szkół Techniczno-Informatycznych w Busku-Zdroju. Większość członków naszej grupy rekrutuje się właśnie spośród uczniów tej szkoły. Robert, mając kontakt z młodzieżą, wie komu może zaufać. Choć korzystamy wyłącznie z replik, jest to wciąż broń. Mogą się nią posługiwać tylko ludzie zdyscyplinowani oraz dojrzali emocjonalnie. Pierwszym zadaniem rekruta jest czyszczenie butów. Później zabieramy go na rekonstrukcję jako cywila, aby przyjrzał się oraz porobił zdjęcia. Następnym krokiem jest uczestniczenie w imprezach mniejszej rangi takich jak defilady czy warty honorowe. Dopiero po opanowaniu podstawowych chwytów bronią oraz przeszkoleniu „wojskowym” zabieramy rekruta na pole bitwy. Choć jest to wyłącznie rekonstrukcja, potrzeba dużo ćwiczeń, aby nie spanikować np. przed szarżującymi Kozakami oraz zachować szyk bojowy. Należy również zachować pewną granicę bezpieczeństwa w czasie strzelania, która wynosi od 8 do 10 metrów. Przez 14 lat naszego funkcjonowania nie zdarzył się nam żaden wypadek.
K.K.: Czy jest dużo chętnych aby wstąpić w szeregi Żuawów?
R.O.: Odpowiadając na to pytanie, przytoczę Panu pewną anegdotkę. Na początku funkcjonowania grupy we wspomnianej przeze mnie szkole śmiano się z chłopaków, którzy wstąpili w nasze szeregi. Nazywano ich pogardliwie „szwejami”, „wojakami” itd. Z czasem się okazało, że bycie w GRH jest bardzo atrakcyjne. Mało tego! Słyszałem, że chłopcy, którzy należą do naszej grupy są lepiej postrzegani przez dziewczęta. Stąd też wielu z nich stawia sobie za punkt honoru dostanie się do grupy. Chętnych jest zawsze więcej niż możliwości. Mamy obecnie uzbrojenia, umundurowania i oporządzenia dla 21 osób. Od początków istnienia Żuawów Śmierci przewinęło się przez grupę około 100 osób.
K.K.: W jakich rekonstrukcjach historycznych bierze Pan wraz ze swoją grupą udział?
R.O.: Bierzemy udział w rekonstrukcjach, które ściśle nawiązują do wydarzeń historycznych jak i tych, w których brali udział Żuawi Śmierci. Oczywiście nie jest możliwe pokazanie całej bitwy, kiedy trwała ona np. dwa dni. Możemy pokazać jedynie pewne epizody, które jednak trzymają się historycznych realiów. Niezbyt chętnie bierzemy udział w wydarzeniach, które są bijatyką dla samej bijatyki. Na szczęście z roku na rok takich rekonstrukcji jest coraz mniej. Szczególnie intensywny był dla nas rok 2013, kiedy przypadała 150. rocznica wybuchu Powstania Styczniowego. Uczestniczyliśmy wtedy w około 54 wydarzeniach. Cieszy nas również to, że widzowie rekonstrukcji zaczynają nas kojarzyć. Początkowo słyszeliśmy, że jesteśmy „Krzyżakami” czy „Turkami”. Teraz słyszymy już tylko „O, idą nasi Żuawi!”. Ludzie identyfikują się z naszą grupą. Nasz plan imprez rozpoczyna się corocznie od 22 stycznia i trwa przez najbliższe parę miesięcy.
K.K.: Jaka według Pana jest rola rekonstrukcji historycznych?
R.O.: Każda dobrze zrobiona rekonstrukcja historyczna jest swego rodzaju żywą lekcją historii. Stajemy się coraz bardziej społeczeństwem medialnym, do którego obrazy przemawiają bardziej, niż słowo pisane. Młodzi ludzie coraz chętniej uczestniczą w rekonstrukcjach, często po obejrzanej rekonstrukcji sięgają do literatury lub Internetu, aby dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Rekonstrukcje bywają także znaczącymi wydarzeniami kulturalnymi, gromadzącymi coraz większą widownię.
K.K.: Czym dla Pana jest historia?
R.O.: Mówią, że historia magistra vitae est. Historia interesowała mnie od dzieciństwa. Ojciec mój, żołnierz Kampanii Wrześniowej oraz Armii Krajowej, często zamiast bajek opowiadał mi historie partyzanckie oraz powstańcze. Szerzej tematyką Powstania Styczniowego zająłem się po śmierci mojej ciotki, która miała mnóstwo zachowanych pamiątek po moim pradziadku Józefie Osińskim, który brał udział w wydarzeniach Powstania Styczniowego i był ranny w drugiej bitwie opatowskiej. Można powiedzieć, że od lat młodości wyrastałem w tradycjach wojskowych, których moja rodzina ma bardzo dużo.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz