Przemysław Urbańczyk - „Zanim Polska została Polską” - recenzja i ocena
Zobacz też: Chrzest Polski i początki państwa polskiego
Zanim Polska została Polską Przemysława Urbańczyka miało początkowo być wznowieniem jego monografii z 2008 roku pt. Trudne początki Polski. Autor stwierdził jednak, że książki tej nie da się tej poprawić i trzeba ją napisać na nowo. Jak sam twierdzi, przyszło mu polemizować z własnymi poglądami sprzed siedmiu lat. Z poprzedniej pozostały dwa ostatnie rozdziały, zaktualizowane i częściowo zmienione.
Urbańczyk klarownie wykłada nam swój cel i prezentowane przez siebie stanowisko. Myślenie o czasach wczesnopiastowskich i „plemiennych” jest w Polsce pełne błędnych dogmatów, mylnych przeświadczeń i wygodnych wniosków. Badacze uparcie trzymają się pomysłów, które co rusz podważa archeologia, antropologia i językoznawstwo. Nie mają odwagi oderwać się od niewiele mówiących tekstów źródłowych i wejść na grząski, ale dający lepsze perspektywy, grunt nowych teorii i interpretacji. Autor, chcąc to zmienić, kreuje się na „badacza myślącego” i, choć nie mówi o tym wprost, uważa się za jednego z tych nielicznych, którzy mają niezwykłą umiejętność łączenia talentu „spekulacyjnego” z wyczerpującą wiedzą na temat źródeł. Z wyczuwalnym poczuciem wyższości podkreśla, że korzysta z ważnych zagranicznych książek, które nie wzbudziły zainteresowania jego polskich kolegów, dostrzega rzeczy przed nimi zakryte i demaskuje charakteryzujące ich myślenie zdradliwe ekstrapolacje. Uczyniwszy się poszukiwaczem historycznej prawdy, forsuje teorie dość zaskakujące. Argumentuje je sensownie, choć nierzadko w duchu sofistycznym. Jednak nie najważniejsze w jego książce będą wnioski, lecz sam proces podważania dotychczasowych poglądów i szukanie nowych rozwiązań.
W rozdziale pierwszym Urbańczyk opisuje powstawanie państw słowiańskich i skandynawskich, ale nie wchodzi w szczegóły, chce tylko pokazać podobieństwo pewnych procesów, proponuje nowe odczytanie związków miedzy Słowianami i Awarami. Rozdziały drugi i trzeci służą do omówienia najbardziej znanego postulatu Urbańczyka. Nie tylko podważa on istnienie plenienia Polan, Wiślan czy Wolinian, ale też w ogóle opowiada się za odrzuceniem kategorii „plemienia” (choć sam jednak miewa z tym problemy). Uderza w ewolucyjne pojmowanie procesu państwotwórczego i wspomina o wielkomorawskim pochodzeniu Piastów. Rozdział czwarty dotyka problemu gospodarki i szeroko pojętego pieniądza. Uwypukla zagadnienie niewolnictwa jako podstawowego sposobu finansowania państw słowiańskich, w tym rodzącej się Polski. Po szczegółowych analizach dotyczących znaczenia i roli grodów (od strony językoznawczej przez polityczną, chronologiczną do geograficznej), które nie są tak oczywiste, jak nam się wydawało, Urbańczyk przechodzi do obserwacji naszej zachodniej granicy (rozdział szósty). Przez pryzmat stosunków międzypaństwowych omawia polityczny statusem Śląska i dolnego Nadodrza (Szczecin i Wolin), dekonstruując nasze przeświadczenia co do ich zależności od Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Dalej (w rozdziale siódmym) przeczytamy o pierwszej stolicy, a raczej... o jej braku. Obszerny rozdział ósmy skupia się na Zjeździe Gnieźnieńskim i jego nieoczywistych owocach (fabularną realizację tych poglądów znajdziemy w Grze w kości Elżebiety Cherezińskiej). Rozdział ostatni pokazuje, że nazwa „Polska” (Polonia) nie pochodzi od nieistniejącego plemienia Polan, lecz jest wynikiem pomyłki, zbiegu okoliczności i politycznego wyczucia Bolesława Chrobrego.
Książkę uzupełniają dobrze wkomponowane kolorowe zdjęcia i mapy, mamy do dyspozycji obszerną bibliografię oraz indeks osobowy i geograficzny. Książka wyróżnia się stroną edycyjną, choć niestety zdarzają się też drobne błędy i literówki. Pojawiają się powtórzenia, a w tekście bardzo liczne są przypisy w systemie harwardzkim (co jednak dowodzi dużej pracy włożonej w kwerendę i budowę argumentacji). Historyk decyduje się stosować imiona i nazwy własne w ich oryginalnym brzmieniu, więc musimy przestawić się m.in. ze Świetopełka na Svatopluka, a z Lechowego Pola na Lechfeld (bywa też niekonsekwentny: mamy Vaika-Istvána i Vajka-Istvána). Monografię czyta się jednak dość dobrze. Dyskurs, mimo akademickiego piętna drobiazgowości i specjalistycznej terminologii, jest emocjonalny i żywy, dochodzi nawet do poziomu doraźnej eseistyki.
Z jednej strony recenzowana książka stara się przedstawić propozycję nowego spojrzenia na historyczne i przedhistoryczne początki Polski. Z drugiej - stanowi przetykany refleksami metodologicznymi przegląd dotychczasowym teorii i poglądów. Nie sposób nie docenić nowatorstwa i odwagi autora. Urbańczyk nie ukrywa przy tym, że niektóre ze stawianych przez niego pytań mają przede wszystkim charakter prowokacyjny. Swymi tezami chce doprowadzić do ożywienia dyskusji na temat dawnej historii ziem polskich. To także jest szczytny cel. Pomimo to, najnowsza książka Urbańczyka nie jest propozycją dla każdego. Z pewnością ucieszą się mediewiści, historycy i ludzie szczególnie zainteresowani tym wycinkiem naszej historii. Jednak czytelnicy pragnący być na bieżąco z obecnym stanem nauki mogą poczuć się rozczarowani jej doraźnym charakterem, przewagą znaczenia dyskusji nad wnioskami, czy postawą autora. Mniej zaawansowani może niech wcześniej sięgną np. po wydany niedawno „Pomocnik Historyczny” tygodnika Polityka, który jest - na dobrą sprawę - popularnonaukowym odzwierciedleniem książki Urbańczyka.