Po co mi husarskie skrzydła?
Mam dwanaście lat i na imię mi Karol. Mieszkam w dużym, drewnianym dworze, z mamą, tatą, dziadkami i czwórką rodzeństwa. Razem z nami mieszka też służba. Kilkoro z nich śpi nawet w naszym domu, a pozostali w budynkach, które stoją obok. Moja mama ma na imię Konstancja i bardzo ją kocham. Mój tata nazywa się Aleksander. Podziwiam go. Jest bardzo mądry, szlachetny i silny. Zawsze wie, co trzeba powiedzieć albo zrobić. Jest husarzem. O moim rodzeństwie opowiem później. Jeśli nie zapomnę.
Zdradzę Wam mój sekret. Chciałbym umieć latać. Jak ptaki, które dostojnie szybują po niebie albo machają skrzydłami i wzbijają się w przestworza. Ostatnio nawet kilka razy śniło mi się, że wychodzę na wysoką górę, rozkładam ręce, rzucam się przed siebie i unoszę w powietrzu. Czasami (niestety tylko w snach) moje ręce zamieniają się w skrzydła. Pióra szumią wtedy owiewane powietrzem, a ja patrzę na wszystko z góry. Jednak potem szybko się budzę. Za szybko. Nigdy nie zdążę unosić się w powietrzu tak długo, jak bym chciał.
Niedawno pan Marcin, który pracuje u mojego ojca jako stajenny, znalazł w lesie młodego orła. Powiedział, że ptak musiał wypaść z gniazda i chyba już nigdy nie będzie latał, bo ma złamane skrzydło. Pan Marcin jakoś je poskładał, ale czy się dobrze zrośnie? Nie wiadomo. Codziennie teraz chodzę do orła i karmię go kawałkami mięsa. Ma taki apetyt, że mógłby jeść cały dzień. Często biorę go na ręce. Myślę, że mnie polubił, tak jak ja jego. Nazwałem go Piórkiem, bo ma piękne pióra. Niektóre z nich wypadają, a ja je zbieram, bo zamierzam zrobić z nich husarskie skrzydła. Nie wiem, czy wiecie, ale prawdziwi husarze robią sobie skrzydła z orlich piór. Wsuwają pióra w drewniane listwy, a potem gotowe skrzydła przytwierdzają do siodeł albo do zbroi na plecach. Kiedy jadą konno, wyglądają jak orły. Z prawdziwymi skrzydłami.
Z Piórkiem połączyło nas coś jeszcze. On pewnie nie będzie już latał. Ja nie wiem, czy będę dobrze chodził. Taki się urodziłem. Dużo ćwiczę, ale chodzę powoli i trochę niezgrabnie. Moi bracia, Janek i Marek na początku śmiali się ze mnie, ale tata im wytłumaczył, że nie wolno się z nikogo naśmiewać. I, że to nie jest moja wina. Teraz mi pomagają, abym nauczył się dobrze chodzić.
Za to świetnie jeżdżę konno. Lepiej niż wszyscy, mówię Wam! Od czasu kiedy skończyłem siedem lat, jak tylko mogę, siadam na konia i jeżdżę wszędzie, gdzie się da. Chcę mieć skrzydła. Takie jakie ma ojciec. Husarskie. Będę sobie wyobrażał, że latam pędząc na koniu. Na razie podczas jazdy coraz częściej towarzyszy mi Piórko, który siada na moim ramieniu i skrzeczy coś do ucha. Może coś mi opowiada? Jak będę wiedział co, to Wam zdradzę.
Husaria, duma przedrozbiorowej armii polskiej to motyw często powracający w kulturze popularnej. „Hardy, Pióro i ja” to próba przybliżenia postaci skrzydlatych jeźdźców młodemu czytelnikowi.
– Gdzie go znowu poniosło? – załamała ręce pani Konstancja Malczewska. – Nasz syn od godziny powinien się uczyć. Czy po to zatrudniamy nauczyciela, aby Karol wiecznie się spóźniał?
Pani Konstancja była wysoką, szczupłą kobietą, o ciemnych długich włosach, które upinała wokół głowy. Stała na ganku patrząc na bramę, przez którą wjeżdżało się do majątku. Brama znajdowała się w palisadzie otaczającej dwór wraz z sąsiednimi budynkami. Teraz stała otworem, ale na noc zawsze była zamykana.
– Utrapienie z tym urwisem – powiedziała do męża, który właśnie wyszedł przed dom, słysząc podniesiony głos żony.
– Chodzi słabo, to całe dnie w siodle spędza – odpowiedział Aleksander, obejmując i lekko przyciągając do siebie Konstancję. – Skrzydła znowu wziął – uśmiechnął się do żony, rozbawiony i jednocześnie zadowolony.
– Skrzydła? – nie zrozumiała kobieta. – Jakie skrzydła?
– Moje. Moje stare skrzydła – śmiał się husarz. – Marcin przyczepił mu je do siodła z tyłu i nasz syn teraz tak jeździ. To chłopiec ze skrzydłami! – pocałował żonę w policzek.
– Husarskie! – zdziwiła się Konstancja. – Pozwalasz mu na to? – spojrzała badawczo na męża.
– Niech się nacieszy – machnął ręką dziedzic. Jeździ tak, jakby na koniu się urodził. Widziałem ostatnio, jak…
– Jest! – krzyknęli prawie jednocześnie, gdy w bramie pojawił się chłopiec na koniu. – Zaraz, zaraz… Ale jak on wygląda?
W tym momencie przez bramę wpadł Karol z rozwianym włosem, bez czapki, za to ze skrzydłami, które kołysały się w rytm ruchów konia. Na jego ramieniu siedziało jakieś pierzaste stworzenie wydając dzikie odgłosy.