„Panie Dulskie” – reż. Filip Bajon – recenzja i ocena filmu
Gabriela Zapolska związana była w młodości z teatrem, gdzie próbowała swoich sił w aktorstwie. Szybko okazało się jednak, że bardziej nadaje się do tworzenia literatury – miała świetne oko do wyłapywania i opisywania zachowań przedstawicieli różnych warstw społecznych. Szczególne wyczulenie na dramaty niższych klas i hipokryzję członków grup o wyższej pozycji oraz odwaga w krytyce panującej sytuacji poskutkowały wielkim sukcesem literackim – jej „Kaśka Kariatyda” i „Moralność pani Dulskiej” do dziś widnieją w kanonie polskich lektur obowiązkowych. Reżyser „Pań Dulskich” – Filip Bajon – postanowił iść w ślady pisarki. W swym najnowszym obrazie pokazuje perspektywę Zapolskiej, ale pozostawia sobie również miejsce na zaprezentowanie własnego spojrzenia na polskie społeczeństwo – nie tylko to dawne, lecz także współczesne.
Zarys fabuły znamy ze szkolnej lektury – Aniela Dulska, apodyktyczna i władcza właścicielka kamienicy (w tej roli Krystyna Janda), oficjalnie nie zgadza się na związek swego syna, Zbyszka, ze służącą Hanką, aby nie narazić się na osąd znajomych i nie wywołać obyczajowego skandalu. Zaciekle chroni swojej reputacji, która wydaje się dla niej ważniejsza od wszelkich innych wartości – nawet dobra swojego dziecka. Kiedy okazuje się, że Hanka jest w ciąży, pani Dulska, aby nie narazić na szwank dobrego imienia swojej rodziny, decyduje się na ostateczny krok.
Bajon stworzył swoją wariację na temat tej słynnej opowieści. Bawi się jej zakończeniem, a także wplata w nią wątek życia kolejnych, przeklętych przez męża Dulskiej, pokoleń. Podobnie jak w swojej ostatniej ekranizacji dramatu Fredry – „Ślubach panieńskich” – reżyser postanowił połączyć tradycję z nowoczesnością. O ile w poprzedniej produkcji przyniosło to nieco przerysowany, a być może nawet kiczowaty efekt, o tyle tym razem stworzyło ciekawe, udane połączenie. Twórca przeniósł opowieść o mieszczańskich obyczajach we współczesne realia – losy Dulskich zostały umieszczone przez niego w trzech przestrzeniach – przedwojennej, PRL-owskiej i współczesnej.
Sam tytuł – „Panie Dulskie” – sugeruje inną niż stosowaną dotychczas interpretację. Zamiast ponownego klasycznego odtworzenia historii głównej bohaterki i jej rodziny, mamy do czynienia z próbą głębszej refleksji na temat niezmienności ludzkiej natury i mentalności. Losy bohaterów dramatu Zapolskiej odciskają piętno na dziejach ich potomków – rodzinna tajemnica ciąży na życiu córki (Katarzyna Figura) i wnuczki Dulskiej (Maja Ostaszewska). Postaci tych kobiet służą reżyserowi do pokazania międzypokoleniowej relacji wewnątrz mieszczańskiego klanu, jego hipokryzji, a także nieodmienności dziedziczonych przez bohaterki uprzedzeń, nawyków i obyczajów. Film niesie za sobą przesłanie, mówiące, że od lat nie zmienia się nasze postrzeganie świata, a podziały społeczne, istniejące w dawnej Polsce, nie przeminęły wraz z odzyskaniem wolności i demokratyzacją państwa. W naszej psychice nadal dominuje „dulszczyzna” – tendencja do kreowania wizerunku, życia na pokaz, a także skłonność do stereotypizacji świata i niechęć do walki z nietolerancją.
Zobacz także:
Jak Zapolska wskazywała na wady i hipokryzję społeczeństwa mieszczańskiego w XIX wieku, tak Bajon chce wzbudzić w swoich odbiorcach wyrzuty sumienia odnoszące się do współczesnych warunków społecznego współżycia. Udaje mu się to w stu procentach, a przy okazji pokazuje, jak uniwersalną opowieść stworzyła pozytywistyczna autorka. Choć na seans szłam bez większych oczekiwań, wyszłam z niego pozytywnie zaskoczona. Ciekawy pomysł i świetna aktorska obsada (oprócz odtwórczyń głównych ról występują tu także m.in. Sonia Bohosiewicz, Olgierd Łukaszewicz i Katarzyna Herman) tworzą może nie wybitną, ale przyjemną i wartą obejrzenia komedię. Polecam.