Octave Mirbeau - „Dziennik panny służącej” – recenzja i ocena
Octave Mirbeau (1848-1917) – francuski pisarz, dramaturg, krytyk sztuki, dziennikarz i anarchista – nie jest w Polsce znany tak dobrze, jak inni francuscy pisarze z jego pokolenia, Émile Zola, Guy de Maupassant czy Stéphane Mallarmé. Nie wynika to z braku przekładów jego powieści – pierwszy pochodzi już z 1909. Był to właśnie Dziennik panny służącej w tłumaczeniu Heleny Orlicz-Garlikowskiej i wielka szkoda, że brakuje ówczesnych recenzji. Jakież zgorszenie musiał zapewne budzić w niektórych kręgach! Przyczyną jego anonimowości nie jest również słabość pióra Mirbeau – wręcz przeciwnie. Jak na tamte czasy jego powieści i dramaty uchodziły za nowatorskie, czy wręcz awangardowe. I chyba dlatego zostały dość szybko zapomniane – również we Francji. Pod tym względem ekranizacja powieści z 2015 roku przysłużyła się jego twórczości. Wciąż czeka ona na ponowne odkrycie, także w naszym kraju.
Kim był ten pisarz-anarchista, niepoprawny politycznie, a w rezultacie – odrzucony przez kulturowo-intelektualny establishment? Octave Mirbeau urodził się w średniozamożnej, mieszczańskiej rodzinie. Nauki pobierał w jezuickim kolegium w Vannes. Doświadczenia z tamtego okresu prawdopodobnie stały się podstawą powieści Sébastien Roch, która miała mocny antyklerykalny wydźwięk i jako pierwsza poruszyła temat nadużyć seksualnych kleru. Niestety książka ta – jak wiele innych autorstwa Mirbeau – przeszła bez echa. Równie wielkim piętnem – zarówno na jego życiu, jak i twórczości – odcisnęła się wojna francusko-pruska (1870-1871). Podjął studia prawnicze, które wkrótce porzucił i rozpoczął pracę jako dziennikarz. Był gorącym zwolennikiem impresjonizmu, poświęcił szereg artykułów m.in. Claude’owi Monetowi i jako jeden z pierwszych docenił twórczość Vincenta van Gogha. Wypromował rzeźbiarza Auguste’a Rodina i wywodzącą się z ludu pisarkę Marguerite Audoux, przyszłą laureatkę Prix Fémina. W 1890 roku artykułem opublikowanym w Le Figaro objawił światu talent nieznanego belgijskiego dramaturga Maurice’a Maeterlincka. Był orędownikiem sprawiedliwości i równości dla wszystkich – wraz z Émilem Zolą zaangażował się publicznie w obronę niesłusznie oskarżonego kapitana Alfreda Dreyfusa.
Jego twórczość literacka – mimo że zaangażowana społecznie i politycznie – po dziś dzień nie straciła nic na aktualności. Nazywany skandalistą i obrazoburcą Mirbeau przypuścił w niej atak na trzy filary społeczeństwa - dziś tak mocno propagowane przez polską prawicę - rodzinę, szkołę i Kościół. Według niego ich głównym grzechem miało być zabijanie w człowieku indywidualności i poczucia własnej wartości. Armia, sądy i demokracja były kolejnymi rzeczami, które znalazły się w ogniu krytyki jego pisarza. W swych powieściach demaskował obłudę i hipokryzję mieszczańskiego społeczeństwa, z całą mocą piętnował antysemityzm i ksenofobię, brak równości (biednych i bogatych, kobiet i mężczyzn) oraz wolności – w tym wolności seksualnej – bezlitośnie chłoszcząc rodaków za ich przywary.
Dziennik panny służącej jest tego doskonałym przykładem. Bohaterką i główną narratorką powieści jest służąca Celestyna, która wprost z tętniącego życiem Paryża trafia na zapadłą prowincję, gdzie rozpoczyna kolejną w swoim życiu służbę w domu państwa Lanlaire’ów. Miejsce okazuje się mało przyjazne: chlebodawczyni jest bowiem wyjątkowo skąpa i bezduszna, a pan większość czasu spędza na polowaniach i uganianiu się za służącymi. Monotonię dnia codziennego Celestyny przerywa sensacja, która elektryzuje wszystkich mieszkańców wioski: w okolicy dochodzi do brutalnego gwałtu i morderstwa małej dziewczynki. Podejrzenia Celestyny padają na służącego Józefa. Aura brutalności, jaką roztacza, coraz bardziej fascynuje ją erotycznie.
Brzmi jak fabuła taniej powieści sensacyjnej? Byłaby to prawda, gdyby nie fakt, że Celestyna prowadzi dziennik, w którym co rusz odchodzi od głównego toku powieści i zaczyna snuć wspomnienia i historie o poprzednich pracodawcach. A było ich wielu. Nasza służąca jest bowiem kobietą tyleż niestałą, co kochliwą. I bezpruderyjną – Celestyna miała w swoim życiu wielu kochanków i jak sama mówi - cynicznie i z wyższością - dobrze zna mężczyzn i wie do jakich perwersji są zdolni. Otwartość służącej sprawia, że bez skrupułów zwierza się czytelnikom ze swych seksualnych przygód, które oczywiście dodają powieści pikanterii. Przede wszystkim jednak świetnie ilustrują obłudę i hipokryzję francuskiego społeczeństwa przełomu wieków, które pod płaszczykiem dobrego wychowania i religijności skrywa amoralne zachowania. „Ten wielki świat to plugawa zgnilizna” – Celestyna charakteryzuje w ten sposób swych własnych chlebodawców. A byli to: bogata parweniuszka, podstarzała kokota, fetyszysta czy zblazowany młodzieniec, jednym słowem – wiele typów ludzkich, których historie bawią czytelnika. Celestyna jest niezrównaną gawędziarką. Jej anegdoty są pełne ciętego humoru i celnych spostrzeżeń. Doskonale zdaje sobie sprawę, że „zgnilizna” dotyczy nie tylko wyższych sfer, ale również tych niższych, również służących:
Służący to w ogóle nie jest normalna istota w rozumieniu społecznym. Służący to ktoś niejednolity, sfabrykowany z kawałków, których nie da się do siebie przypasować, zestawić w jedną całość. I dlatego jest najgorszym ze stworzeń, potworną ludzką hybrydą. Już nie należy do ludu, z którego pochodzi, lecz tym bardziej nie należy do mieszczaństwa, wśród którego żyje i do którego stara się dostać. Od ludu się odczepił, utracił jego szlachetną krew i pierwotne siły. Od burżuazji zapożyczył wstydliwe żądze bez możności ich zaspokojenia, niskie uczucia, nikczemne lęki, zbrodnicze zachcianki, jawne, niczym nieodsłonięte, nieusprawiedliwione bogactwem. Więc z duszą do cna zbrukaną kroczy przez ten czcigodny świat, bo z mieszczańskiego życia wolno mu tylko wdychać buchające niczym z gnijącej kloaki zabójcze smrody, od czego traci na zawsze równowagę umysłu, a nawet charakter, własne wnętrze, osobowość. (s. 154)
W tym świecie nikt nie jest bez winy: ani szelmowska Celestyna, która dopuściła się różnych haniebnych czynów i otwarcie się do tego przyznaje, ani Józef, który oszukuje swych pracodawców, ani wreszcie sami chlebodawcy. Ale to niejedyne grupy społeczne, bowiem w Dzienniku panny służącej obrywa się niemal każdemu: począwszy od księży, poprzez sędziów i prawników, na artystach skończywszy. Znamienna jest tu historia pisarza, który tępiąc w swych dziełach snobizm, po odniesionym sukcesie literackim, sam staje się bufonem. Zresztą fragment jemu poświęcony sam w sobie jest majstersztykiem a humor osiąga granice absurdu.
Octave Mirbeau – bo żaden czytelnik nie będzie miał wątpliwości, że ostrym piórem prowadzącej dziennik Celestyny przemawia właśnie on – w gruncie rzeczy stworzył pewien obraz epoki. Mamy tu wszystkie problemy, które trafiły ówczesne społeczeństwa europejskie: sprzeciw wobec wyzyskowi uboższych warstw społecznych, hipokryzja elit, antysemityzm, echa afera Dreyfusa oraz patologie i wypaczenia Kościoła.
Powieść pisarza-anarchisty nie jest pozbawiona wad. Rwana narracja, co rusz porzucana fabuła sprawia, że mamy do czynienia z wyśmienitymi „scenkami rodzajowymi” i dykteryjkami. Jednak traci na tym główny wątek, przez co zakończenie kuleje, pozostawia u czytelnika pewien niedosyt i w rezultacie nie tłumaczy pewnych motywacji bohaterki. Nie do końca również udała się Mirbeau cała psychologia powieści: Celestyna pod wieloma względami wydaje się być pewnym wyobrażeniem mężczyzny o kobiecie, a nie kobietą z krwi i kości. Wyczują to zwłaszcza czytelniczki.
Lektura Dziennika panny służącej nie należy do łatwych. Pełna naturalistycznych szokujących scen, które epatują brutalnością i mogą wzbudzić nawet obrzydzenie, nie jest również przyjemna. Każdy jednak znajdzie w niej coś dla siebie. A to już jest cecha dobrej powieści.