Nieodzowność historii narodowej
Czytaj też Historia lokalna, historia zapomniana
Co się stanie, gdy zdecentralizujmy naszą pamięć i naszą tradycję? Ot, wyobraźmy sobie, że decyzje w sprawie obchodzenia świąt i rocznic zostaną pozostawione władzom samorządowym. Niech burmistrzowie, wójtowie i lokalne elity polityczne zadecydują o tym kiedy będzie obchodzony Dzień Niepodległości – i czy w ogóle. Czym mogłoby się to skończyć? Grudziądz świętuje 23 stycznia, Poznań 27 grudnia, Kraków 31 października, a Szczecin – w ogóle. Ten nieco surrealistyczny przykład pokazuje, jak ważna jest wciąż narodowa historia i wiążąca się z nią tradycja.
Parafrazując Marka Twaina można powiedzieć, że wieści o śmierci narodów są mocno przesadzone. Pomimo tego, że odtrąbiono już koniec narodów, koniec historii i koniec polityki, każda z tych rzeczy ma się całkiem nieźle. Narody ciągle się rozwijają. To organizmy żywe – wspólnoty które organizują się wokół wspólnych wartości: języka, tożsamości, kultury, tradycji. Tak jest też nad Wisłą. Niewątpliwie wszystkich Polaków łączy język, bogata kultura, wielowiekowa tradycja istnienia naszej wspólnoty politycznej. I nie przekreśla tego żadna chwilowa wojna medialna jakich nie szczędzą nam ostatnie lata.
Historia narodowa stanowi ważne spoiwo wspólnoty politycznej. Biadolenie nad tym, że historia powinna być jedynie czystą nauką – a nie jest – wydaje się nie tylko naiwne, ale i niemądre. Historia jest bowiem także w pewnym sensie rodzajem mitu, który nadaje sens działaniu zbiorowości. Pozwala ona odróżniać się od innych i dzięki temu stymuluje rozwój własnej tożsamości. Większość badaczy jest zgodna, że kluczowym czynnikiem narodotwórczym w naszej części Europy był język. Ten z kolei jest ściśle związany z obyczajami i historią. Trzeba uznać konsekwencję tych faktów. Ukształtowani w kulturze narodowej, jesteśmy zobowiązani do szczególnej dbałości o te właśnie elementy naszej kultury: język, obyczaje i historię. Dbając o nie, dbamy o siebie samych.
Historia Polaków jest bogata i złożona. Znajdziemy w niej chwalebne przykłady zaradności i przedsiębiorczości, ale nie brakuje też zbrodni i zdrad. Naszym dobrym prawem jest jednak dokonywać roztropnego wyboru tradycji, które przywołujemy i które czcimy. To, że Gdańsk był niezależnym miastem hanzeatyckim, Wrocław czy Łódź były miastami czterech kultur, a Białystok należał do Wielkiego Księstwa Litewskiego to fakty, których nie można wymazać z dziejów. Nie wolno jednak wylewać dziecka z kąpielą. Gdańsk, Białystok, Łódź i Wrocław to przede wszystkim polskie miasta, spojone tym, że zamieszkują je członkowie tej samej wspólnoty, którzy czerpią ze wspólnej skarbnicy tradycji i historii. Ten element tożsamości jest nadrzędny nad innymi. Dlatego też tożsamość narodowa jest nadrzędna nad regionalną. I lokalne symbole tożsamości winny to uwzględniać.
Tymczasem dystansowanie się od narodowej tradycji i historii stało się niepokojąco modne. Dlaczego tak wiele polskich miast konsekwentnie stawia na swoją „osobność” i odrębność od polskich dziejów? Sądzę, że przyczyna jest stricte pragmatyczna i jest nią chęć kreowania własnej marki. Kolejne miejsca odkrywają swoją „nową tożsamość” w myśl hasła „wyróżnij się, albo zgiń”. Im bardziej będzie ona ekstrawagancka, tym większa szansa że przyciągnie inwestorów i turystów. Niewykluczone zresztą, że w tym szaleństwie jest metoda. Tego rodzaju działania powinny być jednak rozsądne. Obok nich niezbędne jest dowartościowanie tych elementów tradycji miejskiej czy regionalnej, które wiążą się z „głównym nurtem” polskiej historii. A z tym jest już znacznie gorzej.
Lokalne wybory tradycji potrafią być niepokojące. W 2010 roku w Gdańsku odsłonięty został pomnik księcia pomorskiego Świętopełka, rządzącego Pomorzem w latach 1227-1266. Postać przedstawiona na cokole trzyma akt nadania praw miejskich Gdańskowi, co wskazuje na to, dlaczego ten akurat polityk doczekał się takiego uhonorowania. Problem polega jednak na tym, że Świętopełk był odpowiedzialny za mord na księciu krakowskim Leszku Białym dokonany jesienią 1227 r. w Gąsawie. Wszystko po to, by uniezależnić się od władców z dynastii Piastów, bowiem gdański książę pragnął przekształcić Pomorze w swoje dziedziczne władztwo. Czy rzeczywiście jest to najlepszy kandydat na tożsamościowy symbol regionu? Na pewno nie. I nie zmieni tego nawet umieszczenie na cokole napisu w języku kaszubskim Zrzeszonëch naju nicht nie złómie ([zrzeszonych nikt nas nie złamie]). Połączenie chwalebnej tradycji kaszubskiej z niesławnej pamięci księciem-renegatem wydaje się zupełnie nie na miejscu.
Powyższy artykuł powstał w ramach akcji „Historia lokalna podlega ochronie”:
Zajmujesz się badaniem lub popularyzowaniem historii lokalnej? Jesteś zaangażowany w poświęconą tej tematyce inicjatywę? Wypełnij naszą ankietę i dołącz do przygotowanej przez nas bazy danych.
Właściwa część akcji „Historia lokalna podlega ochronie” trwała na łamach portalu Histmag.org od 16 marca do 30 kwietnia 2016 roku. Choć zakończyliśmy jej główny trzon, to wciąż interesujemy się historią lokalną i ludźmi, którzy się nią zajmują
Ryszard Legutko w Eseju o duszy polskiej zwracał uwagę, że we współczesnej Europie tożsamość regionalna bywa przeciwstawiana narodowej. Przykłady takie jak gdański wskazują, że tego rodzaju obawy są uzasadnione. Jeszcze bardziej niebezpieczne wydaje mi się jednak to, że w sferze kultury popularnej panuje swoista moda na kontestację polskiej kultury i historii. Odwołując się do książki Andrzeja Horubały, można powiedzieć, że polska tradycja nie jest sexy. Na tym tle tradycja lokalna może jawić się jako coś świeżego i może konkurować z narracją narodową. Tymczasem nie powinno być mowy o konkurencji, ale o tworzeniu harmonijnego, spójnego obrazu.
Po 1989 roku narosło w Polakach przekonanie, że wszystko co scentralizowane, wspólnotowe czy państwowe jest passé. Była to naturalna reakcja po latach tłamszenia inicjatywy prywatnej i narzucania odgórnej kontroli przez władze komunistyczne. Z tego samego pnia wyrasta też przekonanie, że historia i tradycja regionalna jest z definicji lepsza, prawdziwsza i bardziej nowoczesna niż ta narodowa. Tyle, że to nieprawda. Tradycja regionalna na pewno domaga się odkrycia na nowo i przyswojenia. Ale jest ona jednocześnie integralnym elementem tradycji narodowej. Na takiej samej zasadzie jak kultura polska jest elementem kultury europejskiej i dorobku cywilizacyjnego ludzkości.
Przeciwstawianie sobie narracji ogólnonarodowej i regionalnej samo w sobie jest głupie. A tym głupsze jeśli ma prowadzić do osłabienia tożsamości wspólnoty narodowej. To bowiem prowadzi do powolnego, ale nieubłaganego rozbicia wspólnoty. To trochę tak, jak próby kontestowania języka polskiego. Jeżeli w miejsce polszczyzny zaczniemy uczyć w szkołach innych języków, szybko przestaniemy się rozumieć, a poczucie wspólnoty bardzo się osłabi. To zaś będzie oznaczało cywilizacyjny krok wstecz. Choć czasem wydaje nam się, że społeczeństwo to tylko zbiór jednostek, to przekonanie takie jest mylne. Najlepiej funkcjonujemy we wspólnotach, a naród jest jedną z kluczowych. Trzeba o niego dbać i tworzyć go wciąż na nowo.
Historia regionalna jest ważna i potrzebna – to zupełnie oczywiste. Jeżeli obywatele nie interesują się „małą historią” jaką widzą w swoim najbliższym otoczeniu, nie ma co liczyć, że zainteresują się „wielką historią”. Tymczasem lokalni bohaterowie są często zapominani, a fascynujące regionalne fenomeny umykają badaczom patrzącym jedynie przez pryzmat „wielkiej historii”. Całym sercem popieram badania regionalistyczne i życzę wiele wytrwałości tym, którzy się nimi parają. Proszę tylko o jedno: nie przeciwstawiajmy sobie historii regionalnej i historii narodowej. Bo ani to mądre, ani ma sens.
Przeczytaj również: Historia lokalna podlega ochronie – pokażmy jej dobrą stronę!
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz
Powyższy artykuł powstał w ramach akcji „Historia lokalna podlega ochronie”:
Zajmujesz się badaniem lub popularyzowaniem historii lokalnej? Jesteś zaangażowany w poświęconą tej tematyce inicjatywę? Wypełnij naszą ankietę i dołącz do przygotowanej przez nas bazy danych.
Właściwa część akcji „Historia lokalna podlega ochronie” trwała na łamach portalu Histmag.org od 16 marca do 30 kwietnia 2016 roku. Choć zakończyliśmy jej główny trzon, to wciąż interesujemy się historią lokalną i ludźmi, którzy się nią zajmują