Nienawistna ósemka – reż. Quentin Tarantino – recenzja i ocena filmu

opublikowano: 2016-01-15, 21:12
wolna licencja
Co się stanie, jeśli w jednym pomieszczeniu bez możliwości wyjścia umieścimy ludzi o skrajnie różnych, a nawet wrogich poglądach? Wiadomo jedynie, że jeśli to dzieło Tarantina, skończy się totalną rzezią.
reklama
Nienawistna ósemka
nasza ocena:
7/10
Premiera:
15 stycznia 2015 (Polska), 25.12.2015 (USA)
Gatunek:
Western
Reżyseria:
Quentin Tarantino
Scenariusz:
Quentin Tarantino
Produkcja:
USA
Czas:
3 godz. 07 min.

Chyba każdy kinoman zna Quentina Tarantina, jego charakterystyczny styl i absurdalny humor. Do kin wchodzi właśnie ósmy film reżysera – „Nienawistna ósemka”. Tym razem twórca do realizacji swoich szalonych pomysłów i tragikomicznej stylistyki wybrał konwencję westernu. Nie jest to pierwsze zetknięcie reżysera z tym gatunkiem – Tarantino, wielbiciel westernu, czerpał z niego garściami także w poprzednich filmach, chociażby w swoim ostatnim dziele – „Django”.

Kilka lat po wojnie secesyjnej po Wyoming podróżują łowca głów John Ruth o pseudonimie „Szubienica” i zbiegła przestępczyni Daisy Domergue. Ruth ma na celu doprowadzić kobietę przed wymiar sprawiedliwości w Red Rock, jednak w drodze do miasta spotyka go zamieć śnieżna. Razem z przypadkowymi pasażerami – kolegą po fachu majorem Marquisem Warrenem i domniemanym szeryfem Red Rock Chrisem Mannixem – szuka schronienia w zajeździe o nazwie Pasmanteria Minnie. Spotyka tam podejrzanych nieznajomych, którzy nie wzbudzają w nim zaufania.

Zobacz także:

W swoim najnowszym filmie reżyser w typowy dla siebie sposób w krzywym zwierciadle pokazuje amerykańską mentalność, odnosi się do współczesnego stanu Ameryki. Chce zwrócić uwagę na nierozwiązany od wieków problem rasizmu. W „Nienawistnej ósemce” doprowadza swoją wizję do ostateczności – nie znajdziemy w niej pozytywnych bohaterów ani szlachetnych postaw. Wszystkie postaci manewrują między fałszem i prawdą, zdradą i lojalnością, dobrem i złem. Ukryte urazy, podział na przedstawicieli Północy i Południa czy prywatne konflikty muszą znaleźć ujście – i oczywiście je znajdują.

reklama

W głównych rolach występuje często współpracująca z Tarantinem plejada gwiazd. Samuel L. Jackson, Kurt Russell, Tim Roth świetnie odgrywają swoje partie. Podobnie jak nominowana właśnie do Oscara Jennifer Jason Leigh, która pierwszy raz miała okazję grać u słynnego reżysera. Moją uwagę szczególnie przyciągnęło genialne odtworzenie przez aktorów różnych akcentów i gwar językowych, które nie tylko wprowadzają element humorystyczny i odzwierciedlają mowę tamtych czasów, lecz także podkreślają skalę amerykańskich podziałów. Nie można zapomnieć także o absurdalnych zwrotach akcji i słynnych dialogach charakterystycznych dla filmów Tarantina. Pojawiają się one jednak z mniejszą częstotliwością niż w poprzednich obrazach, nie są też tak spektakularne czy warte zapamiętania, jak chociażby kultowe teksty z „Pulp Fiction”. Niektórzy twierdzą, że film jest po prostu przegadany, jednak nie mogę się z tym w pełni zgodzić – być może niektóre momenty rzeczywiście zbyt mocno się dłużą, lecz inne, choć dłuższe, robią duże wrażenie. Za przykład można przywołać początkową scenę przejazdu dorożki przez okryte śniegiem pustkowia, która, mimo że trwa dobre kilka minut, dzięki towarzyszącej jej muzyce Ennio Morricone i wspaniałym ujęciom Roberta Richardsona staje się przykuwającym uwagę i nasycającym wzrok swoim pięknem początkiem historii. Bo zdjęcia i muzyka w filmie rzeczywiście stoją na najwyższym poziomie, za co słusznie zostają doceniane kolejnymi nagrodami i nominacjami.

Źródło: materiały dystrybutora

I ostatnia rzecz, której u Tarantina nie mogło zabraknąć – przemoc. Krew leje się tu strumieniami, co w pewnych momentach może doprowadzić widza do granic wytrzymałości. Postawiono na pełen naturalizm – jeśli macie ochotę na balansowanie na krawędzi psychicznej odporności i bardzo mocne (nawet jak na możliwości Tarantina) wrażenia, jest to film dla Was.

Wypada postawić pytanie, czy przypadkiem tego wszystkiego już nie było? Pewnie tak, Tarantino być może nawet stworzył kilka ciekawszych obrazów o bardziej nowatorskiej formie, ale z pewnością nie odstraszy to wielbicieli jego stylu. Reżyser nie stworzył wybitnego dzieła, jednak utrzymał się na przyzwoitym poziomie. Musicie przekonać się sami, czy to Wam wystarczy, czy raczej dołączycie do grona osób zawiedzionych „Nienawistną ósemką”.

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

reklama
Komentarze
o autorze
Agnieszka Woch
Studentka filologii polskiej i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim, interesuję się wszelkiego rodzaju literaturą, historią XX wieku i językiem, a także filmem i teatrem. Redakcyjny mistrz boksu.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone