Marianna w areszcie domowym
Zobacz też: Zamach w Paryżu: historia się nie skończyła. Warto ją wciąż poznawać
Nawet w dobie Internetu i natłoku bodźców wszyscy pamiętamy jeszcze, co miało miejsce 13 listopada w Paryżu. Wciąż toczą się dyskusje wywołane przez tamte wydarzenia, uwaga opinii publicznej skupia się na rozważaniu, czy należy przeciwdziałać zamachom w przyszłości czy też nie dać się sterroryzować i przyjąć jeszcze więcej imigrantów. Co zaś do samego Paryża, to w tej chwili uwagę przykuwa głównie odbywający się tam szczyt klimatyczny.
Tymczasem we Francji dzieją się rzeczy nieporównanie ważniejsze. I nieporównanie bardziej niepokojące. Chodzi o przedłużający się stan wyjątkowy.
Zadekretował go natychmiast po paryskich zamachach prezydent François Hollande na mocy uprawnień nadanych mu przez artykuły 16 i 36 Konstytucji Republiki Francuskiej. Miał on trwać maksymalnie 12 dni, na tylko tyle pozwala bowiem prawo. Miast jednak skończyć się 25 listopada, trwać będzie do 25 lutego. Tak 20 listopada zadecydowało Zgromadzenie Narodowe, czyli niższa izba francuskiego parlamentu. Co ważniejsze, obowiązuje on na terenie całej Francji, co jest sytuacją niemal precedensową.
Wyjątkowa historia Francji
Stan wyjątkowy na terenie Francji wprowadzany był kilkakrotnie, rzadko kiedy jednak na taką skalę, jaką obserwujemy dzisiaj. Po raz pierwszy miało to miejsce w 1955 roku w związku ze wzrostem tendencji niepodległościowych w Algierii, obowiązywał on jednak jedynie na jej terenie. Kolejny wprowadzono trzy lata później, kiedy w 1958 roku doszło do powstania i rozpoczęła się wojna algierska. Stan wojenny, który wtedy wprowadzono, obowiązywał na terenie całej Francji metropolitalnej i zakończył się wraz z dojściem do władzy generała de Gaulle’a.
Rychło musiano jednak wprowadzić kolejny stan wyjątkowy. Trwał on od 1961 do 1963 roku i był efektem Puczu Generałów. Jest to element historii Francji, który się z jakiegoś powodu pomija, a dotyczy on bardzo gorącego okresu, kiedy to francuscy oficerowie i osadnicy w Algierii zbuntowali się przeciw planom uznania przez Paryż niepodległości dotychczasowej kolonii. Po aresztowaniu części przywódców puczu doszło do stworzenia Organisation de l'Armée Secrète (OAS, Organizacja Tajnej Armii), metropolia zaś stała się strefą wojny. Jej zwieńczenie miało miejsce 22 sierpnia 1962 roku, gdy w Petit-Clamart doszło do zamachu na de Gaulle’a. OAS prowadziła działalność zarówno na terytorium Francji, jak i poza jej granicami i była największą i najgroźniejszą organizacją terrorystyczną, którą udało się tejże Francji rozbić w swojej historii.
Kolejny krótki epizod ze stanem wyjątkowym miał miejsce w 1984, ale dotyczył on tylko terytorium zamorskiego Nowej Kaledonii, gdzie w latach 80. trwały poważne niepokoje w związku z walką o niepodległość prowadzoną przez rdzenną ludność. Metropolia ze stanem wyjątkowym spotkała się dopiero w 2005 roku. Został on zadekretowany przez Jacquesa Chiraca 8 listopada w odpowiedzi na falę zamieszek wywołanych przez imigrantów z Afryki Subsaharyjskiej oraz Maghrebu. Pretekstem, który ją wywołał, była śmierć Bouna Traoré i Zyeda Benny, którzy uciekając przed kontrolą policyjną schowali się w stacji transformatorowej, gdzie poraził ich prąd. Spowodowało to lawinę szybko rozlewających się na cały kraj zamieszek, które wybuchały w coraz to kolejnych miastach. W szczytowym momencie ogarniętych nimi było 300 miast na terenie kraju, zaś w pięciu, między innymi w Amiens, władze zmuszone były wprowadzić godzinę policyjną. Podobnie, jak i dzisiaj, dekret Chiraca został zatwierdzony, Zgromadzenie Narodowe przegłosowało zaś przedłużenie stanu wyjątkowego na kolejne trzy miesiące. Obowiązywał on jednak jedynie na terytorium 25 spośród 96 departamentów Francji metropolitalnej.
Przepraszam, czy tu biją?
Jak widać z powyższych przykładów, żaden pojedynczy element bieżącej sytuacji nie jest precedensem. Po raz pierwszy jednak mamy do czynienia ze wspólnym ich wystąpieniem. Jedyny raz w historii Francji, gdy cały kraj objęty był przedłużonym stanem wyjątkowym, miał miejsce w 1961 roku, gdy znajdował się on, de facto, w stanie wojny domowej. Teraz, choć sytuacja jest napięta a życie straciło 130 osób, o wojnie domowej jeszcze nie może być mowy. Tymczasem Hollande i administracja premiera Vallsa zdecydowała się zastosować procedury prawne przynależne do sytuacji bezpośredniego zagrożenia istnienia państwa. Wydaje się to być cokolwiek przesadzoną reakcją.
Zdaje się, że wszystkie posunięcia Paryża mieszczą się w łamach porządku prawnego. Czy jednak na pewno? 27 listopada Francja poinformowała Radę Europy, że na jej terenie może dojść do przypadków łamania praw człowieka. Zgodnie z zasadami stanu wyjątkowego, który dopuszcza takie naruszenia w szczególnych przypadkach, skargi takie nie będą rozpatrywane przez Europejskie Trybunał Praw Człowieka. Oczywiście, nie jest to jeszcze faktyczne łamanie, jednak sama zapowiedź takiej możliwości, wystosowana otwartym tekstem, jest nieco niepokojąca.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Pokrywa się ona zresztą z aktualnymi wypadkami, jakie mają miejsce we Francji. Celem usprawnienia walki z terroryzmem dużą część uprawnień organów sprawiedliwości przekazana została do dyspozycji prefektów. Mogą oni bez decyzji sądu decydować o przeprowadzaniu rewizji czy stosowaniu aresztów domowych, ograniczyć przemieszczanie się osób i pojazdów, wyznaczać strefy zamknięte czy zażądać konfiskaty broni. Zezwala także na stosowanie prewencyjnych aresztować w sytuacji podejrzenia o możliwość dokonania przestępstwa, jak spotkało to niektórych ekologów w związku ze szczytem klimatycznym.
Czy działania te przyniosły jakieś efekty? W ogólnych zarysach owszem: do 26 listopada przeprowadzono 1233 przeszukania, dokonano 164 aresztowań i umieszczono 266 osób w areszcie domowym, zabezpieczono też 230 sztuk broni palnej.
Czy jest się czego bać?
Problem polega na tym, że liczby z powyższego akapitu mogą nic nie oznaczać. Procedura działania francuskich służb jest aktualnie nieznana i nie ma nad nią żadnego nadzoru, wszystkie decyzje są bowiem wydawane automatycznie, bez udziału wymiaru sprawiedliwości. Nie ma więc żadnych podstaw do założenia, że owe 164 aresztowane osoby miały jakikolwiek związek z terroryzmem, ani że skonfiskowana broń służyła do czegokolwiek poza obroną własną lub polowaniami. Na potwierdzenie tego trzeba czekać aż wdrożone zostaną właściwe procedury i ocenią to sądy i biegli.
Dodatkowego smaczku dodaje tu fakt, że aresztowanym można zostać teraz również za niezastosowanie się do zasad stanu wyjątkowego, za co grozi od ośmiu dni do dwóch miesięcy w areszcie i grzywna między 11 a 3750 euro. Ilu z 164 aresztowanych naruszyło zasady stanu wyjątkowego nie wiadomo.
„The Guardian”, powołując się na rozgłośnię France Inter, podaje przykłady nadużyć władzy, których dopuszczała się policja i żandarmeria a także władze administracyjne departamentów. Niestety jednak, w tym wypadku o nadużyciach władzy nie może być mowy. Działania te są sankcjonowane specjalnymi regulacjami stanu wyjątkowego i pozostają w granicach prawa. To jest właśnie największy problem z aktualną sytuacją we Francji.
Pomimo sporadycznych głosów sprzeciwu, ogół społeczeństwa akceptuje stan wyjątkowy i uważa go za uzasadniony, popiera także działania władz. Jest to oczywiście ich prawo, czy jednak na dłuższą metę nie jest to ryzykowne? Francuskie władze otrzymały bardzo niebezpieczne narzędzie, nad którym nikt nie ma nadzoru. Może się oczywiście okazać, że nie musząca krępować się zasadami prawa władza działać będzie efektywniej i zdoła szybko i skutecznie wyeliminować zagrożenie terrorystyczne, jest to jednak scenariusz znany raczej z powieści sensacyjnych, niż historii. Ta druga uczy nas raczej, parafrazując Franklina, że ludzie, którzy rezygnują z wolności na rzecz bezpieczeństwa nie otrzymują ani jednego, ani drugiego.
Wprowadzanie na taką skalę stanu wyjątkowego w obliczu zagrożenia terrorystycznego jest niepokojącym precedensem. Europa cały czas jest na celowniku organizacji terrorystycznych i zagrożenie to zniknie nieprędko. Czy w przyszłości mamy spodziewać się stosowania tych samych rozwiązań po kolejnych (oby do nich nie doszło) atakach? Czy faktycznie jesteśmy gotowi zawieszać nasze wolności w imię bezpieczeństwa? I, co ważniejsze, czy zdajemy sobie sprawę z konsekwencji, jakie to może na nas wywrzeć? Obawiam się, że odpowiedzi na te pytania nie nastrajają pozytywnie.
Źródła: theguardian.com (1, 2), rp.pl, france24.com, news.vide.com, gazetaprawna.pl (1, 2), bbc.com.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Redakcja: Tomasz Leszkowicz