Marek Orłowski - „Samotny krzyżowiec. Czas przepowiedni” - recenzja i ocena
Czytelnicy dwóch pierwszych tomów kojarzą z pewnością postać Rolanda, Czarnego, pochmurnego Rycerza. Walczył on w Ziemi Świętej, miał różne przygody składające się na jego niewesołą, mroczną przeszłość. Pomysł podróży w czasie jest wbrew pozorom starym chwytem. W tym wypadku dochodzi do transferu z woli bogów czy innych sił i nasz bohater co prawda wciąż jest obecny na Bliskim Wschodzie ale tak trochę w innych czasach, do końca niezidentyfikowanych, choć wiele wskazuje na to, że to starożytny Bliski Wschód czasów przedperskich. Czy to dla niego zderzenie z rzeczywistością? Z pewnością tak, ale…
No właśnie „ale”. Z jednej strony produkt średniowiecza, wychowany w wierze chrześcijańskiej bynajmniej nie ustępuje brutalnością nowym towarzyszom. Tak samo poddaje się namiętnościom, tak samo czuje, jedynie myśli podobnie. Jednak czasami ma duże problemy ze zrozumieniem nowej dla niego rzeczywistości, że niektórych rzeczy się nie robi, nie wypada, a inne są najprostszą drogą do śmierci. No cóż, we mnie ten pomysł wywołał mieszane wrażenia.
O wiele lepiej Autor wykazał się w nakreśleniu tła. Powiem szczerze, że w najnowszej beletrystyce brakuje akcji toczącej się na starożytnym Bliskim Wschodzie. Nie wiem czemu Grecja, a zwłaszcza Rzym cieszy się takim wzięciem, Orłowski pokazał, że dolina Tygrysu i Eufratu również ma warunki dla przygodowej powieści historycznej. Szczególnie przekonują o tym ciekawe opisy pierwszych miast w dziejach ludzkości, nie tylko ich układu czy budowli, lecz także mieszkańców.
Cywilizacje miejskie tworzą również ciekawy kontrast z otaczającymi ich koczownikami lub pół-koczownikami. Struktura społeczna obu grup wydaje się z jednej strony tak odległa od naszej współczesnej, a z drugiej strony tak bliska naszej, obecnej cywilizacji. Innymi słowy: tu Autor się popisał.
Na uwagę zasługują również sylwetki postaci drugoplanowych. Władcy królestw Dwurzecza rzeczywiście przypominają wypisz wymaluj sztandarowych wschodnich satrapów, przy jednoczesnej dozie przenikliwości czy zdolności politycznych. Mają cele, chcą je osiągać, nie cofając się przed żadnymi środkami. Ich poddani idealnie wpisują się w archetyp sług orientalnego despoty – z jednej strony ulegli, niemal pełzający ze strachu (a nie szacunku czy autorytetu) przed swymi panami życia i śmierci (raczej śmierci), ale z drugiej strony – zaraz po wypełznięciu sprzed oblicza króla skupiają się na kolejnej intrydze czy pielęgnowaniu zranionej dumy czy wygórowanych ambicji. Rzeczywiście – wschodni dwór pełną gębą. Widać to nawet w dialogach i wypowiedziach bohaterów – pełnych wschodniej przesady, przenośni, pełnych pokory porównań i komplementów. Ten obraz świata starożytnego nad Tygrysem i Eufratem może rzeczywiście zaintrygować.