Lidia Sadkowska-Mokkas – „Warszawa Skamandrytów” – recenzja i ocena
Wszyscy w jakiś sposób wydali mi się piękni i nawet Lechoń, kościsty, kanciasty, z długim nosem i ironicznym uśmiechem, nawet Słonimski z nalaną, bladą twarzą. Już nie mówię o Wierzyńskim, urodziwym niewątpliwie, ale trochę jak z żurnala mody, i o Iwaszkiewiczu, pięknym inaczej, o grubych zmysłowych ustach, nieco skośnych oczach i jakby o egzotycznym uroku” (Irena Krzywicka)
Grupa poetycka „Skamander”, została oficjalnie zainicjowana 6 grudnia 1919 roku w Warszawie. Jej założycielami byli Jarosław Iwaszkiewicz, Jan Lechoń, Antoni Słonimski, Julian Tuwim oraz Kazimierz Wierzyński. Skamandryci uchodzili za najbardziej wpływową grupę poetycką w dwudziestoleciu międzywojennym. Grupę charakteryzowało związanie poezji z teraźniejszością, witalizm oraz aktywizm. Poeci o różnych poglądach politycznych, pochodzeniu oraz podejściu do życia tworzyli poezję, która do dziś nie zatraciła na swojej wartości. Regularnie wznawiane są ich dzieła, które weselą i frapują tak samo jak dziesiątki lat temu.
Lidia Sadowska-Mokkas, absolwentka filologii i dziennikarstwa UW, a poza tym licencjonowany przewodnik po Warszawie, podjęła się próby napisania książki o dziejach „wielkiej piątki”. Zadanie to niełatwe, wszak już sam Gombrowicz pisał, że „ci chłopcy skutecznie sterroryzowali” warszawską ulicę i prasę, zdobywając tłumy wielbicieli i wielbicielek. Po lekturze książki stwierdzam jednak z ulgą, że Sadowska-Mokkas wyszła obronną ręką w konfrontacji z legendą.
Najpierw poznajemy przodków, dzieciństwo i młodość przyszłych inicjatorów „Wieczorów nowej poezji”. Kolejne rozdziały dotyczą już ścisłe historii powstania grupy oraz omówienia jej historycznych losów. Nie brak tu również wątków związanych z polityką, miejscami na mapie Warszawy, w których działali i tworzyli poeci, życiem prywatnym oraz kobietami, które pojawiały się na drodze warszawskiej „wielkiej piątki”. Narracja autorki kończy się wraz z odejściem ostatniego ze Skamandrytów, Jarosława Iwaszkiewicza w marcu 1980 roku. Dodajmy od razu, że w książce nie znajdziemy żadnej głębszej analizy twórczości bohaterów książki, a jedynie fragmenty wybranych wierszy.
Największą zaletą książki było dla mnie oddanie głównej narracji samym poetom oraz tym, którzy mieli z nim bezpośredni kontakt (m.in. Bolesław Wieniwa-Długoszewski, Mieczysław Grydzewski, Irena Krzywicka). Autorka obficie czerpie z licznych pamiętników, listów oraz zapisów radiowych, które pozostawali po sobie Skamandryci oraz ich przyjaciele. Taki sposób prowadzenia narracji, pozwala zatopić się w klimat epoki oraz lepiej poznać wrażliwość kulturalną ówczesnych ludzi. Czytelnik ma okazję być świadkiem powolnej transformacji Warszawy na europejską stolicę, kosztuje słynne „pół czarnej” oraz zapoznaje się z najnowszymi plotkami i rozmaitymi nowinkami, docierającymi nad Wisłę.
Co również ważne, autorka wstrzymuje się od wydawania jednoznacznych ocen, które pozostawia czytelnikom. Choć wątki varsavianistyczne stanowią zaledwie tło głównej narracji, historia Warszawy w latach 1918-1939 bardzo często pojawia się na kartach powieści. Przedstawienie historii miasta, we wspomnianym okresie, pozwala odpocząć od głównego wątku oraz dowiedzieć się naprawdę ciekawych rzeczy o przedwojennej stolicy Polski. W końcu „Paryż Północy” był miastem, gdzie dla kręgu „Wiadomości Literackich” wszystko się zaczęło. Z wad recenzowanej pozycji mogę wymienić nostalgiczną, lecz miejscami nurzący sposób narracji autorki oraz nieco rażącą próbę kreowania mitu przedwojennej Warszawy. Czy rzeczywiście było to miasta pozbawione wad? Z pewnością nie. Brak krytycyzmu ze strony autorki może powodować, że niektóre fragmenty książki tracą na wiarygodności.
Warszawa Skamandrytów” to bez wątpienia interesująca pozycja – wciągająca, miejscami nieco melancholijna. Trudno nie zgodzić się z Czesławem Miłoszem, który pisał w „Traktacie poetyckim”, że w literaturze polskiej „nigdy nie było tak pięknej plejady” jak Skamandryci. Dzięki recenzowanej pracy, niejeden czytelnik może odkryć ich na nowo, aby dalej prowadzić już własne, głębsze poszukiwania.