Leszek Dulik, Konrad Zieliński – „Świat utracony. Żydzi polscy. Fotografie z lat 1918-1939” – recenzja i ocena
Album przygotowali Leszek Dulik – współwłaściciel i właściciel wydawnictw, które specjalizują się w publikowaniu albumów – oraz prof. Konrad Zieliński, ekspert zajmujący się m.in. historią Żydów polskich w XX w. Na „Świat utracony. Żydzi Polscy. Fotografie z lat 1918-1939” składa się 460 zdjęć ułożonych w osiem działów tematycznych, pokazujących różne obszary żydowskiego życia w międzywojennej Polsce. Poruszanie się w obrębie tomu ułatwiają opracowane indeksy osób i miejsc, na podobnej zasadzie sporządzono listy (znanych) autorów fotografii i miejsc ich przechowywania. Nie ulega wątpliwości, że w komponowanie całościowego obrazu włożono dużo wysiłku.
Album otwierają dwa zdjęcia (dopiero później umieszczono wstępy i wprowadzenia): pierwszy przedstawia Żydów modlących się, drugi – stłoczonych przy pociągu. Zamiast standardowych podpisów opatrzono je cytatami z polskiej poezji i żydowskich modlitw, które ukazują tę ludność jako element rozbitego i rozproszonego organizmu. Wiemy, że oglądając ten album, patrzymy na ludzi, których spaja religia; na część diaspory o trudnej historii; na część na tyle ważną dla polskości, że opisywaną przez narodowych wieszczów. Kluczowy dla interpretacji całości wydaje się czwarty cytat, wiersz Krzysztofa Gruszczyńskiego „Poszukuję”. Podmiot liryczny wymienia w nim ciąg imion, a towarzyszące im czasem dodatkowe informacje jednoznacznie wskazują, że mamy do czynienia z powojennymi poszukiwaniami, np. „Romy Liebling jako niemowlę wyniesionej z obozu” czy wreszcie: „Poszukuję szafy na mieszkanie./ Kogoś, kto mógłby z całą pewnością stwierdzić, że ja to ja,/ poszukuję./ Poszukuję miasteczka Bełz”. Świat utracony to świat, który zginął w Holokauście: ludzie i wytwory ich kultury, a także miasta, które na zawsze zmieniły swój charakter i jako takie są już teraz nie do odnalezienia. Na zdjęciach nie widzimy szaf, do których kurczyły się bezpieczne niegdyś ulice, ani ich śladów w powojennej rzeczywistości. Widzimy obraz przed nastaniem tragedii i razem z autorami pytamy: co utraciliśmy?
Naszym oczom ukazują się nieliczne zamieszkiwane przez Żydów wsie, żydowskie miasteczka ([sztetle]), a także największe polskie miasta. Widzimy Żydów ortodoksyjnych i ich synagogi, zwolenników haskali modlących się w synagogach zreformowanych [(tempel]), chasydów i cadyków, do których pielgrzymowali, a także zasymilowanych Żydów, m.in. Juliana Tuwima, na którego fotografii częściowo widoczne jest jego słynne znamię na twarzy. Oglądamy miejsca ich nauki na różnych etapach edukacji powszechnej i wyznaniowej, sposoby zarobkowania, przejawy aktywności społecznej, kulturalnej i politycznej, od wychodzenia na ulice z demonstracjami po sejmowe ławy. Zajmujący dwie strony portret zatytułowany „Wilno. Sprzedawca jabłek” przywodzi na myśl słynną „Pomarańczkę” Aleksandra Gierymskiego, oglądając inne ze zdjęć przenosimy się w świat „Sklepów cynamonowych” Brunona Schulza (którego fotografia, w gronie innych twórców kultury, również znajduje się w albumie) czy też – być może – w strony nam najbliższe, w moim przypadku do Łowicza, gdzie dziewięćdziesiąt lat temu żydowski sprzedawca kos handlował na jarmarku świętojańskim z Polakami.
Nie jest to sentymentalna podróż po dobrych wspomnieniach, ale próba ukazania rzeczywistości taką, jaką była (podwójnie trudna w tym przypadku, bo napotykająca problemy właściwe i historii, i fotografii) razem z jej elementami najboleśniejszymi: antysemityzmem i emigracją, która tylko częściowo była udziałem syjonistów kierujących się zgodnie ze swoimi pragnieniami do Palestyny. Zdjęcia mówią nam też same o sobie: wszystkie czarno-białe, przekrój portretów, ujęć zbiorowych i panoram, niektóre rozmazane tam, gdzie ktoś się poruszył, jedne pozowane, inne robione niezauważenie przez fotografowanych. Czasami prowadzą do trywialnych być może pytań, gdy na fotografiach zbiorowych dzieci żadne się nie uśmiecha i zadajemy pytanie o przyczynę. Dlaczego? Kiedy zaczęliśmy się uśmiechać na zdjęciach? We mnie budzą jednak przede wszystkim poczucie straty.
Wartość merytoryczną tomu wzbogaca jego warstwa tekstowa. Choć to zdjęcia są niezaprzeczalnie najważniejsze, towarzyszą im interesujące podpisy, a każdy z kolejnych działów – podobnie jak cały album – poprzedzony jest krótkim wprowadzeniem przygotowanym przez prof. Zielińskiego. Dzięki rzetelnemu przygotowaniu (i umiejętnemu rozmieszczeniu) czynią one wydawnictwo cennym dziełem popularnonaukowym: zadbano o przedstawienie nie tylko fotografii, ale także ich kontekstu historycznego, od podstawowych informacji dotyczących miejsca Żydów w strukturze narodowościowej II RP po wyjaśnienia dotyczące bezpośrednio danego zdjęcia, przedstawiającego np. dom z kuczką, czyli szałasem dobudowanym na okazję Święta Sukot.
Ilość uwagi poświęconej aktywności publicznej Żydów – czy to politycznej, czy kulturalnej – na szczeblu centralnym lub ogólnokrajowym może zachęcić do sięgnięcia po tę publikację także zawodowych historyków czy innych badaczy, nie zajmujących się na co dzień judaistyką. Ciekawe mogą okazać się zdjęcia przedstawiające kontakty ludności wyznania mojżeszowego z najwyższymi władzami państwowymi, Prezydentem Rzeczpospolitej włącznie.
Z drugiej strony tak duże skupienie uwagi na sferze publicznej i problemach polityki odsuwa z pola widzenia prowincję, i można zadać pytanie o słuszność przyjętych proporcji. W tomie znalazło się np. kilka zdjęć z pogrzebu Józefa Piłsudskiego, zabrakło natomiast – jeśli niczego nie przeoczyłam – jakiejkolwiek fotografii którejś z żydowskich bibliotek, najczęściej im. I.L. Pereca, które stanowiły tak przejaw jak i katalizator zachodzących w międzywojniu zmian w żydowskiej społeczności. Niektóre kwestie były wzmiankowane w tekście i nie znalazły swojego odzwierciedlenia w warstwie wizualnej (np. sadownictwo jako sezonowe źródło utrzymania), co może wskazywać na problemy z dostępnością odpowiednich fotografii.
Nie mogę się zgodzić ze słowami obydwu autorów, piszącymi, że: „Polacy o Żydach nie zapomnieli”. W moim odczuciu przygotowany przez nich album uświadamia nam jak wiele zdążyliśmy zapomnieć i tym samym pokazuje świat, który utraciliśmy niejako dwukrotnie. Tym, co najtrudniejsze w jego odbiorze, jest świadomość nadchodzącej Zagłady. Lata 1918-1939 obrane jako cezury i zawarte w tytule odgrywają podobną rolę co słowa lektora na początku „Kanału” w reż. Andrzeja Wajdy, który informuje: „Oto bohaterowie tragedii. Patrzcie na nich uważnie, to ostatnie godziny ich życia”. Zanim doszło do Holokaustu, w Polsce żyła jedna z największych żydowskich społeczności na świecie. Prezentowany album jest efektem dużego trudu podjętego z potrzeby upamiętniania. Pozostaje mieć nadzieję, że spełni swoją rolę i przyczyni się do budowania pamięci o „świecie utraconym”. W tym potencjale tkwi jego wartość.