Leon Degrelle — „Front Wschodni 1941-1945” – recenzja i ocena
Autorem książki „Front wschodni 1941-1945” jest Leon Degrelle, postać o tyle ciekawa co kontrowersyjna. Urodzony w 1906 roku Belg przed wojną założył narodowo-radykalną organizację Christus Rex. Organizacja ta pomimo swojego ekstremizmu nie miała na celu późniejszej kolaboracji z III Rzeszą. Jak podkreśla autor było to ugrupowanie na wskroś narodowe: Rex był reakcją na korupcje tamtych czasów. Rex był ruchem odnowy politycznej i sprawiedliwości społecznej. Rex był przede wszystkim płomiennym zrywem ku wielkości, wybuchem tysięcy dusz, które pragnęły oddychać, promienieć, wznieść się ponad nikczemność reżimu i epoki. Na tym polegała moja walka do maja 1940 roku. W mniemaniu Degrella Belgowie nie mieli dużego wyboru, musieli określić się w wielkiej wojnie, która ogarnęła Europę. Postawieni zostali przed wyborem: albo staną się narodem podbitym bez prawa do samostanowienia, albo wywalczą sobie pozycję i szacunek. Oczywiście, ruszając na wschodnie stepy chcieliśmy spełnić obowiązek Europejczyka i chrześcijanina. Ale mówmy otwarcie - głosiliśmy to jasno i wyraźnie od pierwszego dnia walki - złożyliśmy ofiarę z naszej młodości przede wszystkim po to, by zapewnić przyszłość naszego narodu w łonie ocalonej Europy.
Idea wywalczenia sobie „nowej Belgii” zaowocowała powstaniem w lipcu 1941 roku ochotniczego Legionu Walońskiego. Jednostka ta, początkowo walcząca u boku Wehramchtu, a od 1943 roku wcielona do Waffen SS, przeszła imponujący szlak bojowy. Walończycy z typową dla ochotników-ideowców odwagą i brawurą walczyli na frontach od Estonii po Kaukaz. Leon Degrelle służbę wojskową zaczynał w stopniu szeregowca, by w sierpniu 1944 roku dosłużyć się stopnia generalskiego. Co więcej, gdy już zdobył oficerskie szlify, nie spędzał godzin w sztabie nad zwojami map. Był żołnierzem, który zawsze stał u boku swoich ludzi, czy to na pierwszej linii frontu, czy podczas defilady. Po przegranej wojnie autor uciekł z Norwegii do Hiszpanii, gdzie przygarnął go gen. Franco. Do swojej ojczyzny już nie wrócił, ciążył na nim wyrok śmierci za kolaborację z wrogiem. Umarł w 1994 roku w Hiszpanii.
Leon Degrelle niewątpliwie posiadał wspaniałe „pióro”. Jego książkę czyta się z zapartym tchem, w magiczny sposób przenosi nas na front wschodni. Niemal słyszymy odgłosy walk, huk wystrzałów i jęki rannych. Oczami wyobraźni widzimy wspaniałych żołnierzy SS Wallonien, ludzi młodych, silnych i pewnych swoich przekonań. Po drugiej stronie barykady widzimy nacierające hordy barbarzyńskich „czerwonych”. Zastępy bolszewików składają się głównie z Mongołów i Tatarów ukazujących na każdym kroku swoje azjatyckie zezwierzęcenie. Przeciwko takim strasznym przeciwnikom przyszło walczyć ochotnikom niemal z całej Europy. Mamy tutaj młodych ludzi z Belgii, Holandii, Estonii i Rumunii. Co popchnęło ich do walki u boku nazistowskich Niemiec? Wspaniała idea obrony wartości europejskich. Własną piersią chcieli bronić wiary, kultury i światopoglądu. Leon Degrell ukazał walki na froncie wschodnim jako konflikt cywilizacji i jako ostateczną biblijną batalię Dobra ze Złem. Żołnierze „europejskiej armii” albo zetrą na proch azjatyckiego Diabła, albo znana nam Europa przestanie istnieć.
I tu leży największy problem... Degrell uwodzi i oszukuje nas tą wizją. Jego żołnierze są wyidealizowani do granic absurdu, nie strzelają do jeńców, a do ukraińskich chłopów odnoszą się z uśmiechem. Walończycy nie robią nic z tych rzeczy, które znamy z każdego wielkiego starcia militarnego w dowolnej epoce. Nie ma załamania systemu wartości ani zaniku moralności. Walońscy ochotnicy pozostają czyści jak łza. Od 1943 roku walczyli w ramach Waffen SS - organizacji, która została uznana przez trybunał norymberski za organizację zbrodniczą. Czytelnikowi od razu nasuwa się pytanie: co pominął w swoich wspomnieniach Leon Degrelle?
Z jednej strony można tę książkę przeczytać „na chłodno”, przez chwilę zapomnieć o zniszczeniach Polski, obozach zagłady i bombardowaniu Drezna przez Aliantów; potraktować tę lekturę jako czysty opis walk, wspomnienia żołnierza walczącego za swoje przekonania. Z drugiej jednak strony czytelnik, zwłaszcza Polak, przewracając kolejną stronę książki, nie może zapominać, czym była III Rzesza i jej armie. Pozycja zdecydowanie z górnej półki.