Łazienki Królewskie z Bolesławem Prusem

opublikowano: 2015-11-07, 13:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Bolesław Prus to pisarz, którego życie na zawsze złączyło się jego rodzinną Warszawą. A może tak wybrać się z nim na spacer do Łazienek Królewskich?
reklama
Bolesław Prus, 1890 (domena publiczna)

Weszliśmy boczną bramą. Obok sklepiku z pamiątkami. Mój towarzysz zdawał się nie pamiętać już prowadzonej przed chwilą rozmowy. Wyraźnie zadowolony z odmiany wyszeptał z zachwytem:

Jaki on ładny… Jaka w nim świeżość, jaki zapach powietrza!

– To jeden z najpiękniejszych parków na świecie. Klasycystyczna architektura doskonale komponuje się z ogrodem w stylu angielskim. W pańskich czasach po głównych alejach jeździły dorożki, uprawiano jazdę konną, latem po stawie pływały łódki, a zimą jeżdżono na łyżwach. To w Łazienkach uczucia Wokulskiego do panny Izabeli przybierają najróżniejsze formy i rozmiary. Pamiętam wymowny fragment: Znalazłszy się w Łazienkach, wyskakiwał z powozu i biegł nad sadzawkę, gdzie zazwyczaj spacerowała hrabina, lubiąca karmić łabędzie… wykorzystując przerwę mój towarzysz wszedł mi w słowo:

Przychodził zawczasu, a wtedy padał gdzieś na ławkę, zalany zimnym potem, i siedział bez ruchu, z oczyma skierowanymi w stronę pałacu, zapominając o świecie.

Tym razem ja postanowiłam dokończyć cytat:

Nareszcie na końcu alei ukazały się dwie kobiece figury. Wokulskiemu krew uderzyła do głowy. Podniósł się z ławki i szedł naprzeciw nich jak lunatyk, bez tchu… – Kiedy to jeszcze mówiłam, kątem oka zauważyłam z jakim zainteresowaniem mój towarzysz przygląda się przechodzącej opodal młodej kobiecie… Po chwili usłyszałam:

Ubiór przyzwoity, ruchy cudowne.

Dobrze rozumiałam sens tej uwagi. W czasach Bolesława Prusa strój odzwierciedlał towarzyską i materialną pozycję, dlatego kobiety musiały być ubrane odpowiednio do wieku i stanu cywilnego. Zupełnie nie do pomyślenia byłby komentarz, który dziś często słyszymy: z tyłu liceum, z przodu muzeum…

Dziewczyna, na którą patrzył mój towarzysz, wyglądała efektownie. Pewnie umówiła się tutaj na randkę. Raczej wątpię, żeby zwróciła uwagę na eleganckiego starszego pana z zamierzchłej epoki, ale on niewątpliwie zwrócił uwagę na nią. Czyżby ośmielił się do niej podejść? Przypomniałam sobie Wokulskiego, na widok Izabeli tracącego zmysły i dar wymowy. Postanowiłam zastosować małą prowokację:

– Gdy Wokulski mijał w parku pannę Izabelę z trudem był w stanie wydusić kilka nieskładnych słów…

Chyba mój towarzysz nie dosłyszał, bo patrzył na dziewczynę jak urzeczony…

Przystojna facetka... Wzrost więcej niż średni, bardzo kształtna figura, bujne włosy blond z odcieniem popielatym, nosek prosty, usta trochę odchylone, zęby perłowe, ręce i stopy modelowe…

reklama

W jego czasach uroda była największym kapitałem kobiet, zdarzało się, że nadmierną troskę o wygląd przypłacano nieszczęściem, jak to było w przypadku Małgorzaty Minclowej, żony Wokulskiego, która dla nadania swej skórze modnej bladości wytarła się bielidłem pewnego wieczora tak starannie od stóp do głów, że tej samej nocy wezwani na pomoc lekarze już nie mogli jej odratować. Wyczuwając wzrastające napięcie, postanowiłam przygotować grunt pod bardzo prawdopodobną porażkę:

– Ciekawa jestem, czy zwróci na pana uwagę. Wygląda pan nieco oryginalnie…

Wprawnym ruchem obciągnął poły surduta, poprawił melonik i binokle.

Czyż nie jestem eleganckim?

Przypomniał się mi biedny Rzecki na koncercie Rossiego dumnie znoszący docinki z powodu niemodnego ubrania. Prus, widząc jak się mu przyglądam, z usprawiedliwieniem w głosie objaśnił:

Binokle posiadają własność podnoszenia człowieka o stopień wyżej w hierarchii społecznej.

– Niektórym w okularach bardzo do twarzy, znani projektanci mody przywiązują dużą wagę do oprawek. Mężczyźni w okularach wydają się bardziej inteligentni… – Na szczęście nie potraktował tego jak przytyku. Widok wygrzewającej się na ławce pary w okularach przeciwsłonecznych skwitował z właściwą sobie ironią:

Co namiętniejsi eleganci posprawiali sobie nowe binokle, aby blaskiem szkła zamaskować wyglądającą przez oczy głupotę…

Domyślam się, że dzisiaj więcej osób niż w czasach Prusa ma problemy ze wzrokiem, w końcu nie bez kozery włoski medioznawca Giovanni Sartori powiedział o naszym pokoleniu, że z Homo sapiens przekształciliśmy się w homo videns. Prus był wielbicielem wynalazków, pomyślałam, że powinny go zainteresować szkła kontaktowe:

Tekst jest fragmentem książki Anny Małgorzaty Pyckiej pt. „Pod rękę z Bolesławem Prusem. Spacer po Śródmieściu”:

Anna Małgorzata Pycka
„Pod rękę z Bolesławem Prusem. Spacer po Śródmieściu”
cena:
29,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Instytut Wydawniczy Erica
Data i miejsce wydania:
pierwsze
Format:
140x205mm
ISBN:
978-83-64185-85-4
Pomnik Bolesława Prusa dłuta Anny Kamieńskiej-Łapińskiej na warszawskim Krakowskim Przedmieściu (fot. Cezary p; Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)

– Osoby z wadą wzroku, nabytą na skutek wielogodzinnego ślęczenia nad książkami czy wpatrywania się w ekran komputera, często noszą soczewki kontaktowe. Ale pana, zdaje się, teraz bardziej zajmuje piękna nieznajoma… Do ust przyciskając palec, wyszeptał:

Sza… sza… sza… sza!... I z gracją, której pozazdrościłoby mu wielu współczesnych młodzieńców, ukłonił się dziewczynie skoncentrowanej na wysyłaniu wiadomości ze swojego telefonu. Spojrzała na niego roztargnionym wzrokiem, co on uznał pewnie za zaproszenie do zajęcia miejsca obok… Zapowiada się ciekawie… Muszę podejść bliżej pod pozorem karmienia wiewiórek. Zobaczymy, co z tego wyniknie… Nie pytając o zgodę na zajęcie miejsca obok, usadowił się wygodnie i jakby mimochodem zagaił:

reklama

Pani zapewne… tak smutno… samej!...

Dziewczyna zajęta odpowiadaniem na SMS-a najpewniej nie zrozumiała, że to było do niej. Ale zażywny staruszek postanowił nie dać za wygraną… Podsunął się nieco bliżej i delikatnie poprawiając jej sweterek, wyszeptał:

Byłbym najszczęśliwszy…

Spojrzała na niego zdziwiona, jakby dopiero teraz go dostrzegła.

Pani musi być bardzo ciężko… Rozdarta między klawiaturą telefonu i podejrzanym nieznajomym wydawała się nie rozumieć o co chodzi…

Cóż to?... masz, widzę, obrączkę narzeczonej?... Och, biada mnie i tobie!...

Tego było już za wiele, wzruszyła ramionami, wstała i w podskokach pobiegła do chłopaka, który machnął do niej ręką. Ach, ta młodość… Mój towarzysz zdawał się nieco zmieszany, ale za wszelką cenę nie dawał po sobie poznać, że liczył na inny bieg zdarzeń. Wstał, poprawił melonik i ruszył w stronę stawu. Pozwalając mu wyjść z niekomfortowej sytuacji z twarzą, wsunęłam rękę pod jego ramię… Po chwili usłyszałam wypowiedziane jakby do siebie:

– _Straszna kompromitacja!... _

– Proszę się nie martwić, dzisiejsze kobiety nie przywykły do takich konwenansów. To nie pańska wina… chciałam jeszcze dodać: że wybrała młodszego, ale ugryzłam się w język.

Rozumie się, że dla damy…

Tego się nie spodziewałam, ale… niech i tak będzie… Dalej nie zamierzałam zgłębiać tematu. Dobrze, że tylko tak się skończyło, dziewczyna przecież mogła narobić wrzasku. Postanowiłam zmienić nastrój i powiedzieć, z czego słyną dzisiejsze Łazienki. Zanim jednak zebrałam myśli, starszy pan, nawiązując do niepowodzeń miłosnych Wokulskiego, wyszeptał:

Przeszedł nad stawem i obojętnie przypatrywał się czółnom i łabędziom. Potem skręcił w aleję, ku Pomarańczarni, na której byli wtedy oboje, i powiedział sobie, że…

– Za chwilę będzie koncert – dodałam, spojrzawszy na zegarek. Pan Bolesław wydawał się jeszcze błądzić wspomnieniami:

reklama

Zobaczyłem przed sobą śliczną śniadą twarz, czarne oczy i jeden z tych uśmiechów, za które nasz lekkomyślny praszczur Adam zdecydował się wleźć aż na – drzewo wiadomości złego i dobrego.

– Cóż za niecodzienny widok tak skutecznie rozchmurzył pańskie oblicze?

Przede mną stała cudowna panienka w czarnej jedwabnej sukni i aksamitnym kaftaniku i bardzo ładnymi rączkami przypięła mi do surduta – różę.

– Pewnie hostessa…

Toż samo zrobiła mojemu przyjacielowi, który pomimo stanowiska, jakie zajmuje w społeczeństwie, aż się oblizał.

– Mężczyźni, mężczyźni, w ogóle się nie zmieniacie…

Dobra psu i mucha.

– Panie Bolesławie, dzisiaj umizgi do nieznajomych nie są praktykowane na ulicach i w parkach. Dzięki internetowi ludzie łatwo nawiązują znajomości, ale tylko wirtualne. Kiedy dojdzie do spotkania twarzą w twarz, błyskawicznie tracą rezon, a niektórzy nawet w ogóle nie chcą się spotykać. Zresztą wydaje mi się, że dzisiejszym mężczyznom bardziej brakuje pewności siebie niż kobietom…

Oto są: kobiety…, zacięte intrygantki, nieubłagane nieprzyjaciółki, genialne organizatorki, które nie wiadomo, jak wchodzą do nas, nie wiadomo, gdzie znikają (niby promienie światła!) i tak macą nam w głowach, że – znowu – nie wiadomo za co i po co rzucamy się jedni na drugich, jak wilki zgłodniałe!

– Dysponując tymi zdolnościami od zarania dziejów pozostawałyśmy w waszym cieniu, wiek

dwudziesty dał nam jednak dużo swobody.

Emancypacja wprost zagraża fundamentowi niewinności.

– Ojej, zmiażdży mi pan ramię!

Ach, przepraszam!...

– Za chwilę rozpocznie się koncert, chodźmy, trzeba zająć dobre miejsce! – Żwawym krokiem weszliśmy pod górę.

Tekst jest fragmentem książki Anny Małgorzaty Pyckiej pt. „Pod rękę z Bolesławem Prusem. Spacer po Śródmieściu”:

Anna Małgorzata Pycka
„Pod rękę z Bolesławem Prusem. Spacer po Śródmieściu”
cena:
29,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Instytut Wydawniczy Erica
Data i miejsce wydania:
pierwsze
Format:
140x205mm
ISBN:
978-83-64185-85-4
Plakat promujący Rok Bolesława Prusa (fot. Nihil Novi; Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0.)

Przed naszymi oczami roztaczał się przepiękny widok. Różnokolorowy, falujący tłum sadowił się na ławkach i trawie. Ludzie wyglądali na rozluźnionych, zrelaksowanych, ciekawych tego, co wydarzy się za chwilę. Mój towarzysz zatrzymał się i westchnął:

Rezerwoar świeżego powietrza. Letni salon.

– Centralną postacią tej części parku jest Fryderyk Chopin. Jego pomnik, zaprojektowany przez Wacława Szymanowskiego, miał burzliwą historię. Ostatecznie, na przekór niestygnącym sporom i dyskusjom, jak to zwykle u nas bywa z wielkimi inicjatywami, został odsłonięty 14 listopada 1926 roku. Kiedy Warszawa znalazła się pod okupacją, Niemcy zakazali wykonywania muzyki Chopina, a pomnik wysadzili w powietrze. Po wojnie, w ruinach wrocławskiej fabryki wagonów, znaleziono głowę Chopina z rzeźby łazienkowskiej i na podstawie ocalałego modelu gipsowego zrekonstruowano cały pomnik. W 1959 roku po raz pierwszy zagrano w tym miejscu koncert.

reklama

Czym dla oka kolory i krajobrazy, tym dla ucha są tony, instrumenta i orkiestry. Czym dla chorego jest szpital, tym dla muzykalnego koncert.

– Recitale w Łazienkach podlegały różnym modyfikacjom. Początkowo sezon koncertowy rozpoczynało wykonanie jednego z koncertów Chopina z towarzyszeniem orkiestry, w latach 70. organizowano w godzinach wieczornych dodatkowe koncerty z muzyką kompozytorów współczesnych Chopinowi. Jeszcze w latach 80. koncert późniejszy (wówczas o godzinie 17.00) miał formę słowno-muzyczną, z udziałem znanych aktorów scen warszawskich recytujących poezję romantyczną.

Czy to znaczy, że od kilku lat upadła u nas muzyka?

– Nie, nawet można powiedzieć, że przeciwnie, cieszy się dużym zainteresowaniem, zarówno wśród mieszkańców Warszawy, jak i tłumnie przebywających tu latem turystów. Obecnie przyjęto formułę dwóch klasycznych recitali chopinowskich o godzinach 12.00 i 16.00, w każdą niedzielę od maja do września. Współcześni artyści występ w Łazienkach poczytują sobie za zaszczyt, nie zważając nawet na niedogodności pogodowe. Słynna jest historia występu Haliny Czerny-Stefańskiej, która dokończyła swój recital mimo ukąszenia przez osę.

Stan i gust do muzyki taki był wczoraj, jakim jest dzisiaj, tylko ludzie przestali pozować i uznali, że poziome ich zamiłowania mają taką samą rację bytu, jak i subtelny smak znawców.

– Bardzo trafnie udało się to panu ująć. Dziś wiele osób bez zażenowania przyznaje się do fascynacji kulturą popularną, a nawet muzyką disco polo. Znany socjolog, profesor Zygmunt Bauman, twierdzi nawet, że dziś nie ma ludzi na szczycie kultury, którzy odróżniają się od stojących niżej regularnym uczęszczaniem do opery czy filharmonii. Znamieniem przynależności do kulturowej elity jest maksymalna tolerancja i minimalna wybredność.

reklama

– Dzięki wykwintnej garderobie i przyjemnym manierom ja sam korzystam prawie co dzień z przywilejów „letniego salonu”. Rozpieram się na ławkach, lornetuję damy, bawię się dowcipną i kształcącą rozmową moich przyjaciół, podczas gdy inni moi bliźni – obchodzą i objeżdżają o całe ćwierć wiorsty park Łazienkowski.

– Muzyka Chopina, mimo zmieniających się gustów i upodobań, dostarcza publiczności niezapomnianych przeżyć i wrażeń. W tym miejscu dodatkowym atutem jest świeże powietrze…

Ludzie i zwierzęta oddychając zabierają z powietrza tlen (pierwiastek wszelkiego życia), a wydychają z siebie kwas węglowy, truciznę, która zanieczyszcza powietrze. Gdyby na ziemi istniały tylko zwierzęta, po niedługim czasie kwas węglany pomnożyłby się w atmosferze do takiej ilości, że wszystko, co się rusza, musiałoby wyginąć.

– W Warszawie jest dużo zieleni, rośliny…

Pracują nad oczyszczeniem atmosfery. Pochłaniają wytworzony przez nas kwas węglany, zabierają z niego węgiel i zwracają atmosferze – czysty tlen.

– Koncerty na świeżym powietrzu to doskonałe połączenie przyjemnego z pożytecznym. Dobrze, że udało się nam znaleźć dogodne miejsce. Posłuchajmy muzyki, wszak ona od wieków łagodzi obyczaje… Zanim rozbrzmiały pierwsze akordy, szepnął mi jeszcze na ucho:

W parku Łazienkowskim ścięto dziwny kasztan, odznaczający się tym, że na jego gałęziach zawsze wisiały owoce: albo kasztany, albo desperaci.

Po tych słowach na godzinę zamieniliśmy się w melomanów. Kiedy koncert dobiegł końca, mój towarzysz zgodził się, abyśmy poszli coś zjeść. Stosownym miejscem wydała się mi Qchnia Artystyczna w Zamku Ujazdowskim.

Zmierzając w stronę Ujazdowa, napomknęłam jeszcze o wyjątkowym, międzynarodowym projekcie „Ogrody Światła”. Warszawskie Łazienki razem z parkiem Księcia Pücklera w niemieckim Bad Muscau, Muzeum Carskie Sioło w Sankt Petersburgu, rezydencją księcia Gonga w Pekinie oraz francuskim zamkiem w Lunéville propagują nocne spacery z lampionami, w nastrojowo oświetlonych ogrodach. Wszystkie partnerskie muzea obchodzą też Święto Muzyki. Przypada ono na dzień 21 czerwca. Festiwal muzyczny Strefa Ciszy przyciąga tysiące osób… Bolesław Prus słuchał z zainteresowaniem. Chyba imponowało mu, że Warszawa śmiało konkuruje z największymi metropoliami świata.

Tekst jest fragmentem książki Anny Małgorzaty Pyckiej pt. „Pod rękę z Bolesławem Prusem. Spacer po Śródmieściu”:

Anna Małgorzata Pycka
„Pod rękę z Bolesławem Prusem. Spacer po Śródmieściu”
cena:
29,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Instytut Wydawniczy Erica
Data i miejsce wydania:
pierwsze
Format:
140x205mm
ISBN:
978-83-64185-85-4
reklama
Komentarze
o autorze
Anna Małgorzata Pycka
Doktor nauk humanistycznych Uniwersytetu Warszawskiego, starszy wykładowca w Warszawskiej Szkole Humanistycznej im. Bolesława Prusa. Autorka książek: Spacer po Śródmieściu. Pod rękę z Bolesławem Prusem, Kreacje i poglądy Stanisława Witkiewicza na tle głosów epoki oraz Powróćmy do rozmowy... 12 spotkań z Warszawą w tle oraz licznych artykułów popularnonaukowych.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone