Kwartalnik „Karta” – numer 85 – recenzja i ocena
Głównym tematem najnowszego numeru „Karty” są polskie winy. Spojrzenie to dla niektórych czytelników może być nieco szokujące, na ogół bowiem w historii podkreśla się wątki z których można być dumnym. Redakcja „Karty” zaznacza jednak w opublikowanym w numerze stanowisku, że to stawienia czoła także trudnym tematom zmusza po prostu zwykła przyzwoitość.
Poruszone w najnowszym numerze kwartalnika zagadnienie jest istotnie niezwykle drażliwe, chodzi bowiem o kwestię udziału i roli ludności polskiej w zagładzie Żydów podczas II wojny światowej. W nauce i publicystyce dyskusja na ten temat trwa od piętnastu lat (od publikacji „Sąsiadów” Grossa), a ostatnio wątki z nią związane trafiają i do kinematografii. Dyskusja ta jest nadzwyczaj trudno nie tylko z uwagi na drażliwość tematu, ale też na fakt częstego zideologizowania i spolityzowania debaty – po obu jej stronach.
Materiałem źródłowym przedstawionym przez „Kartę” są protokoły przesłuchań z powojennych śledztw w sprawie mordów na Żydach dokonanych w kilku podlaskich miejscowościach. Zostały one przygotowane do druku przez Mirosława Tryczyka, który dokonał także krytyki źródła – z jego analiz wynika, że jest ono jak najbardziej wiarygodne. Konkluzje wynikające z analizy przedstawionych materiałów można uznać za szokujące – do mordów Polaków na Żydach podczas wojny w określonej części Podlasia rzeczywiście dochodziło, co więcej nieraz były one spontaniczne, a nie prowokowane przez Niemców, a na dodatek często koordynowane przez przedstawicieli lokalnych elit. Tryczyk fakt tych zbrodni tłumaczy dużą popularnością przed wojną obozu narodowego na tych terenach, Barbara Engelking odrzuca to przekonanie jako zdecydowanie nazbyt uproszczone, woląc przyczyn szukać w znacznie bardziej skomplikowanym splocie przyczyn (i chyba ma rację). W debatach na ten temat pojawiał się argument, że udział Polaków w spontanicznych czy też prowokowanych przez Niemców mordach Żydów wynikał z chęci odwetu za ich kolaborację z okupantem sowieckim. Faktem jest jednak, że na omawianym terenie Żydzi nie wyróżniali się wcale na tle pozostałych grup narodowościowych gorliwością we współpracy z Sowietami. Tym niemniej subiektywne przekonanie o istnieniu „żydokomuny” istniało. Myślę, że materiały opublikowane przez „Kartę” są bardzo ważne, każdy powinien się z nimi samodzielnie zapoznać i wyrobić własną opinię na temat ich zawartości i wiarygodności.
Do opisywanie niechlubnych aspektów historii zaliczyć też można publikację materiałów na temat powojennych losów społeczności ewangelickiej w Mikołowie. Mimo że Polacy z dziada pradziada, tamtejsi luteranie byli nierzadko uznawani za Niemców i deportowani do Niemiec. Nieraz musieli oni dowodzić swojej polskości chociażby odśpiewywaniem Roty, ale i tak musieli liczyć na życzliwe jednostki w szeregach wojska czy administracji. Zdarzało się, że ich majątek był wówczas szabrowany, zaś mienie kościelne przejmowane przez katolickich „sąsiadów”. Ewangelicy próbowali uzyskać grunt pod nogami wydając deklaracje poparcie dla nowej władzy, jednak dla niej sami stanowili element podejrzany i traktowani byli instrumentalnie, komunistom nie była wszak obca zasada divide et impera.
Bardzo ciekawe są wspomnienia polskiego sędziego Aleksandra Niewiarowskiego, który w początkach XX w. został w carskiej służbie skierowany do Samarkandy. Jest to świadectwo zetknięcia się Europejczyka z innym porządkiem społecznym i prawnym, w dużej mierze tradycyjnym i opartym o normy zaczerpnięte m.in. z Koranu. Tekst zdobią bardzo atrakcyjne, kolorowe fotografie Turkiestanu autorstwa Siergieja Prokudin-Gorskiego.
Osoby zainteresowane nowoczesnymi środkami przekazu poczytać mogą o początkach polskiej kinematografii oraz o stacji nadawczej Polskiego Radia w Raszynie powstałej w latach trzydziestych. Także fascynaci II wojny światowej znajdą coś dla siebie – materiały o żołnierzach LWP podejmujących skazane na niepowodzenie próby udzielenia wsparcia powstańcom warszawskim oraz o pomyłkowym zbombardowaniu przez Amerykanów czeskiej Pragi.
Myślę, że niezależnie od osobistych preferencji (dla mnie np. arcyciekawe okazały się materiały dotyczące Mikołowa) najważniejszymi źródłami opublikowanymi na łamach tego numeru „Karty” są te przygotowane do druku przez Mirosława Tryczyka. Ich lektura zdecydowanie nie należy do przyjemnych, ale wydaje się że dla osób zainteresowanych dyskusjami o historii jest ona obowiązkowa. Uważam bowiem, że dla debat o trudnych nieraz zagadnieniach historycznych bardziej od publicystów miarodajni są historycy, których podstawową metodą pracy jest wszak analiza źródeł. Każdy zaś, kto chce te debaty śledzić, powinien ze źródłami się zapoznać.