Krzysztof Mierzejewski – „Hardy, Pióro i ja” – recenzja i ocena
Husaria, duma przedrozbiorowej armii polskiej to motyw często powracający w kulturze popularnej. „Hardy, Pióro i ja” to próba przybliżenia postaci skrzydlatych jeźdźców młodemu czytelnikowi. Jest to druga już, po „Skrzydlatych jeźdźcach” książka Krzysztofa Mierzejewskiego o husarii odwołująca się bezpośrednio do najmłodszego czytelnika.
Dorośli czytelnicy zapewne znają tak popularne kiedyś książki przygodowe. Mogliśmy w nich śledzić przygody równych czytelnikowi wiekiem urwisów, nicponi i ancymonów, którzy rozwiązywali mroczne zagadki, pomagali w łapaniu złodziei czy zakradali się do kopalń miedzi, by poznać życie górników. Były to postacie, z którymi mogliśmy się utożsamiać. Właściwie dowolny z poznanych bohaterów mógł być naszym sąsiadem. Idąc tym tropem warto wspomnieć o znacznie bardziej egzotycznych przygodach obieżyświata Tomka Wilimowskiego, który dorastał wraz z czytelnikiem.
„Pióro, Hardy i ja” jest skierowane do nieco młodszego czytelnika, mniej więcej z pierwszych klas szkoły podstawowej. Cała książka napisana jest z perspektywy tytułowego „ja”, chłopca u progu nastoletniości. Razem z nim poznajemy szlachecki dworek z początków XVII w. i przeżywamy przygody odpowiednie dla chłopca, który marzy o zaszczytnej służbie w roli towarzysza husarskiego. Ta pozycja to niemal 50 stron wartkiej akcji, wzlotów i upadków, chęci, zbiegów okoliczności i niezmąconej wiary w siebie młodego chłopca. Oczywiście, cała historia musi skończyć się dobrze, młodego husarza z tarapatów wyciągają rodzice lub, co nadaje książce posmak przygody, zwierzęta o niemal ludzkiej inteligencji. Co istotne, opowieść przenosi nas w czasy, kiedy dobro wyraźnie odznaczało się od zła, zaś główny bohater ani przez moment nie waha się, by spełniać czyny godne rycerza, szlachcica i patrioty.
Cała historia zilustrowana jest utrzymanymi w ciepłej tonacji obrazkami. Na końcu książki, dla dociekliwych czytelników w dowolnym wieku, zamieszczono krótki i przystępny rys historyczny husarii. Dzięki niemu młody czytelnik sam zaspokoi swoją ciekawość lub też rodzic będzie mógł się odpowiednio przygotować do odpowiadania na dziesiątki pytań, jakie lektura może zrodzić w głowie młodego pasjonata skrzydlatej jazdy. Szkoda, że książki nie uzupełnia również prosty słowniczek wyjaśniający co trudniejszych słowa padające w tekście.
Czego w książce brak? Przede wszystkim – jest zdecydowanie za krótka. Wiele wątków aż prosi się o rozwinięcie, być może celowo pozostawiając pole do popisu rodzicom, którzy rozwiną opowieść swoim dzieciom? Przykładowo, wątek życia codziennego w dworku czy też wojny polsko-szwedzkiej zostały niemiłosiernie skrócone. Jeśli nawet jednolity tekst byłby za długi dla młodszych czytelników, może warto, by kolejna książka, o młodym dragonie jadącym pod Wiedeń czy szlachciance spod Kamieńca Podolskiego byłą dłuższa, za to podzielona na opowiadania?