Konrad T. Lewandowski – „Rumuńskie Kawony” – recenzja i ocena

opublikowano: 2016-02-08, 09:00
wolna licencja
Na kolejny tom przygód komisarza Drwęckiego czekałem z niecierpliwością. Jako sympatyk serii co jakiś czas sprawdzałem, czy nie pojawiają się wieści o nowej części. I kiedy się w końcu doczekałem, to poczułem się - delikatnie mówiąc - rozczarowany.
reklama
Konrad T. Lewandowski
„Rumuńskie Kawony”
cena:
35,00 zł
Wydawca:
Bollinari Publishing House
Rok wydania:
2015
Okładka:
miękka
Liczba stron:
296
Format:
135 x 200 mm
ISBN:
9788363865931

Na początku uczciwie zapewniam, że recenzja zdradza kluczowe dla całej sprawy wątki fabuły. Jeżeli komuś to zepsuje zabawę niech lepiej jej nie czyta, albo przejdzie od razu do podsumowania. Ponieważ Rumuńskie kawony są kryminałem, większą rolę w recenzji odgrywa subiektywny odbiór niż jakieś obiektywne prawidła. Poniższa recenzja nie rości sobie zatem żadnych nienależnych praw. Możemy tu raczej mówić o moich odczuciach niż o próbie zmierzenia, zważenia i podania obiektywnych mierników dotyczących tej pozycji. Po kolei jednak.

Kolejny tom przygód komisarza został wydany nie w Wydawnictwie Dolnośląskim, ale w znacznie mniej znanym Bollinari Publishing house. Znanym z wydawania takich pozycji jak Czerwona msza Urbankowskiego czy też wywiadu-rzeki z posłanką Krystyną Pawłowicz Bez cenzury oraz z licznych pozycji wpisujących się w narodową narrację. Samą książkę wydano ładnie I pod względem estetycznym nie można jej niczego zarzucić, być może poza niewyraźnymi numerami stron, ale to zupełnie nieistotny szczegół.

Na plus

Akcja Rumuńskich kawonów osadzona jest w urokliwej miejscowości Zaleszczyki, przed wojną jednym z najsprawniej i najprężniej działających kurortów II RP nazywanym nawet „polskim Marine”. Pomysł umieszczenia akcji powieści gdzieś daleko na Kresach (czy też stosowniej byłoby powiedzieć: na Pokuciu) w tak malowniczym miejscu jak Zaleszczyki wydał się moim zdaniem bardzo ciekawy.

Do tego autor wplątał w akcję powieści jedną z najzabawniejszych postaci II Rzeczpospolitej - Adama Nasielskiego. Ten nieszablonowy człowiek był autorem seryjnie produkowanych kryminałów (od którego King, Coben i wszyscy pozostali dzisiejsi mistrzowie mogli by się uczyć). Nasielski od roku 1931 do 1939 wyprodukował 40 powieści kryminalnych. Nie potrzeba chyba dodawać, że w przeważającej liczbie niemożebnie kiczowatych, sztampowych i przerażająco przewidywalnych.

Pozytywne jest niewątpliwe to, że Lewandowski zachował atmosferę poprzednich części cyklu. Przygody Drwęckiego są prawdziwą odtrutką dla wszystkich mrocznych kryminałów, gdzie główny bohater to zakapior, zapijaczony samotnik. Tutaj mamy do czynienia z głównym bohaterem o zgoła innej charakterystyce: to ojciec i szczęśliwy mąż. Do tego pojawiają się znani już ze wcześniejszych powieści towarzysze kryminalnych zagadek: Wieniawa-Długoszowski oraz Franc Fiszer. I to niewątpliwie wszystko bardzo pozytywne elementy książki.

Na minus

Niestety, jak często bywa, to co z pozoru wydaje się dobre w rzeczywistości okazuje się nieszczególne. I tak jest właśnie w przypadku powieści Lewandowskiego. Po pierwsze Zaleszczyki. Skoro już autor zdecydował się umieścić akcje w tym malowniczym miejscu, to aż się prosi się o jakiś wysmakowany, soczysty opis, tak aby można było „poczuć” to urokliwe miejsce. Niestety, okazuje się że pokucki kurort nie jest nawet odległą scenografią. To fakt szczególnie irytujący, bo materiałów z epoki na temat Zaleszczyk jest niemało i na pewno byłyby niezwykle atrakcyjne.

reklama

Drugim rozczarowaniem jest dość monotonne powtarzanie przez autora elementów z pozostałych powieści. Znowu czytelnik dostaje do rąk powieść z Fiszerem i Wieniawą. Sposób w jaki zostali oni wprowadzeni do narracji zdaje się sugerować, że autor żadną miarą nie chciał eksperymentować. W efekcie, w stosunku do poprzedniej części odnosi się raczej wrażenie regresu niż rozwoju postaci. Momentami też styl Rumuńskich kawonów niebezpiecznie zbliża się - o paradoksie! - do poziomu znanego z prozy Adama Nasielskiego. „W oczach miała poezję Temajera, a konkretnie wiersz «Mów do mnie jeszcze»”. Niestety to nie jedyna niezgrabność jaka pojawiła się na kartach powieści.

Dwa pozostałe zarzuty bledną jednak przy samej fabule. Kryminały zawsze rządziły się swoimi prawami, zawsze można było spotkać w nich niezwykłe i nieprawdopodobne scenariusze. Niekiedy autorzy z gracją tkają cokolwiek fantastyczne zbiegi okoliczności. Czytelnik wie, że czyta historię która wydaje się mało realna, ale nie przeszkadza mu to. Niestety zdarza się inaczej i niestety właśnie takim przypadkiem są Rumuńskie kawony.

Nagle - ni stąd ni zowąd - czytelnik dostaje po głowie dwoma tematami: komunizmem i miłością homoseksualną (całkowicie nie przypadkiem łączącymi się ze zbrodnią). Motywy zbrodni wydają się wręcz doczepione na siłę i stają się przez to mało prawdopodobne. Tymczasem nigdy nie jest za dobrze kiedy w barszczu pływa za dużo grzybów. Moim skromnym zdaniem można było zrezygnować albo z wątku homoseksualnego albo komunistycznego. A tak stworzona została wyliczanka, nie dosyć, że morderca, to jeszcze komunista, a do tego „zboczeniec”. W takiej sytuacji zakończenie raczej zawodzi niż daje satysfakcję.

Obiektywnie nie można powiedzieć, że Rumuńskie kawony są złą książką. Ba, gdyby napisał je nie Lewandowski tylko jakiś początkujący autor, można by nawet powiedzieć, że to całkiem dobre początki. Niemniej po autorze Magnetyzera spodziewałem się czegoś znacznie lepszego. Czytelnik moim zdaniem będzie miał poczucie niedostatku. Ale może się mylę?

reklama
Komentarze
o autorze
Paweł Rzewuski
Absolwent filozofii i historii Uniwersytetu Warszawskiego, doktorant na Wydziale Filozofii i Socjologii UW. Publikował w „Uważam Rze Historia”, „Newsweek Historia”, „Pamięć.pl”, „Rzeczpospolitej”, „Teologii Politycznej co Miesiąc”, „Filozofuj”, „Do Rzeczy” oraz „Plus Minus”. Tajny współpracownik kwartalnika „F. Lux” i portalu Rebelya.pl. Wielki fan twórczości Bacha oraz wielbiciel Jacka Kaczmarskiego i Iron Maiden.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone