„Historyczne Bzdury” – jak radzić sobie z mitologizacją i fałszowaniem historii w sieci?
Facebook – gdzieś pomiędzy zdjęciami słodkich kotów, super ofertą sprzedaży nierozpakowanego smartfona, fotkami z wakacji czy piosenkami Lany del Rey znaleźć można taką oto wypowiedź:
Taka jest prawda o Józku, którego nazwisko prawdziwe brzmi: Zeligman! Prawdziwy Józef Piłsudski został zamordowany, a żyd Zeligman zawłaszczył Jego Imię, Nazwisko i majątek, o czym PiSał Brat Józefa – Bronisław, słynny polski uczony – badacz kultury Ajnów, Ludów Syberii oraz Japończyków. Ten, którego znamy, jako tzw. Marszałka, jest żydem – uzurpatorem! Nienawidził Polaków i gardził Polakami, a zamach majowy (i nie tylko!) to była zbrodnia przeciw Narodowi polskiemu!
Gdzieś indziej filmik na YouTube zatytułowany „Judeosataniści spalili w Warszawie 600,000 Polaków na stosach”. W innym miejscu jakiś użytkownik ujawnia:
Niemcy, Rosjanie, Francuzi, Brytyjczycy (i Amerykanie!) – wszyscy zmówili się przeciwko Polsce, a my ciągle nazywamy to „ironią historii”, nie widząc w tym naszej słabości.
Równolegle kogoś rozpiera duma, a nawet przegrane bitwy stają się zwycięstwami:
Moze przestanmy nazywac „cudami” nasze zwyciestwa, genialnych strategow oraz bohaterskich dowodcow wraz z ich bohaterskimi zolnierzami!!!! Bitwa Warszawska, Bzura, Wizna, Westerplatte, Monte Cassino, Somosierra, bitwa pod Kluszynem. Duzo wiecej mozna by wymienic, ale nie nazywajmy tego k...wa „cudami”. My po prostu tacy jestesmy ;)
To tylko kilka cytatów z internetowych wypowiedzi o historii, które znaleźć można na facebookowym profilu „Historyczne Bzdury”. – Pomysł wpadł mi do głowy jakoś tak zupełnym przypadkiem – opowiada o powstaniu inicjatywy jej administratorka Ania – Ponieważ lubię historię, chętnie wchodzę na strony i profile o takiej tematyce. W pewnym momencie zaczęłam kolekcjonować absurdalne lub zwyczajnie głupie komentarze innych użytkowników. Dość przerażające było tempo z jakim ta kolekcja się rozrastała. Na koniec uznałam, że w sumie warto by było się podzielić tymi perełkami z innymi użytkownikami. Tak powstały „Historyczne Bzdury”. To chyba jedyny w Polsce profil o takim charakterze. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona popularnością tego pomysłu. Okazało się to być strzałem w dziesiątkę.
Każdą „bzdurę” ilustruje screen z komentarzem na serwisie społecznościowym, memem czy demotywatorem – oryginalnym zapisem „alternatywnej”, a często również „niepokornej” interpretacji dziejów. Imiona i nazwiska zawsze są zamazane. Prowadząca profil w opisie do „dowodu” punktuje mity, kłamstwa i fałsze – czasem szczegółowo wskazując „bzdury”, czasem wykazując dziury w logice wywodu, czasem zaś po prostu ironicznie komentując treść wpisów i odkryć.
– Znajduję bzdury na niemal każdy temat. Bardzo dużo głupot wypisują ludzie w tematach które do dzisiaj wywołują silne emocje – mam na myśli przede wszystkim historię II wojny i czasów powojennych. A także czasów które ze względu na niedostatek źródeł są wciąż bardzo słabo rozpoznane – czyli przybycie Słowian na te tereny i początki państwa polskiego – tłumaczy administratorka facebookowego profilu.
Dzisiaj mam dla was rzecz może nie bardzo znaną. Ale ten demotywator pojawia się dość regularnie na stronach mniej lub...
Posted by Historyczne bzdury on 14 września 2015
Wśród autorów „bzdur” wyróżnić można kilka głównych grup. W sieci powszechnie znani są tzw. „turbosłowianie”, czyli miłośnicy przedchrześcijańskich dziejów Polski/Słowiańszczyzny (dla nich to zresztą jedno i to samo), zwykle krytycznie nastawieni do katolicyzmu, za to gotowi udowadniać, że przed Mieszkiem I byliśmy potęgą. Inni produkujący treść to „gimbopatrioci” – najczęściej małoletni miłośnicy historii wojskowej, gotowi walczyć o to, że polski oręż był niezwyciężony, husaria to najlepsza formacja w historii, wszyscy się nas bali, my zaś byliśmy nie tylko dzielni, ale i szlachetni. Co ich wszystkich łączy? – Punktem wspólnym wszystkich piszących bzdury jest brak krytycyzmu. Jak to powiedział Abraham Lincoln – człowiek uwierzy we wszystko, co wyczyta w internecie – śmieje się Ania – Którzy są najgorsi? Ciężko stwierdzić. Ale chyba najbardziej irytują mnie ci, którzy własną niewiedzę przykrywają stekiem przekleństw. Nie ma nic gorszego niż cham i ignorant w jednym.
Czy internet sprzyja powstawaniu „historycznych bzdur”?
– Nie ma jednego internetu. Każdy z nas porusza się online w innych przestrzeniach, definiowanych przez zainteresowania, wykształcenie, klasę społeczną czy nawet poglądy polityczne – mówi Marcin Wilkowski, twórca serwisu „Historia i media”, specjalista od digital history i cyfrowej humanistyki, pilny obserwator zjawisk sieciowych – Można chyba powiedzieć, że Sieć jako medium sprzyja raczej tym, którzy już mają jakieś kompetencje w zakresie krytycznej recepcji informacji i odpowiedzialnego budowania swojej wiedzy historycznej. Natomiast tym, którzy z różnych względów ich nie posiadają, pozwala w łatwy sposób wzmocnić wyznawane mity i stereotypy historyczne. Ta część internetów kształtuje estetyzowaną wizję przeszłości, gdzie śmierć zawsze jest piękna i bohaterska, w której nie ma kobiet i dzieci, a wojna i polityka to podstawa procesu dziejowego, spłaszczonego zazwyczaj do wymiaru „ciekawostek historycznych”.
– To jest główny problem. Internet to ogromne źródło wiedzy, również tej rzetelnej. Ale też jest idealnym miejscem rozsiewania pseudoteorii, teorii spiskowych itd. – zgadza się autorka „Historycznych bzdur” – To prawdziwa pułapka dla ludzi nie nauczonych weryfikowania każdej informacji (a niestety, w polskich szkołach dominuje podejście nauczyciel-autorytet mówi, uczeń ma słuchać i nie zadawać pytań, a już absolutnie nie może mieć żadnych wątpliwości). Co gorsza, mity bardzo łatwo się rozsiewa, ale gdy już zaczną żyć własnym życiem w zasadzie nie ma szans na wyeliminowanie ich.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
To, jak żywotne są bzdury, pokazuje historia największego fałszu polskiej Wikipedii – biogramu Henryka Batuty (właśc. Izaaka Apfelbauma), polskiego komunisty, uczestnika wojny domowej w Hiszpanii (i pierwowzoru gen. Golza z powieści „Komu bije dzwon”), oficera KBW poległego w walkach z UPA, który jest patronem ulicy na warszawskim Służewiu. Oczywiście, Henryk Batuta nie istniał, jego losy to połączenie kilku typowych życiorysów polskich komunistów, a ul. Batuty nie czeka na dekomunizację, gdyż odnosi się do rekwizytu dyrygenta. Przez ponad rok funkcjonowania mistyfikacji informacje o Batucie-Apfelbaumie trafiły w ponad 800 różnych miejsc w sieci. To najwyraźniejszy dowód na to, że w sieci historię wyjątkowo łatwo sfałszować.
Co robić?
Jak walczyć z „historycznymi bzdurami” w polskim internecie? – Być może inspiracją mogłyby być tutaj działania informacyjne i wiedzotwórcze skierowane przeciwko oddziaływaniu niebezpiecznych ruchów antyszczepionkowych – zastanawia się Marcin Wilkowski – Odpowiedzią mogłaby być także krytyczna polityka historyczna w modelu, który zaproponował Histmag. Trudno jednak oczekiwać prostego i skutecznego rozwiązania w materii tak skomplikowanej i upolitycznionej. Może po prostu trzeba robić swoje – zakładać i prowadzić dobre naukowe i popularnonaukowe serwisy historycznej, podejmować działania związane z upowszechnianiem nauki, rozwijać kierunki public history na uczelniach, dbać o łatwy dostęp do publikacji naukowych. Jednak to wszystko wymaga organizacyjnego i finansowego wsparcia. Tymczasem Ministerstwo Nauki za działalność na rzecz upowszechniania nauki uznaje wciąż przede wszystkim zakładanie repozytoriów i dofinansowywanie druku publikacji pokonferencyjnych...
Jeżeli w jednej wypowiedzi występuje Jan Sobieski, Mieszko I i Hitler to wiedz, że coś się dzieje.
Posted by Historyczne bzdury on 3 październik 2015
– Największą rolę widzę właśnie w portalach propagujących historię – stwierdza Ania z „Historycznych bzdur” – Dlatego ciąży na ich twórcach największa odpowiedzialność, aby nie powielać mitów. Każdy tekst, każda ciekawostka powinna być wcześniej dokładnie przemyślana i zweryfikowana. Bo nie ukrywajmy – mało osób sięga dzisiaj po książki. Bo drogie, bo nudne, bo za dużo tekstu na raz. Powody są różne. Większość woli szybkie i łatwo przyswajalne ciekawostki. I na nich opiera swoją wiedzę. Dlatego najważniejszą rzeczą jest zaprzestanie publikowania bzdur w szerokodostępnych portalach, a dopiero potem zwalczania już tych istniejących.
Słowem: potrzebujemy pracy u podstaw. Przydałaby się też pewna odpowiedzialności samych popularyzatorów, którzy powinni pamiętać, że ich misją jest rzetelne edukowanie, a nie sprzedawanie mniej lub bardziej wyedukowanym odbiorcom pseudonaukowych sensacji czy historii w wersji „gimbopatriotycznej”. Zaś osobom stojącym na straży rzetelności w opowiadaniu o przeszłości, takim jak twórczyni „Historycznych bzdur”, warto życzyć wytrwałości oraz... mniejszej ilości treści do punktowania.