Historia lokalna, historia zapomniana
Przeczytaj też: Nieodzowność historii narodowej
Gdy w 1999 roku wprowadzano reformę samorządową, przewracającą dotychczasowy podział administracyjny do góry nogami, jednym z jej celów miał być powrót do lokalności. Granice województw pieczołowicie starano się pokryć z granicami historycznymi, tylko w niektórych przypadkach – vide województwo śląskie – znacząco od nich odbiegając. Do historii lokalnych powracano jednak w heraldyce. Oblężenie przeżywali historycy na co dzień zajmujący się badaniem herbów, którzy na zamówienie różnych jednostek samorządowych odkrywali przed mieszkańcami regionów ich własną historię.
Przez lata PRL historia w wymiarze popularnym i edukacyjnym od lokalności starała się uciekać, a jeśli już to pokazywać ją w kontekście ogólnonarodowych dramatów. Była to polityka zrozumiała o tyle, że wraz z włączeniem do Polski terytoriów, które od setek lat do niej nie należały, trzeba było stworzyć jakiś punkt odniesienia, a tym była historia pod którą każdy mógłby się podpisać. Jednocześnie zacierano ślady lokalności, przynajmniej tam gdzie mogła się ona okazać nazbyt germańska, a za mało słowiańska.
|
|
|
|
W pomrokach dziejów ginęła więc pamięć o wielokulturowości ziem polskich, zabijana przez próby skonstruowania jednolitej narracji, w której różnorodność miała zanikać. Oczywiście nie jest, ani nie było tak, że historią lokalną nikt się nie zajmował. Owszem, wydziały i instytuty historyczne pełne były naukowców, którzy prowadzili wnikliwe badania dotyczące regionów. Na naukowy rynek wydawniczy trafiały opracowania źródeł odnoszących się do dziejów regionalnych, monografie, a periodyki pełne były artykułów odnoszących się do najdrobniejszych zagadnień dotykających małych ojczyzn. Cóż jednak z tego, jeśli nie jest i nie było im dane przebić się przez betonowy sufit oddzielający naukę od powszechnej wiedzy.
W dużej mierze stan ten trwa do dnia dzisiejszego, pomimo chęci odwrócenia trendu zapisanej w koncepcji ustawy samorządowej. Miała ona przywrócić lokalność i dać jej nowe życie. Czy dała? Rzeczywistość jest raczej brutalna. Za upowszechnianie wiedzy odpowiadać muszą szkoły, instytucje kultury (takie jak biblioteki czy domy kultury) i muzea. W przypadku szkół w programach lekcji historii odniesień do regionalizmów jest mało, jeśli są w ogóle. I choć dydaktycy historii zalecają, aby omawiając „wielką historię” sięgać do „małej”, wytwarzając w uczniach poczucie uczestniczenia w procesie dziejowym, to najczęściej są to jedynie pobożne prośby, nierealizowane w natłoku pracy i zadań stawianych przed nauczycielem. W siatce lekcyjnej miejsca na dzieje lokalne nie ma. Odpowiedzią na ten problem mogłyby być muzea, lecz one na liście priorytetów władz samorządowych są zazwyczaj na szarym końcu.
– Jest gorzej, niż przed kilku laty. Bardzo brakuje funduszy i odbija się to na instytucji. W muzealnictwie można zauważyć stopniowy spadek w dół, choć ustawowym obowiązkiem organu założycielskiego jest dotowanie jednostki, aby mogła działać na odpowiednim poziomie – mówił w wywiadzie dla „Gazety Krakowskiej” w 2013 roku zastępca Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu Roman Kucia. Najpewniej podobną opinię mogło by powtórzyć wiele osób zajmujących się regionalnymi muzeami i izbami pamięci. Ich codziennością jest wyrywanie pieniędzy i poszukiwanie dotacji umożliwiających jakiekolwiek działanie.
W kategorii skandalu można rozpatrywać fakt, że w moich rodzinnych Pabianicach lokalne muzeum zmuszone było do wystartowania w budżecie obywatelskim z wnioskiem o dofinansowanie... kupna pamiątek i dokumentów związanych z dziejami miasta, czyli de facto z tym co należy do ich statutowych obowiązków.
Samorządy tłumaczą się rzecz jasna brakiem pieniędzy, acz jeśli spojrzy się choćby na programy kandydatów w wyborach samorządowych to kwestie związane z historia lokalną poruszane są niezwykle rzadko. Rzutuje to na podejście późniejszych władz do kwestii upowszechniania wiedzy o dziejach regionu, co widoczne jest chociażby w nazewnictwie ulic. Ciągle dużo łatwiej nowo wytyczane uliczki nazwać „Kwiatową” lub „Lipową”, a arterie sięgając do patronów z panteonu ogólnopolskich bohaterów narodowych, niż poszperać we własnej historii. To samo dotyczy zainteresowania zabytkami, które najczęściej niszczeją w oczekiwaniu na wypisanie z rejestru, co umożliwić ma tanią sprzedaż potencjalnemu nabywcy, który może w danym miejscu postawić... blaszany market. A jeśli już nawet da się namówić owego kupca do zachowania zabytkowej tkanki, to czyni to w taki sposób, że jej istota zostaje zupełnie zdemolowana. I tak historia lokalna przegrywa z wolnym rynkiem.
Powyższy artykuł powstał w ramach akcji „Historia lokalna podlega ochronie”:
Zajmujesz się badaniem lub popularyzowaniem historii lokalnej? Jesteś zaangażowany w poświęconą tej tematyce inicjatywę? Wypełnij naszą ankietę i dołącz do przygotowanej przez nas bazy danych.
Właściwa część akcji „Historia lokalna podlega ochronie” trwała na łamach portalu Histmag.org od 16 marca do 30 kwietnia 2016 roku. Choć zakończyliśmy jej główny trzon, to wciąż interesujemy się historią lokalną i ludźmi, którzy się nią zajmują
Światełkiem w tunelu są rzecz jasna rozpoczęte w wielu miastach projekty rewitalizacyjne, które nie tylko odnowić mają obszary miejskie i doprowadzić do stanu używalności, ale pobudzić regionalną pamięć historyczną. W badaniach CBOS – zleconych przez władze Łodzi w 2010 roku – 67% Łodzian odpowiedziało, że nie widzi w swoim mieście niczego wyjątkowego, pomimo wyróżniającej się w skali kraju zabudowy mieszczańsko-fabrycznej. Rewitalizacja ma być więc środkiem do budowania lokalnej tożsamości. Ale czy wystarczającym? Warto przypomnieć jak długo władze samorządowe broniły się przed jakimkolwiek zaangażowaniem w procesy rewitalizacyjne. Każda zbiórka na odnowę cmentarzy, przy całej chwalebności tego aktu, była – co by nie powiedzieć – ucieczką publicznego mecenasa przed potrzebą sfinansowania odnowy ważnego elementu lokalnej pamięci i zrzucenia tej odpowiedzialności na fundacje i ludzi dobrej woli. Jednym słowem, historia lokalna została całkowicie sprywatyzowana.
Historia lokalna pozostaje dziś w rękach pasjonatów, którzy próbują ją podtrzymywać przy życiu własnym zaangażowaniem i chęcią, nie licząc przy tym szczególnie na wsparcie z zewnątrz czy zrozumienie. To pojawia się dopiero przy osiągnięciu jakiegoś spektakularnego sukcesu, który staje się opłacalny. Wtedy dopiero ma on wielu ojców.
Oczywiście powstaje pytanie o sens kształtowania pamięci o dziejach regionu. Czy nie wystarczy nam pamięć o przeszłości narodu, których lokalność jest tylko małym epizodem? Być może kwestią badań społecznych jest dostrzeżenie jak świadomość własnej historii przekłada się na rozwój danego miasta czy ziemi. Jednak już na podstawie czysto publicystycznego oglądu zjawiska dostrzec można wyraźne związki pomiędzy upadkiem ekonomiczno-społecznym skupisk ludzkich a zanikiem lokalnej tożsamości albo jej daleko idącym kryzysem. Społeczności pozbawione przywiązania do miejsca zamieszkania niechętnie inwestują w regionie, nie angażują się w życie „małych ojczyzn”, nie mają motywacji do ich kreowania. I tak wolny rynek wygrywa z historią.
Marazm w jakim tkwi historia lokalna jest jedną z największych porażek reformy samorządowej z 1999 roku. Cały proces budowania wspólnot w „małych ojczyznach” zakończył się najczęściej na zaprojektowaniu herbu i okolicznościowych łańcuchów dla władz lokalnych. Niestety, wizja polityki historycznej obecnych władz odnowie lokalności z pewnością służyć nie będzie. Ona opiera się przecież na „wielkich narracjach”, te małe pozostawiając na marginesie w szarej strefie regionalnych skrybów.
Przeczytaj również: Historia lokalna podlega ochronie – pokażmy jej dobrą stronę!
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz
Powyższy artykuł powstał w ramach akcji „Historia lokalna podlega ochronie”:
Zajmujesz się badaniem lub popularyzowaniem historii lokalnej? Jesteś zaangażowany w poświęconą tej tematyce inicjatywę? Wypełnij naszą ankietę i dołącz do przygotowanej przez nas bazy danych.
Właściwa część akcji „Historia lokalna podlega ochronie” trwała na łamach portalu Histmag.org od 16 marca do 30 kwietnia 2016 roku. Choć zakończyliśmy jej główny trzon, to wciąż interesujemy się historią lokalną i ludźmi, którzy się nią zajmują