Hal Duncan — „Welin. Księga wszystkich godzin” – recenzja i ocena
„Welin” to kolejna pozycja — po „Wiekach Światła” MacLeoda — wydana w serii Uczta Wyobraźni przez Wydawnictwo MAG. Serii zawierającej książki ambitne, dostrzeżone przez krytyków na całym świecie i przecierające nowe szlaki w literaturze fantasy. Dzieła te skierowane są jednak do wąskiej grupy odbiorców, którym nie wystarczy bezmyślne machanie mieczem, wyciąganie królików z kapelusza czy ratowanie dziewic. To książki dla czytelników, którzy mają większe oczekiwania wobec lektury, potrzebują czegoś, co zmusi ich do wysiłku intelektualnego — pobudzi myśli i wyobraźnię. Dlatego osoby, które wezmą do ręki „Welin”, muszą mieć się na baczności. Książka jest pozycją trudną zarówno w czytaniu, jak i odbiorze. Dzieło Duncana to nie lektura łatwa i przyjemna. Sam przeżywałem chwile zwątpienia i zastanawiałem się, czy nie zrezygnować z czytania. Wystarczyło jednak trochę poświęcenia i odrobina cierpliwości, żeby dobrnąć do końca. A było warto.
Welin to tajemna księga zwana również Księgą Wszystkich Godzin. Legenda głosi, że jest ona boskim zapisem rzeczywistości, sporządzonym przez anioła Metatrona lub też listą osób żyjących, spisanych zgodnie z ich prawdziwymi imionami. To artefakt, w którym zapisane zostały losy wszechświata zarówno przeszłe, teraźniejsze, jak i przyszłe, a nawet odnoszące się do alternatywnych rzeczywistości. Kto dzierży Księgę, ma władzę nad czasem i przestrzenią. To właśnie walka o władzę stanowi oś całej powieści, konflikt między Aniołami i Demonami, niegdysiejszymi bogami, który trwa już setki lat. Potyczka między istotami zwanymi Enkin — ludźmi, którzy zostali przebudzeni i mają możliwość podróżowania do Welinu, dzięki czemu stali się Aniołami. W zamyśle Duncana każda osoba posiada swoje prawdziwe imię wyryte na ciele niczym tatuaż i zapisane w Mowie, które widoczne jest tylko dla nielicznych.
W nieustanną walkę pomiędzy Enkin zostaje wplątana trójka bohaterów, którzy nie chcą opowiedzieć się po żadnej ze stron konfliktu. Rodzeństwo Messenger-Thomas i Phreedom oraz Seamus Finnan nie mają ochoty w jakikolwiek sposób uczestniczyć w sporze. Nawet jeśli werbuje ich sam przywódca i sprawca walk, anioł Metatron. Ich decyzja, jak również późniejsze wybory będą miały jednak niewyobrażalny wpływ na losy konfliktu, całej rzeczywistości Welinu, a także ich własne. I nic już nie będzie takie samo jak przedtem.
Fabułę ”Welinu” trudno jednoznacznie zakreślić, bo na dobrą sprawę nie ma tu jasno zarysowanego układu wątków i zdarzeń. Cała książka podzielona jest na dwie główne części, te z kolei na jeszcze mniejsze elementy. Każda z części zawiera niezliczoną ilość wątków, które łączą się ze sobą w mniejszym lub większym stopniu. Owe powiązania niejednokrotnie widoczne są dopiero w kolejnej fazie lektury. Pisarz sprawia, że to, co uważaliśmy za pewnik, wcale nie musi być tym, za co uchodzi. Duncan bawi się różnymi stylami i formami, mieszając je i sprawiając, że książka jest jedną wielką układanką. Wątki traktowane są jak części, swoiste puzzle, które czytelnik ma za zadanie poprawnie do siebie dopasować. Autor zdaje się bynajmniej nie przejmować, że odbiorcy „Welinu” zadanie to może wydawać się niemożliwe do wykonania, a już z pewnością trudne.
Nic, co się w książce pojawia, nie jest niepotrzebne. Każda rzecz ma swoje przeznaczenie, a wydarzenie – cel, choć może on być ukryty. Żaden element, osoba i zabieg nie są bezużyteczne. Wszystko to sprawia, że powieść Duncana wydaje się być spójna, idealnie przemyślana i, co ważne, stanowi dla czytelnika intelektualne wyzwanie. Bo czyż nie o to chodzi w literaturze? Powinna nie tylko bawić, ale także uczyć, a książka Duncana robi to w sposób idealny. Powieść pokazuje, że w każdym momencie naszego życia musimy dokonywać wyborów, a co za tym idzie - brać również za nie odpowiedzialność. Bowiem to wybory kształtują zarówno nas, jak i otaczający nas świat. Duncan za pośrednictwem swoich bohaterów pokazuje to aż nazbyt dokładnie, by nie powiedzieć: brutalnie. Ale taka jest właśnie rzeczywistość.
Pisarz pełnymi garściami czerpie z dorobku literatury, sztuki, a nawet muzyki. Wplata w swą opowieść mity sumeryjskie o Inanie i Dumuzim oraz greckie, szczególnie mit prometejski według Ajschylosa. Zwraca się również w stronę legend i wydarzeń historycznych. Dzięki temu obcowanie z jego opowieścią staje się niesamowitym doświadczeniem. Duncan proponuje nam podróż w czasie i przestrzeni, z niesamowitą wręcz wprawą skacze po licznych wątkach. Przemierzamy różnorodne przestrzenie, śledzimy wydarzenia niezależnie od ich porządku chronologicznego. Autor zabiera nas w ekscytującą i pełną niedomówień drogę, która sprawi, że całkowicie zatracimy się Welinie.
„Welin” Hala Duncana jest dziełem bardzo dobrym. Wnosi powiew świeżości do literatury fantastycznej. Choć to pozycja ambitna i niełatwa, warto po nią sięgnąć. Zachwyci bowiem i skłoni do refleksji każdego, kto zechce włożyć odrobinę wysiłku w lekturę. Nagrodą za skończenie książki będzie bowiem nie tylko przyjemność, ale również uczucie satysfakcji.