Grzegorz Wąsowski – „Szkice o Żołnierzach Wyklętych i współczesnej Polsce” – recenzja i ocena
Zobacz też: Żołnierze Wyklęci – historia i pamięć
Żołnierze „wyklęci” to obecnie jeden z najbardziej nośnych tematów historycznych w naszym kraju. Wydaje się, że popularnością nie może z nimi konkurować żaden inny wzorzec polskiego rycerza czy żołnierza. Nawet obecna w popkulturze husaria pozostaje daleko w tyle. Legioniści Piłsudskiego, obrońcy Warszawy z 1939 r. czy patrząc w wieki wcześniejsze powstańcy styczniowi lub listopadowi, to „tylko” element naszej historii. „Wyklęci” wyrastają na coś więcej. Stają się współczesnym archetypem obrońcy Ojczyzny. Nieugiętego, brawurowego i walczącego do ostatniej kropli krwi z największym złem: komunizmem.
Książka Grzegorza Wąsowskiego taką wizję niewątpliwie współtworzy. Pomimo to, malowany w niej obraz nie jest hagiograficzny. Autor nie ucieka od opisu niejednoznacznych wydarzeń z życia „leśnych braci” (określenie stosowane wobec antykomunistycznej partyzantki w krajach bałtyckich). Przez całą publikację kieruje się maksymą Józefa Mackiewicza: „tylko prawda jest ciekawa”. Zresztą ogromny duży wpływ Mackiewicza na poglądy autora widać niemal w każdym z opublikowanych w „Szkicach…” felietonów. Były one pierwotnie zamieszczane na stronach: podziemiezbrojne.blox.pl i wpolityce.pl i wersji książkowej poddane zostały jedynie niewielkim poprawkom, głównie językowym i interpunkcyjnym. Niestety powoduje to, że w wielu tekstach pojawiają się powtórzenia i te same odwołania. Nuży m.in. kilkukrotne polecanie „Drogi donikąd” jako jednej z najważniejszych książek polskiej literatury. Jednak z drugiej strony usunięcie większości powtórzeń czyniłoby konkretne felietony niezrozumiałymi dla czytelnika. Wprowadzenie do „Szkiców…” napisał Kazimierz Krajewski, jeden z najlepszych znawców partyzantki niepodległościowej w gronie polskich historyków. Jest on także współautorem tekstu kończącego książkę, stanowiącego polemikę ze studium Pawła Rokickiego „Glinciszki i Dubinki. Zbrodnie wojenne na Wileńszczyźnie w połowie 1944 roku i ich konsekwencje we współczesnych relacjach polsko-litewskich”. Pozostałe felietony są autorskimi teksami Wąsowskiego.
Autor książki z wykształcenia jest prawnikiem, ale wiedzy o polskiej konspiracji, zwłaszcza powojennej, mógłby mu pozazdrościć niejeden historyk. Pasja z jaką kreśli życiorysy swoich bohaterów budzi duże uznanie. Zwłaszcza, że są to przemyślenia człowieka mocno zaangażowanego w przywracanie pamięci o partyzantce niepodległościowej. Gwoli wyjaśnienia, Wąsowski był jednym z twórców pierwszej w III RP wystawy, a następnie albumu, poświęconego „żołnierzom wyklętym”. Antykomunista, zaangażowany w działalność Ligi Republikańskiej, już wówczas zajmował się przywracaniem pamięci o ostatniej polskiej zbrojnej konspiracji. Do dziś stanowczo protestuje przed rugowaniem jej ze zbiorowej pamięci, a także przeciwko rysowaniu jej wypaczonego obrazu. Jest też, jako Prezes Fundacji Pamiętamy gorącym zwolennikiem stawiania im pomników. Nie są to działania eksponowane, ale niewątpliwie ważne dla lokalnej społeczności. Na łamach książki pokazuje konkretne przykłady gdy komunistyczna propaganda przykleiła do przedstawicieli konspiracji poakowskiej łatkę „bandyty” tak mocno, iż dopiero stawiane pomniki i związane z nimi uroczystości zmieniają postrzeganie „wyklętych” przez lokalne społeczności. Nic lepiej nie ukazuje sensu istnienia Fundacji Pamiętamy i ogromną rolę kilku pasjonatów. Obecnie coraz mocniej grupy owych pasjonatów zastępują działania Państwa polskiego. Uroczystości państwowe z 1 marca, prace ekshumacyjne, działalność edukacyjna IPN a przede wszystkim coraz większa rola „wyklętych” w popkulturze musi autora omawianych felietonów cieszyć.
Nie jest to zwykły zbiór tekstów wyłącznie o tematyce historycznej co zapowiada sam tytuł książki, chociaż autor swoje wywody mocno osadza w przeszłości. Wart polecenia jest m.in. tekst osadzający tradycję powojennych antykomunistów w długim ciągu polskiej walki o niepodległość. Odniesienia do powstańców styczniowych jawią się tutaj jako niezwykle trafne a zbieżność ich losów prawie bliźniacza do losów żołnierzy wyklętych. Autor powołując się na dziennik prowadzonych przez Zdzisława Brońskiego „Uskoka” pokazuje, iż sami partyzanci mieli tego świadomość. Wielu z nich zmagało się z militarnym i politycznym brakiem sensu tej walki, a mimo tego ją podejmowali.
Autor nie stawia sobie za cel opisanie historii ludzi czy oddziałów tworzących zbrojne podziemie antykomunistyczne. Jest to dla niego raczej punkt odniesienia do wydarzeń nam współczesnych. Wąsowski od lat domaga się wprowadzenia tradycji antykomunistycznego ruchu oporu do panteonu narodowej pamięci. Dziś, w okresie prawdziwego boomu na „wyklętych”, wydaje się to oczywiste. Jednak w latach 90. poprzedniego wieku mało kto zauważał taką potrzebę. Większość publikowanych tekstów jest polemiką z zakłamującymi rzeczywistość ocenami ferowanymi przez uczestników naszego życia publicznego. Autor jest, jak na entuzjastę Mackiewicza przystało, wyrazisty i ostry w sądach. Nie unika także jasnego formułowania swoich sympatii politycznych. Jest jednak przy tym uczciwy intelektualnie. Potrafi np. pochwalić Adama Michnika, gdy ten przypominał Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, że to nie Jacek Kuroń i Karol Modzelewski pierwsi przeciwstawili się władzy komunistycznej. W innym miejscu gani Jarosława Kaczyńskiego, gdy ten w jednym z wywiadów prasowych określił akcję „Wisła” jako działania „suwerennego państwa polskiego”. Zauważa przy tym gorzko, - mam nadzieję, że niecelnie – wykrzywiającą prawdę historyczną ostrość politycznych sporów: „Czasy nie są sprzyjające dla takich jak moje poglądów. Niemniej warto mieć na uwadze, że jeżeli jednym tchem wymieniamy takie nazwiska jak Gomułka i Tusk, to tym samym rezygnujemy z przeniesienia na przyszłe pokolenia prawdy komunizmie” (s. 312-313).
Największą wartością publikacji są opisy spotkań z rodzinami wyklętych lub nimi samymi. Zarówno autor jak i ludzie z nim współpracujący spotykali na swojej drodze bliskich krewnych partyzantów zamordowanych w obławach i ubeckich kazamatach. Czasami to oni zostawali osobami, które po wielu latach mogły opowiedzieć o okolicznościach śmierci czyjegoś brata lub ojca. Niekiedy wskazywali miejsce wzniesienia pomnika z nazwiskiem danego partyzanta. To ważne chociażby z tej przyczyny, że wielu polskich niepodległościowców spoczywa do dziś w bezimiennych mogiłach.
Komuniści bowiem postępowali ze swoimi wrogami bezwzględnie. Nie szanując norm kulturowych naszej cywilizacji odmawiali im godnego pogrzebu. Rodziny przez wiele lat nie wiedziały, gdzie spoczęły doczesne szczątki ich bliskich. Dopiero od niedawna nasze państwo - głównie poprzez prace identyfikacyjne prowadzone przez IPN – stara się wydobyć bohaterów naszej walki o wolność i pochować je z należnym szacunkiem. Część tekstów Wąsowskiego pokazuje jak bezceremonialnie obchodzono się z „wyklętymi” (a nawet ich zwłokami), członkami ich rodzin czy tymi, którzy udzielali im schronienia. Wiele felietonów pokazuje jaką rolę w pamięci lokalnych społeczności odgrywa działalność Fundacji Pamiętamy. Jest to tym ważniejsze, że o ile prace ekshumacyjne prowadzone na terenie warszawskiej Łączki, czy w pobliżu siedzib Urzędów Bezpieczeństwa mogą przynieść pozytywne skutki to już odnalezienie ciał i identyfikacja partyzantów grzebanych w miejscach, gdzie padli z bronią w ręku, jest w zasadzie niemożliwe.
Wąsowski, co już sygnalizowano, jest apologetą – chociaż nie bezkrytycznym – działalności tych formacji zbrojnych. Na łamach książki podziemie jest malowane w barwach heroicznych. Mamy więc opisy działań zbrojnych, dyscypliny panującej w oddziałach, powszechnej religijności. Najmocniej ten obraz jest zarysowany w tekście krytycznym wobec filmu „Obława”, gdzie życie codzienne oddziału partyzanckiego z kresu II wojny światowej przedstawione zostało wedle oceny Wąsowskiego w sposób obrazoburczy. Autor ma na to sensownie brzmiące argumenty i w znacznej mierze wypada się z nim zgodzić.
Jednak heroiczny obraz partyzantki niesie pewne niebezpieczeństwo. Nie chodzi bynajmniej o potrzebę jej demitologizacji. W heroicznym stylu opisywania partyzantki zanika tragizm partyzantki powojennej. Bezkompromisowy antykomunizm Józefa Mackiewicza, wyznawany przez autora książki, utrudnia bowiem odmalowanie całej palety postaw reprezentowanych przez ludzi podziemia w zderzeniu z komunizmem. Nieznający meandrów powojennej historii czytelnik może odnieść wrażenie, że większość tych ludzi walczyła z własnej woli powodowana wrogością do komunistów. Świadoma ceny, tj. śmierci lub więzienia, podejmowała to ryzyko. Jednak jest to tylko część prawdy. To nie działania zbrojne najmocniej „oczyściły lasy” a komunistyczne amnestie. Docelowo doprowadziły one do całkowitego rozbicia partyzantki. Ci, którzy kontynuowali walkę nie mieli żadnych złudzeń co do zamiarów komunistów. Tak jak jeden z partyzantów AK, który ujawnił się podczas amnestii i próbował powrócić do normalnego życia. Odnaleziony przez UB i zmuszony do wydania dawnego dowódcy oszukał ubeków. Zgodził się na współpracę ale po dotarciu do dowódcy, wyznał mu prawdę i dołączył do oddziału. Wiedział, że nie ma powrotu do „normalnego” życia. Zginął w obławie UB, tak samo jak dowódca którego nie chciał zdradzić. Felietony Wąsowskiego pełne są równie dramatycznych historii.