Frank McDonough – „Gestapo. Mity i prawdy o tajnej policji Hitlera” – recenzja i ocena
Gestapo to skrót od Geheime Staatspolizei czyli Tajnej Policji Państwowej. Za jej pomocą inwigilowano wszystkich i wszystko. Nic nie ograniczało jej władzy. W sweoj najnowszej książce Frank McDonough analizuje działania tej organizacji w tzw. starej Rzeszy ([Alt Reich]), czyli Niemczech w granicach z 31 grudnia 1937. Czyni to przede wszystkim w oparciu o zachowane akt śledztw prowadzonych przez Gestapo w latach 1933-1945
Kluczowe znaczenie ma dla autora polityka niemieckiej tajnej policji wobec tych grup, które znajdowały się pod szczególną obserwacją. Przeczytamy tu o Żydach, komunistach, „aspołecznych”, dysydentach religijnych, a także o niezwykle zróżnicowanych metodach stosowanych w ich inwigilacji. Szczególnie uwypuklona została rola jaką w działaniach Gestapo odgrywały denuncjacje. McDonough nie stroni także od przedstawienia – niekiedy zdumiewających – niekonsekwencji w postępowaniu niemieckiego aparatu represji.
Jak zaznacza sam autor, z dokumentami wytworzonymi przez Gestapo jest jeden zasadniczy problem. Problemem jest nie to co w nich napisano, ale właśnie to czego nie napisano. W tego typu archiwaliach nie znajdziemy wzmianek o tzw. zaostrzonym przesłuchaniu, a więc o torturach stosowanych w celu wymuszenia zeznań, bądź przyznania się do winy. Dlatego wszelkie dokumenty wytworzone przez Gestapo konfrontuje (o ile to możliwe) ze wspomnieniami i relacjami.
Czy Gestapo było wszechobecne i wszechwładne? To jeden z mitów, który McDonough obala. Jak wynika z analizowanych materiałów, a także dostępnej do tej pory literatury, nazistowska tajna policja na terenach starej Rzeszy, cierpiała na niedobory kadrowe. Na tych terenach jej działalność opierała się w większości na donosach. Uwaga wygłoszona w stanie upojenia alkoholowego, konflikt sąsiedzki czy małżeński – każda z tych sytuacji mogła zaowocować donosem do Gestapo. Reakcja tajnej policji i sądu nie w każdym przypadku była taka sama. Wcale nierzadkie były umorzenia i uniewinnienia. Szczególnie częste bywały w przypadkach dotyczących wygłaszania defetystycznych uwag, utrzymywania kontaktów seksualnych z robotnikami przymusowymi czy słuchania zagranicznych stacji radiowych.
Dzięki benedyktyńskiej pracy autora czytelnik może poznać indywidualne sprawy, które analizowane są na szerszym tle represji wobec danej grupy społecznej. Co chyba jeszcze ciekawsze, analizowany obszar starej Rzeszy jest dość charakterystyczny. Zawsze uważało się, że hitlerowskie Niemcy były państwem totalitarnym, gdzie obywatele byli poddani nieustającej inwigilacji. Tymczasem w recenzowanej pozycji znajdujemy zgoła inny obraz. Gestapo w znacznej mierze wykorzystywało bowiem ludzką skłonność do donoszenia i zatargi (czy to rodzinne, sąsiedzkie czy między pracownikami). To zresztą wniosek z pogranicza historii i antropologii.
Inną rzeczą zasługującą na szczególne wyróżnienie jest wykorzystanie przez autora archiwaliów miejskich z terenów starej Rzeszy. Jest to zasób do tej pory mało eksplorowany, a zasługujący na dużą uwagę. Sądzę, że dzięki pracy McDonougha stanie się on bardziej popularny i przyniesie jeszcze badaczom wiele pożytku.
Inną zaletą – którą docenią nie tylko badacze – jest gawędziarski styl opowieści. Czytelnik nie jest zasypywany wiedzą, a przeciwnie - nowe fakty i interpretacje wciągają go coraz głębiej. McDonough zaserwował bowiem narrację nietypową dla opracowania historycznego, bliższą raczej powieści kryminalnej. Jego książka to znakomity dowód na to, że możliwe jest połączenie doskonale przeprowadzonej kwerendy z przejrzystym sposobem przekazu.
Na pierwszy rzut oka można zatem powiedzieć, że McDonough stworzył kolejną w historiografii pozycję na temat Gestapo. Jego książka jest jednak zupełnie nowym ujęciem tego zagadnienia. Polecam ją nie tylko dla specjalistom, ale także wszystkim, który interesują się historią. Naprawdę warto przeczytać.