Dzień w puszczy (jodłowej) [Marginesy historii]
Wyobraź sobie czytelniku rok 1936, mieszkanie warszawskich inteligentów-mieszczan. On – nauczyciel, ona – pracownica administracyjna. Całe życie w kamienicy gdzieś w okolicach Złotej, gdzie za oknem ich małego lokum widoczna jest jedynie ściana kamienicy – brudna i z nieco nadszarpniętym tynkiem. Nagle wchodzi rozpromieniony pan domu i mówi do swojej ślubnej ukochanej: „możemy jechać na letnie kanikuły, do puszczy jodłowej w Zagnańsku”!
O co chodzi? Otóż, faktycznie można było jechać ze zorganizowaną grupą z Warszawy do urokliwego Zagnańska. Tam mieszkańcy wielkiego miasta mogli wybrać się na jedną z trzech wycieczek krajoznawczych: do świętego Krzyża, do świętej Katarzyny i do Góry Chełmowej. Łącznie wycieczkowicze stanowili nielichą grupę 320 osób. Warszawscy mieszczanie (na wycieczkę na pewno jechały również osoby pokroju Walerego Wątróbki z książek Wiecha), mogli przejechać się furmankami albo kolejką leśną, poznać kopalnie rud żelaza oraz podziwiać klasztor. Wycieczka zaczynała się tuż po północy a kończyła się po prawie 24 godzinach. Niezaprzeczalnie była to oferta dla aktywnych.
Redakcja: Maciej Zaremba