Czarny ląd i antysemityzm przedwojennych liberałów [Marginesy historii]
Dzisiaj często mówi się o antysemityzmie przedwojennej prasy. Niezaprzeczalnie na łamach „ABC”, „Nowin Codziennych” czy „Rycerza Niepokalanej” nietrudno było znaleźć bardzo ostre teksty atakujące Żydów. Problem polega na tym, że dzisiejsza etykietka „antysemityzm” w II RP miała znacznie więcej odcieni i półcieni.
O ile narodowcy i część katolików krytykowała Żydów ze względów ekonomicznych czy nacjonalistycznych, o tyle środowiska postępowej inteligencji przejawiały inny rodzaj antysemityzmu. Dla nich solą w oku było ortodoksja żydowska, kojarząca się ciemnotą i kołtuństwem. Krytyka chasydyzmu także dla zasymilowanych Żydów była równie naturalna, co w wypadku środowisk „chrześcijańskich” krytyka dewocji katolickiej. Cześć z nich czuła się zobowiązana do odcięcia się od swoich braci w wierze i bezlitosnego punktowania ich zachowań.
„Wiadomości Literackie”, po dziś dzień uważane za forpocztę myśli modernistycznej, również nie były wolne od tego typu poglądów. Przykładem mogą być chociażby reportaże Wandy Melcer pt. „Czarny ląd”, publikowane w częściach na łamach „WL”, później zaś w formie książkowej. „Czarny ląd” jest reportażem z warszawskiej dzielnicy żydowskiej, będącej dla autorki synonimem średniowiecza, które przybliża „nowoczesnej Warszawie” z Małej Ziemiańskiej. Na łamach swoich reportaży Melcer opisywała, z niekrytą odrazą, ubój rytualny, obrzezanie noworodka czy inne zwyczaje żydowskie. Oto tylko drobna próbka jej twórczości (dodam, że nie wybrałem wcale najbardziej krytycznego fragmentu):
Rodzina prawowiernego Żyda jest czysta, to znaczy, że czysta i wierna jest ortodoksyjna kobieta. Już w najdawniejszych czasach groziło jej ukamienowanie za wiarołomstwo, a dziś także za najlżejszem posądzeniem mąż może ją zmusić do rozwodu. W zasadzie Żyd jest też obowiązany do wierności małżeńskiej, jak to wskazuje chociażby symboliczna szata, którą nakłada przy ślubie, ale ponieważ to on żąda i otrzymuje rozwód, ponieważ dalej w papierach jego nie jest wcale zaznaczone, iż jest żonaty, obowiązek wierności jest czystem złudzeniem. Opowiadano mi, że pewien komiwojażer miał dwadzieścia żon w różnych miasteczkach Polski i nie tylko nie można go było zmusić, żeby jedną z nich uznał wreszcie za legalną i ślub z nią ślubem cywilnym „poprawił”, ale nawet nie było można mu dowieść wielożeństwa. Żeby wziąć ślub, wystarczy przyjść ze świadkami i dziewczyną do rabina, a rabin natychmiast, o nic się nie pytając, ślubu tego udzieli.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz